sobota, 10 stycznia 2015

Daehyun- B.A.P- Kłopotliwy solenizant



    - Łał, plastikowy młotek. Świetny prezent, Zelo- Daehyun pokiwał głową z udawanym uznaniem.
   - Wszystkiego najlepszego, hyung!- maknae wyszczerzył się szeroko. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Przekręciłaś z politowaniem oczami. Chłopcy bywają czasem naprawdę dziecinni.
    Zakryłaś usta dłonią, żeby nikt nie zobaczył jak ziewasz i podeszłaś do zawalonego brudnymi naczyniami kredensu. Westchnęłaś ciężko i zamrugałaś, żeby dać odpocząć szczypiącym ze zmęczenia oczom. Pomogłaś przygotować chłopakom z B.A.P przyjęcie urodzinowe dla Daehyuna i zarwałaś przez to kolejną noc. Cierpiałaś ostatnio na bezsenność i od kilku dni byłaś w sumie chodzącą na ostatnich procentach baterii marionetką. Byłaś sfrustrowana i podenerwowana, a dzisiejszy solenizant nie wyciągnął do ciebie pomocnej dłoni. Wręcz przeciwnie. Rzucał ci kłody pod nogi, wysługiwał się wszystkimi, myśląc, że jako solenizant nie miał żadnych obowiązków. Irytowało cię to niesamowicie. Chłopcy może i byli w stanie mu odpuścić, ale twoje zszarpane nerwy nie były tak łaskawe.
    - No, koniec imprezy! W ramach prezentu urodzinowego Daehyun pomoże mi posprzątać- rzuciłaś pół żartem, pół serio. Ten zrobił usta w ciup i spojrzał na ciebie z wyrzutem.- Żartowałam- mruknęłaś, próbując przełknąć narastającą złość. Może to i lepiej, że mu odpuściłaś, ponieważ jego zbyt bliska obecność mogłaby w krótkim czasie doprowadzić do wybuchu.
    - Ja ci pomogę- zaoferował się Yongguk, próbując ostudzić atmosfere.Poklepał cię ukradkiem po ramieniu i posłał ci pokrzepiający uśmiech. Westchnęłaś ciężko i wzięłaś się za zmywanie naczyń. Nieco się dzięki temu uspokoiłaś. Do momentu, w którym jedna ze szklanek nie spadła na podłogę i rozbiła się na małe, szklane kryształki. Zaklęłaś w myślach i szybko sięgnęłaś po zmiotkę i łopatkę.
    - Zostaw, ja posprzątam- Yongguk powstrzymał cię w pół ruchu.
    - Ale z ciebie, mała, niezdara- stwierdził Daehyun, nie kwapiąc się nawet, żeby zapytać, czy nic ci się nie stało. Zacisnęłaś zęby, czując wewnątrz, że zbliża się burza. Lider dostrzegł złość wymalowaną na twojej twarzy.

