sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 1

 


- A co na to twoi rodzice?- zapytała Yulin. Wzruszyłam ramionami.

- A co oni mogą? Jestem pełnoletnia, sama się utrzymuje- ukryłam twarz w szaliku, ponieważ chłodny wiatr sprawił, że aż zadrżałam.- Nie mają prawa zmusić mnie do małżeństwa. To nie średniowiecze- mruknęłam.

Przez padający śnieg, pokrywający drogi lód i wyjątkowo czarne niebo Seul wydał mi się jeszcze bardziej mroczny i niedostępny niż zazwyczaj, kiedy zaczynała się zima. Nawet wielkie bilbordy, światła pędzących samochodów i pierwsze ozodoby świąteczne nie były w stanie rozproszyć spowijającej miasto ciemności. Zdążyłam się przekonać, że sięgała ona serc i rozmów wielu ludzi, którzy, w mojej opini, stwarzali realne zagrożenie dla moralności społecznej. 

Co tu dużo mówić, Seul od dawna nie był normalnym miastem, jednak było to spowodowane głupotą jego mieszkańców. Przez ich chęć do stanięcia na piedestale rozwoju światowego, wiele istot, bo niestety nie można ich było nazwać normalnymi ludźmi, cierpiało, będąc oskarżonymi niesprawiedliwie o inność i ułomność w człowieczeństwie. A wszystko przez to, że niektórzy byli po prostu debilami społecznymi.
Westchnęłam ciężko, krzywiąc się, kiedy uderzył we mnie zapach spalin. Życie w mieście na pewno było łatwiejsze niż na wsi, ale co do jednego naukowcy mieli rację- zanieczyszczenie było w nim niestety dużo większe. Szkoda tylko, że zamiast spróbować polepszyć aktualną sytuację, współcześni ludzie woleli brać udział w wyścigu szczurów i wynajdywać coraz to nowsze technologie, które tylko z zasady miały pomagać. Większość z nich i tak była dostępna tylko dla pionierów- zwykłe szaraczki nie mogły nawet pomarzyć, żeby choć na nie zerknąć.

- Chyba nieźle się wkurzyli, kiedy zwyczajnie wywaliłaś ich za próg?- skręciłyśmy z Yulin w boczną uliczkę. Niewielki spadek spowodował, że musiałam bardziej oprzeć się sile grawitacji, która tego dnia była moim największym nemesis. Bolały mnie mięsienie, ścięgna i chyba też kości, nawet te, o których istnieniu nie miałam pojęcia.

- Owszem- przytaknęłam, a na moje usta wypłynął mimowolny uśmiech.- Ale za to jaką satysfakcję miałam, kiedy mama wylądowała w zaspie? Żyje już ponad czterdzieści lat, a do tej pory nie nauczyła się, że po lodzie nie chodzi się w szpilkach- zachichotałam, przypominając sobie przeklinającą kobietę, zaplątaną w poły ośnieżonego futra.

Odetchnęłam głęboko, ponieważ, nie wiedzieć czemu, w uliczce, która prowadziła do mojego mieszkania powietrze było zawsze lżejsze i pozbawione niebezpiecznie wysokiego stężania dwutlenku węgla. Tłumaczyłam to sobie tym, że w okolicy atmosfera również była mniej napięta niż w samym centrum miasta. Tutaj ludzie traktowali się inaczej. Byli bardziej otwarci towarzysko i emocjonalnie na sąsiadów. Zupełnie, jakby niewielkie bloki były oddzielone od neonowych bilbordów niewidzialną barierą. Dziwne zjawisko, ale dopóki nie znikało, cieszyłam się z jego obecności. Było jedną z niewielu rzeczy, które sprawiały, że społeczeństwo zyskiwało w moich oczach.

- Masz może jutro czas?- Yulin odgarnęła fioletową grzywkę z czoła.- Do kin wchodzi fajny film i pomyślałam, że mogłybyśmy się wybrać- zastanowiłam się chwilę.

- Kończę jutro wcześniej i nie muszę iść do pracy, więc pomyślałam, że pójdę na małe zakupy i pozałatwiam kilka spraw. Jeśli ci to nie przeszkadza to możesz iść ze mną, a potem skoczymy na mały seans- wzruszyłam ramionami i posłałam przyjaciółce uśmiech.

- Z miłą chęcią- mruknęła żartobliwie nonszalanckim tonem.- Sama muszę uzupełnić lodówkę wiktuałami, ponieważ najazd rodziny uszczuplił zdecydowanie moje racje żywnościowe- powiedziała, imitując staroświecki język. Zachichotałam. Yulin była dość specyficzną osobą, ale za to najpozytywniejszą jaką znałam.