    - Zamiast tyle gadać, lepiej byś pomógł- rzucił w stronę Daehyun'a. Ten pokazał mu język, jakby był zadufanym w sobie siedmiolatkiem. I to zburzyło wszelkie bariery twojej samokontroli. Wstałaś, odwróciłaś się w jego stronę z chęcią mordu wymalowaną na twarzy. Podeszłaś do stołu i ignorując zdziwone spojrzenia członków zespołu, chwyciłaś plastikowy prezent ofiaroway solenizantowi przez Zelo. Miał to być żart, śmieszny akcent kończący dzisiejszy dzień, ale ty doszłaś do wniosku, że posłużyć może wyższemu celowi. Nie namyślając się długo, przyłożyłaś wokaliscie z całej siły w głowę. Młotek wydał śmieszny, plastikowy dźwięk.
    Daehyun wydał jęk, będący mieszaniną szoku i bólu. Rzuciłaś zabawkę na sofę, obok jego kolan. Zignorowałaś jego pełne wyrzutu i niezrozumienia spojrzenie.
    - Co ty wyprawiasz, ________?- krzyknął Daehyun. Bez słowa przeszłaś do korytarza, wyciągnęłaś z kieszeni kurtki małą paczuszkę. Wróciłaś do salonu. Uśmiechnęłaś się krzywo, próbując pohamować cisnące się do oczu łzy wściekłości.
    - Wszystkiego najlepszego, wasza wysokość- powiedziałaś głosem przepełnionym kpiną i sarkazmem. Rzuciłaś chłopakowi prezent na kolana i wybiegłaś z dormu.
    Nie przejmowałaś się strugami deszczu, ani tym, że Yongguk próbował cię zatrzymać. Byłaś tak zła, że nie zauważyłaś nawet, iż wybiegłaś na dwór w samej tylko bluzce z krótkim rękawem. Nie chciałaś, żeby ktokolwiek oglądał twoje łzy. Miałaś sobie za złe, że dałaś się sprowokować, ale B.A.P mogli wykazać nieco zrozumienia i przemówić Daehyun'owi do rozsądku. Zawsze łatwo się denerwowałaś i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Powinni byli coś zauważyć, tym bardziej, że zawsze było po tobie widać, kiedy coś było nie tak. Zazwyczaj roześmiana, otwarta osoba nie zamyka się w sobie od tak.
    Wbiegłaś do pobliskiego parku i stanęłaś pod rozłożystym drzewem. Nie po to, żeby schronić się przed zimnymi kroplami(i tak byłaś już przemoknięta do suchej nitki), ale po to, żeby wyładować się na twardym pniu. Uderzyłaś w niego z całej siły pięścią, żałując, że nie była to twarz Daehyun'a. Powtórzyłaś czynność jeszcze kilka razy i w końcu oparłaś się o chropowatą powierzchnię plecami. Nie wiedziałaś, ile czasu stałaś tak bez ruchu, ale po długiej chwili udało ci się uspokoić. Jak tak dalej
pójdzie, to ludzie zaczną myśleć, że masz może jakieś zaburzenia psychiczne.

    - Zagrożenie minęło?-usłyszałaś nagle głos Yongguk'a. Spojrzałaś na niego i prychnęłaś.
    - Jakieś dwie minuty temu- chłopak podszedł do ciebie i zarzucił ci na ramiona kurtkę. Sam był przemoczony, jednak to o ciebie się martwił. Był wspaniałym człowiekiem. Kobieta, która się z nim w przyszłości zwiąże, z pewnością wygra życie.
    - Wszystko w porządku?- odgarnął ci włosy z twarzy.
    - Powiedzmy- mruknęłaś.
    - Przepraszam za niego. Powinniśmy byli go przystopować.
    - Wszystko gra. Ja też przesadziłam- wzruszyłaś krzywo ramionami.- Po prostu miałam ostatnio ciężkie dni.
    - A ten biedny pień boleśnie się o tym przekonał- chłopak kiwnął głową w kierunku drzewa. Prychnęłaś rozbawiona.- Wróć, proszę- Yongguk przybrał na twarz poważny wyraz.
    - A nie boisz się, że Daehyun'a potraktuję tak samo, jak to biedne drzewo?- zapytałaś kpiącym tonem.
    - Nie żeby mu się nie należało- lider wzruszył ramionami.- Najwyżej powstrzymamy cię w odpowiednim momencie- spojrzałaś mu w oczy. Westchnęłaś po chwili zastanowienia.
    - Okej, okej... Ale jakby co, nie ręczę za siebie.
    - Rozumiem- Yongguk sie uśmiechnął.- Jak już powiedziałem, powstrzymamy cię... kiedyś- puścił ci perskie oczko.
    - Chciałam tylko, żebyś wiedział...
    Od razu po powrocie do dormu B.A.P poszłaś się położyć. Zignorowałaś chłopaków, a zwłaszcza Daehyuna, który rzucił ci zirytowane spojrzenie i weszłaś do pokoju Bang'a. Opadłaś na krzeszło przy biurku.
    - Głupio mi- mruknęłaś, kiedy lider podał ci suche ubrania i ręcznik.
    - Dlaczego?- Yongguk uniósł zdziwiony brwi.
    - Przez to, że przywaliłam Daehyun'owi młotkiem w łeb.
    - Należało mu się. Zresztą, to był mały pikuś w porównaniu z tym, co ja mu zrobię- westchnęłaś ciężko.
    - Na pewno mogę u was zostać? To nie będzie problem?
    - Skąd. Poza tym, nie puściłbym cię w taką pogodę do domu. Pewnie i tak będziesz chora- skinął na twoje mokre włosy.- Możesz spać tutaj. Ja prześpię się albo u chłopaków, albo w salonie- Yongguk skierował się do drzwi. Patrzyłaś jak wychodził do korytarza i ganiłaś się za swoją impulsywność. Przesadziłaś. Powinnaś iść przeprosić Daehyun'a, jednak twoja duma była zbyt drażliwa i nie była skłonna do ustępstw.
    Znów westchnęłaś i zaczęłaś wycierać mokre włosy. Yongguk miał rację. Już czułaś lekki ból gardła i katar. Przynajmniej będziesz miała pretekst, żeby zostać przez kilka dni w domu. Może chociaż uda ci się odpocząć.
    Ściągnęłaś przemoczone ciuchy i rzuciłaś je na podłogę. Ubrałaś rzeczy, które przyniósł ci Yongguk i przewiesiłaś ręcznik przez oparcie stołka. Zapaliłaś małą lampkę nad łóżkiem i zgasiłaś duże światło. Opadłaś zmęczona na pościel. W tym samym momwncie usłyszałaś pukanie do drzwi. Zanim zdążyłaś je otworzyć, do pokoju wszedł Daehyun. Twoja złość już minęła, jednak nie wiedziałaś, czy chłopak znowu nie doprowadzi cię na krawędź.
    - O co chodzi?- zapytałaś sucho. Daehyun przygryzł dolną wargę i uciekł spojrzeniem w bok.- Zapomniałeś języka, czy co?
    - Przepraszam- wyszeptał, kiedy już chciałaś wypchnąć go z pomieszczenia.
    - Słucham?
    - Przepraszam za moje zachowanie. Byłem kretynem- powiedział cicho i zarumienił się zakłopotany. Okej, było mu głupio, ale jedno słowo wszystkiego nie naprawi.
    - Czemu zachowywałeś się jak dupek?- wycedziłaś. Czekałaś na odpowiedź dobrą minutę. Kiedy nie nadeszła, doszłaś do wniosku, że dosyć miałaś na dziś.- Kiedy przypomnisz sobie powód swojego dziecinnego zachowania, daj mi znać. A na razie, żegnam- wypchnęłaś go na korytarz.
    - Byłem zazdrosny- usłyszałaś, zanim zatrzasnęłaś drzwi. Rozdziawiłaś usta. Że co proszę? Niby o co miał być zazdrosny? Wychyliłaś się zza drzwi i spojrzałaś na niego podejrzliwie.- Byłem zazdrosny, bo dużo czasu spędzałaś ostatnio z Yongguk'iem- zarumienił się jeszcze bardziej, a ty zamrugałaś zdziwiona.
    - Że co proszę?
    - Przez ostatnie kilka dni nie odstępowałaś go ani na krok. Wkurzało mnie to, bo nie poświęcałaś mi czasu- pokręciłaś głową, słysząc tą niedorzeczność i puknęłaś go ręką w czoło.
    - To dlatego, inteligencie, że szykowaliśmy dla ciebie przyjęcie urodzinowe! Nie mogłeś przyjść i normalnie powiedzieć, co ci leżało na sercu? Musiałeś aż tak bardzo mnie wkurzać?
    - Przepraszam- mruknął cicho i zaczął wpatrywać się w swoje stopy. Odetchnęłaś ciężko.- Jesteś bardzo zła?
    - Nie. Byłam, ale już nie jestem. Miałam ochotę strzelić ci w nos taką fangę, że na zawsze byś ją zapamiętał- wyznałaś. Wszyscy doskonale wiedzieli, że byłaś do tego zdolna.
    - Jeśli jest coś, co mógłbym zrobić...- zastanowiłaś się chwilę.
    - Owszem jest pewna rzecz- pokiwałaś głową, chwaląc w myślach swoją wspaniałomyślność.- Ale najpierw obiecaj, że nie stchórzysz- Daehyun zawachał się, jednak po chwili zgodził się, nie wiedząc nawet na co. Uśmiechnęłaś się złowróżbnie i przeszłaś do salonu. Chwyciłaś ze stołu plastikowy młotek i zanim Daehyun zdążył zorientować się, co planowałaś, trzasnęłaś go z całej siły w czoło. Zatoczył się w tył i oparł o ścianę.- No, teraz jesteśmy kwita- złapałaś się pod boki i zaśmiałaś kpiąco.
    - No, cóż. Zasłużyłem- przyznał chłopak i pokręcił głową. Potarł palcami powieki, bo nieco go zamroczyło.- Czy teraz mogę ja mieć do ciebie pewną prośbę?
    - Zależy jaką.
    - Mogłabyś nie spać dzisiaj w pokoju Yongguk'a?
    - Więc, gdzie niby mam spać?- zmarszczyłaś brwi, a zakłopotana mina wokalisty powiedziała ci wszystko.
    - No, u mnie...
    Wpatrywałaś się w czerwieniejacą twarz Daehyun'a i musiałaś przyznać jedno. Nie ważne, jak bardzo wnerwiającym skubańcem chłopak był, był też niesamowicie słodki i nie mogłaś długo mieć mu za złe tego wszystkiego. Westchnęłaś ciężko i przeszłaś korytarzem do drzwi jego pokoju.
    - Zajmuję łóżko!- wykrzyknęłaś i niemal roześmiałaś się widząc rozczarowanie Daehyun'a. On na serio myślał, że będziesz z nim spała?
   
   

środa, 7 stycznia 2015

Druga szansa cz. 6



Od kilku dni Diana pozostawała dziwnie cicha. Bardzo go to martwiło, ponieważ pełna zazwyczaj energii dziewczyna była przygnębiona i nie chciała mu powiedzieć dlaczego.

- Będę musiała zniknąć na jakiś czas- powiedziała pewnego dnia i uśmiechnęła się smutno.

- Dlaczego?- Yongguk zmarszczył brwi zaniepokojony.

- Po prostu...- zaczęła i westchnęła ciężko.- Muszę coś załatwić- wyjaśniła, a w jej oczach odbiło się coś, co niemal ścisnęło raperowi serce z żalu.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tylko... Chcę odwiedzić pewne miejsce...

- Ale wrócisz?- Yongguk niesamowicie bał się rozstania. Niepokoił go również fakt, że zwyczajnie uzależnił się od obecności nastolatki.

- Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz- Diana przywdziała na usta z pozoru kpiący uśmiech, jednak jej myśli zaprzątała już jutrzejsza rocznica i konfrontacja, której niesamowicie się obawiała. Konfrontacja z samą sobą...


Diana wciągnęła powietrze w płuca i przeniknęła przez zimną ścianę. Przymknęła powieki, bojąc się tego, co mogła zobaczyć. Jednak nie mogła w nieskończoność odwlekać tej chwili, nawet jeżeli takową ilość czasu posiadała.

Otworzyła oczy i zobaczyła to, co widziała kilka miesięcy temu. Zmizerniałe, blade ciało, do którego popodpinanych było mnóstwo rurek i przewodów wyglądało, jak nieudany eksperyment genetyczny. Przerzedzone, brązowe włosy zwisały z poduszki, upięte w poplątany, koński ogon. Kręgi pod oczami jeszcze bardziej podkreślały szarość twarzy, a uwydatnione kości policzkowe i obojczyki wskazywały na znaczny spadek wagi ciała, pomimo, że nie było one widoczne spod mdłej kołdry.

Diana podeszła bliżej do łóżka i uśmiechnęła się gorzko. Dotknęła palcem chłodnego czoła i z trudem powstrzymała łzy.

- Wszystkiego najlepszego, idiotko- mruknęła, patrząc na własne ciało, pogrążone w śpiączce.

Gdyby nie próbowała się zabić, skończyłaby tego dnia osiemnaście lat. Zawsze wyczekiwała z podekscytowaniem swoich urodzin, jednak w tamtym momencie nie miały dla niej tak naprawdę znaczenia. Były tylko kolejnym dniem wieczności. Wieczności, której nienawidziła.

Nagle drzwi sali szpitalnej zostały otwarte. Diana zwróciła się zdziwiona w ich kierunku. Wciągnęła z napięciem powietrze, kiedy szczupła, ładna dziewczyna przeszła na wylot przez jej postać i ułożyła na małej półce bukiet jej ulubionych, fioletowych tulipanów.

- Hej, Diana- powiedziała cicho nastolatka i przysiadła na taborecie. Uśmiechnęła się smutno i splotła nerwowo palce.- Jestem tchórzem, prawda?
Diana, wciąż zszokowana, przeszła na drugą stronę pokoju, aby móc obserwować twarz swojej przyjaciółki. Na jej policzku widniała pojedyncza blizna. Zapewne ślad po wypadku, w którym dziewczyna brała udział tuż, przed tym feralnym dniem...

- Naprawdę muszę być tchórzem, skoro zebrałam się na odwagę wtedy, kiedy przecież nie możesz mnie usłyszeć- kontynuowała lekko schrypniętym głosem. W jej oczach błyszczały łzy.- Miałaś rację- Diana zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.- Miałaś rację. Cały ten wyjazd był głupim pomysłem, a ja uświadomiłam to sobie dopiero kilka dni temu. Potrzebowałam ponad ośmiu miesięcy, żeby zrozumieć, że cała ta kłótnia była spowodowana moją głupotą.

Diana przypomniała sobie tamten wieczór. Jej przyjaciółka chciała wyjechać tuż po osiemnastce. Nie miała wykształcenia, pieniędzy- żadnych perspektyw. Wbrew rodzicom, jej samej i rozumowi chciała zmarnować sobie życie. Diana próbowała jej to wyperswadować, jednak ta zaczęła się z nią kłócić. Wybiegła z krzykiem z jej domu i wpadła pod samochód. Właśnie tamto wydarzenie przeciążyło szalę życia Diany.

- A teraz leżysz tu... Jak sobie pomyśle, że być może nigdy mnie już nie ochrzanisz, albo, że nigdy nie będę w stanie znów zobaczyć twojego uśmiechu...- dziewczyna rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach.- Przepraszam- wyszeptała, szlochając.- Przepraszam... Przeze mnie... Powinnam cię wesprzeć. Miałaś poważniejsze problemy, a ja martwiłam się niemożliwymi marzeniami...

Nie, nie, nie... Diana pokręciła głową, nie przejmując się własnymi łzami. Marzenia są ważne. Nie liczy się ich bezmyślność, ale to, że w ogóle są... Fakt, jej były nierozsądne, ale nie mogła przecież przepraszać za to, że miała sny. Diana nigdy nie chciała, żeby jej przyjaciółka czuła się z tego powodu winna.

- Przychodziłam tu wiele razy- wyznała niespodziewanie dziewczyna.- Po wypadku, chciałam tu wejść wiele razy, ale bałam się. Siebie, ciebie, twoich rodziców. Tego, że mogłaś nagle odejść na moich oczach- otarła z wilgoci policzki, jednak tej wciąż przybywało.- Miałam wielkie plany. Chciałam zrobić ci na osiemnastkę odjazdowy prezent. Jak sobie pomyślę, że mogę ci go nigdy nie dać... Nie rób mi tego, Diano. Jesteś dla mnie jak siostra. Nie mogę cię stracić- wyszeptała i skuliła się na krześle.

Diana przełknęła z ledwością. Te słowa znaczyły dla niej bardzo wiele i jednocześnie dały jej niespodziewaną pewność i siłe. Nagle zapragnęła jeszcze bardziej odzyskać życie i wrócić, żeby pokazać bliskim, ile dla niej znaczyli. Chciała naprawić swój błąd i bardzo pragnęła przeprosić przyjaciółkę za to, co sama jej powiedziała i zrobiła.

Nastolatka podeszła z niemałym wahaniem do łóżka i przyjrzała się drgającym ramionom drugiej dziewczyny. Diana uśmiechnęła się przez łzy.

- Ja też wiele chcę ci powiedzieć. Chcę powiedzieć ci o wszystkim, co mi się przydarzyło, chociaż pewnie i tak mi nie uwierzysz- zaczęła.- Chcę powiedzieć, nie, pokazać ci, jak wspaniały jest świat i miejsca, które wspólnie chciałyśmy odwiedzić. Chcę pokazać ci ludzi. Aspekty ich życia, których nigdy nie dostrzegłyśmy. Chcę powiedzieć ci, że naprawdę się zakochałam- wyszeptała i nachyliła się w stronę przyjaciółki. Dotknęła jej pleców i przytulia się do nich.

Skulona do tej pory nastolatka uniosła się zdziwiona i dotknęła z wahaniem miejsca na ramieniu, na którym poczuła nagle dziwny, jednak przyjemny chłód. Nie spostrzegła niczego niezwykłego, jednak była pewna, że spowiło ją coś, czego nie rozumiała. Jej serce zabiło niespokojnie. Diana wyczuła to bez problemu i odsunęła się od przyjaciółki, nie chcąc jej nie pokoić. Dotknęła czoła zdziwionej nastolatki, uśmiechając się, kiedy ta podąrzyła za jej ruchem.

- Brakuje mi ciebie- wyszeptała Diana.- Obiecuje, że niedługo wrócę. Wtedy nadrobimy wszystko, co zepsułyśmy. Zorganizuje moją osiemnastej, załatwie nam wycieczkę do Azji, o której marzysz. Może nawet będę mogła pokazać ci moją pierwszą miłość- z tym akurat nie było problemu, ponieważ zdjęcia Yongguk'a były przecież w internecie. Jednak Diana miała nadzieję, że zdoła pokazać go przyjaciółce na żywo. Nawet, jeżeli ten nie będzie w stanie dostrzec jej w tłumie fanów...- Dziękuję. Za to, że tu przyszłaś. Za pamięć, za skruchę i za to, że po prostu jesteś...- Diana uśmiechnęła się po raz ostatni i, pomimo tego, że nie chciała, wyszła z pomieszczenia.

Przez długi czas przechadzała się szpitalnymi korytarzami, obserwując lekarzy, pielęgniarki i pacjentów. Kolejny już raz mogła zrozumieć kruchość życia i to, jak wielką wartość miało. Dostrzegła siłę więzi łączących ludzi.

Jednak tym, co zdziwiło ją najbardziej była liczba dusz, które tak jak ona wędrowały po szpitalu. Praktycznie co kilka sekund mijał ją zbłąkany duch, szukający sensu swojej egzystencji. Zapewne były to dusze grzeszników, zmarłych w murach budynku i tych, którzy zginęli zanim szpital został wybudowany.

Diana westchnęła i opuściła budynek. Miała dosyć wszechogarniającego smutku. W tym samym momencie przed dziewczyną zmaterializował się Jean. Nastolatka odskoczyła zaskoczona, patrząc na niego, jak na idiotę.

- Co ty tu robisz?!- wykrzyknęła. Mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem. Skoro był tu, to kto chronił Yongguk'a?

Jakby czytając w jej myślach, Jean machnął ręką i tuż przed twarzą Diany pojawił się nieco niewyraźny obraz. Ujrzała rapera stojącego na scenie. Pozostali członkowie zespołu chowali się za nim z przerażonymi wyrazami twarzy. Diana spojrzała z wyrzutem na twarz francuza, pokręciła z niedowierzaniem głową i zniknęła, zostawiając go samego.

Jean długo jeszcze wpatrywał się w miejsce, z którego zniknęła nastolatka. Był na siebie wściekły. Chciał dla niej jak najlepiej, zamiast tego robił wszystko, żeby móc uczynić ją swoją własnością...




Diana zmaterializowała się tuż obok sceny z brzęczącym w głowie słowem "dlaczego?". Jak Jean mógł zostawić zespół na pastwę losu?

Dziewczyna zaczęła odczuwać do niego jeszcze większą niechęć, kiedy spostrzegła, że tym, co spowodowało przerażenie zespołu była grożącą im Mścicielka. Tylko dlaczego nagle wszyscy ją widzieli?

Zjawa skierowała rękę w stronę sceny, a wokół jej dłoni utworzył się niewielki wir ciemnej jak smoła energii. Diana zaklęła i zanim duch zdążył zaatakować, stanęła w obronie B.A.P. Zmaterializowała się tuż przed Mścicielką i chwyciła ją za nadgarstek, odginając go w przeciwną stronę.

- Nawet się nie waż- warknęła, patrząc na pobladłą twarz, okrytą w większości falą czarnych włosów. Duch nie powiedział słowa, jednak spróbował wyrwać się Dianie i znów zaatakować chłopaków stojących na szerokiej scenie. Nastolatka zacieśniła chwyt na chudym nadgarstku, a po chwili odepchnęła zjawę w tył.

- Diana?!- usłyszała przerażony krzyk Yongguk'a. Spojrzała w jego stronę, popełniając największy tego dnia błąd.

W tym samym momencie Mścicielka pchnęła ją w dół na metalowe barierki. Osiemnastolatka syknęła i z trudem uniosła się z ziemi. Jednak po chwili znów została przygnieciona do betonowego gruntu, a czarnowłosa zjawa zacisnęła lodowate palce na jej szyi.

- Diana?- usłyszała znów głos rapera i zdenerwowane krzyki pozostałych członków zespołu, próbujących odciągnąć lidera w bezpieczne miejsce.

- Możemy pogadać później?- wychrypiała Polka, starając się odepchnąć Mścicielkę nogami. To niestety jej się nie udało, ale po zaciętej walce, przekręciła się na bok, wywijając przy okazji z mrożącego krew w żyłach uścisku. Zdmuchnęła grzywkę z czoła.

- Hyung, chodźmy stąd! Szybko!- usłyszała głos Zelo.

- Ale...- Yongguk chciał pomóc Dianie. Przecież na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że atakująca ją dziewczyna była potworem.

- Rusz dupę, Yongguk- warknął Himchan.- Nie wiem, co się tu dzieje, ale życie mi miłe. Chodź!

- Ale Diana...- widząc zachowanie lidera, visual spojrzał w dół na widownię i dopiero wtedy dostrzegł, że zamiast jednej zjawy, na ziemi leżały dwie. Instynkt samozachowawczy głośno i wyraźnie podpowiedział mu, że powinni zabrać dupy w troki i uciekać. Chociaż do tej pory był zdania, że to wszystko było tylko snem, wolał nie ryzykować, gdyby nagle okazało się, że to jednak jawa. Co prawda, duchy nie istnieją, a już tym bardziej duchy miotające innymi duchami na lewo i prawo. W jego mniemaniu, zjawa, która zaatakowała ich kilka minut temu przypominała mu ducha ze sławnego japońskiego horroru i pewnie tym cała ta sytuacja okaże się być, ale póki co, wolał tego nie sprawdzać.

Był przerażony i sam sobie się dziwił, że zdołał pomyśleć logicznie i zatroszczyć się o resztę zespołu, ponieważ ich lider wydawał się być zajęty bezpieczeństwem brązowowłosej zjawy, a nie przyjaciół. Pociągnął Yongguk'a w tył i rozkazał JongUp'owi, aby to samo zrobił z Zelo i Youngjae'em. Daehyun nie potrzebował żadnych wytycznych i szybko podążył za ruchami pozostałych.

- Himchan, zostaw! Muszę jej pomóc!- warknął lider i spróbował wyrwać się młodszemu.

- Zidiociałeś do reszty?! Duchowi chcesz pomagać?! Omal niedawno nie zginąłeś! Aż tak ci śpeszno na tamten świat?!- Himchan chwycił lidera za poły bluzy i mocno nim potrząsnął.

- Posłuchaj pana paszczura- powiedziała nagle Diana, ocierając wierzchem dłoni policzek. Najmłodsi członkowie zespołu zdążyli już zejść ze sceny, jednak Himchan wciąż nie mógł poradzić sobie z opierającym się raperem.- Zazwyczaj gada głupoty, ale teraz błyszczy elokwencją. Nie marnuj takiej okazji!- stwierdziła kpiąco dziewczyna i podniosła się. Stanęła prosta jak struna, uśmiechając się wrednie w stronę Mścicielki. Za długo już wchodziły sobie w paradę. Może i Diana nie miała tyle siły, żeby ją pokonać, ale mogła chociaż spróbować.

- Nie chodź!- powtórzył uparcie Himchan i w końcu zaciągnął Yongguk'a za kulisy. Później zastanowi się nad tym, co się działo, czemu ich lider był gotów chronić jakąś zjawę i czemu ta wyzywała go od debili. Będzie miał na to czas, kiedy już będą bezpieczni lub, kiedy się obudzą.

- Diana!- krzyknął ostatni raz Yongguk, poddając się, ale mając nadzieje, że dziewczynie nic się nie stanie. Nastolatka rzuciła mu przez ramię uspokajający uśmiech i znów skierowała uwagę na Mścicielkę.

W chwili, w której miała pewność, że B.A.P byli wystarczająco daleko, skupiła się uważnie. Jej włosy zaczęły falować, kiedy pierwszy raz w życiu wygenerowała tyle energii. Domyśliła się, że Mścicielka chciała podążyć za przerażonymi chłopakami, więc niemal od razu ją powstrzymała. Ta spojrzała na nią rozwścieczona i krzyknęła. Wszystkie szklane obiekty, nieważne czy to szyby samochodowe, lampy, czy po prostu butelki, rozkruszyły się momentalnie, wtórując agonalnej pieśni.

Diana jednak zignorowała szklaną masakrę i uniknęła z łatwością ciosu zjawy. Sama spróbowała ją zaatakować i nawet jej się udało. Duch poleciał w tył, a podążyła za nim ścieżka szkarłatnych łez. Dziewczyna cierpiała. Było to oczywiste, jednak pragnąc się zemścić, pogłębiała jedynie swoją agonię. Dianie zrobiło się nagle żal Mścicielki. Zatrzymała w pół ruchu jej kolejny cios i przyciągnęła ją bliżej siebie. Zajrzała w głąb jej oczu, widząc i słysząc nie wypowiedziany wręcz smutek, Ujrzała łkającą, zmizerniałą dusze, potrzebującą pomocy i ratunku. Ratunku od samej siebie.

- Pomogę ci- obiecała Diana i odepchnęła dziewczynę. Na pewno istniał sposób, aby ją uratować, jednak w tamtym momencie nastolatka nie posiadała dostatecznej wiedzy o świecie Nieumarłych. Teraz dziewczyna mogła jedynie dalej chronić B.A.P od gniewu zjawy, mając nadzieję, że kiedyś dopełni swojej obietnicy.

- Nie chcę pomocy! Chce zemsty!- wykrzyknęła Mścicielka i znów zniknęła, zapewne mając dość własnych porażek. Jednak na pewno chciała wrócić. Zawsze wracała...



- Hyung, możesz nam wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi?- Daehyun chodził niecierpliwie po pokoju, nie mogąc się uspokoić. Cholera, zostali zaatakowani przez demona, zjawę, czy Bóg wie przez co! A ich lider coś o tym wiedział. Tylko czemu? Był medium, czy co?

- Yongguk, odezwij się wreszcie!- warknął Himchan. Raper był jednak zbyt zaniepokojony stanem Diany, aby móc wykrzesać z siebie choćby słowo. Sam nie wiedział, co się stało.

Po prostu mieli próbę, a wtedy cała scena się zatrzęsła. Myśleli, że to tylko trzęsienie ziemi, ale szybko zrozumieli, że to coś znacznie gorszego. Atakująca ich zjawa wykrzykiwała co jakiś czas kilka słów. Najczęściej była to "zemsta, zemsta!". Yongguk wbrew przypuszczeniom zespołu, nie wiedział, co się wydarzyło, ale pomimo lęku o życie Diany, miał dziwne wrażenie, że dziewczyna wiedziała i ukryła to przed nim.

- Dokąd idziesz, Youngjae?- zapytał Daehyun, obserwując wciąż przestraszonego przyjaciela.

- Muszę do łazienki. Niedobrze mi- wyjaśnił młodszy i nacisnął klamkę.

- Nie radzę. Kibelek wam się zapchał- usłyszeli. Diana zawisła do góry nogami tuż przed twarzą wokalisty z niewinnym uśmiechem. Youngjae krzyknął i odskoczył w tył, kiedy dziewczyna stanęła na ziemi.

Yongguk podbiegł do niej szybko i mocno ją przytulił, nie przejmując się zszokowanymi twarzami reszty członków zespołu.

- Kim... Kim ona jest?!- Youngjae wskazał na nią palcem.

- Schowaj go, bo nie wiem, gdzie go trzymałeś- Diana odsunęła się od lidera i skinęła głową na rękę młodego wokalisty.

- Nic ci nie jest?- zapytał Yongguk.

- Wydaje mi się, że twoi przyjaciele mają kilka bardziej istotniejszych pytań- stwierdziła dziewczyna, spoglądając ponad męskim ramieniem na twarze pogrążone w niebotycznym szoku. Wciąż niezrozumiała, dlaczego B.A.P zaczęli nagle widzieć ją i Mścicielkę, ale miała przeczucie, że to wszystko było sprawka Jean'a, który równie niespodziewanie, co się pojawił, po prostu zniknął.