Nagle echo mojego śmiechu zmieszało się z dziwnie zbolałym odgłosem. Ucichłam momentalnie i zmarszczyłam brwi.

- Słyszałaś?- zapytała Yulin, rozglądając się dookoła. Przytaknęłam i westchnęłam ciężko.

W panującej obecnie rzeczywistości było to częste zjawisko, jednak mało kto na nie reagował. Ludzie bali się uwikłania w ubliżające ich wartości akcje, nie rozumiejąc, że tym samym obniżali wartość ich własnego i nie tylko istnienia. Spowodowane to było obawą przed okazaniem litości w czasach, kiedy najbardziej liczyło się zimne wyrachowanie i szastanie pieniędzmi.

Postąpiłam powoli na przód, próbując zlokalizować źródło pełnych bólu, nie wiedziałam jak to nazwać, jęknięć, miałknięć? Bo dokładnie tak to brzmiało. Kiedy za sporym śmietnikiem spostrzegłam kawałek tektury i leżący na niej kłębek poszarpanego futra, aż zaklęłam. Pochyliłam się ostrożnie tak, aby nie przestraszyć drobnej istoty. Chociaż ona i tak trzęsła się z zimna tak bardzo, że nie zwróciła nawet uwagi na moją obecność.

- Głupota ludzka przekracza czasem wszelkie granice- stwierdziła Yulin i pokręciła zniesmaczona głową. Ja natomiast zmarszczyłam brwi, ponieważ na cienkiej warstwie kartonu dostrzegłam niepokojące, czerwone smugi. Aż się serce krajało, kiedy mała, włochata kulka wydała z siebie żałosny odgłos bólu.

Szczerze? Zachciało mi się płakać. Zawsze miałam miękkie serce. Zwłaszcza, kiedy chodziło o tych, którzy sami nie potrafili obronić się przed okrucieństwem świata. Znów westchnęłam i łajałam się połowicznie przez podjętą decyzję.

- Yulin, chyba musimy odwołać nasze jutrzejsze plany- mruknęłam cicho i odpięłam powoli guziki mojej zimowej kurtki. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała, co miałam na myśli i przymknęła zrezygnowana powieki.

- Nie uratujesz ich wszystkich, Hyeseon- mruknęła.

- Chociaż uratuje jego- stwierdziłam zdecydowanie i rozpięłam zamek błyskawiczny łączący poły grubego puchu. Dobrze, że miałam na sobie w miarę ciepłą bluzę. Przynajmniej miałam szansę na dotarcie do domu i nie zejście na hipotermie.

Ułożyłam kurtkę na ziemi, nie przejmując się tym, że wsiąkał w nią rozmoknięty brud i bardzo powoli zbliżyłam dłonie do trzęsącego się ciałka. Prawdę powiedziawszy, bałam się go dotknąć, ponieważ nie wiedziałam, jakiej reakcji się spodziewać. Na szczęście, włochata kulka nie poruszyła się ani o milimetr, kiedy ostrożnie wsunęłam pod nią palce. Bez problemu wyczułam żebra i wilgoć, która niestety nie była stopionym lodem. Uniosłam niemal bezwładną plątaninę chudych łap i ułożyłam ją na rozgrzanej jeszcze podszewce. Od razu uczepiły się jej ciemne pazury, próbując zapewne zyskać więcej ciepła. 

Owinęłam ciemne futro połami kurtki, zauważając, że te powlekły się już bordowymi plamami. Uniosłam materiał i stanęłam prosta jak struna. Byłam zła, właściwie wściekła, ale na negatywne emocje czas nadejdzie potem. Ważniejsze było zdrowie istoty, która znów wydała z siebie odgłos cierpienia. Ruszyłam natychmiast przed siebie, ponieważ i mi zaczęło doskwierać zimno. Dobrze, że moje mieszkanie było niedaleko. 

Yulin podąrzyła za mną. Nie byłam pewna, czy dlatego, że chciała pomóc, czy dlatego, że mieszkała nieco dalej. Przekonałam się jednak, że ją również poruszył stan futrzaka, którego trzymałam na rękach, ponieważ dziewczyna otworzyła mi drzwi do budynku i wyciągnęła z kieszeni moich spodni klucze od mieszkania.

- Który to?- mruknęła cicho, przypatrując się pękowi metalu.

- Ten duży- posłałam jej pełen wdzięczności uśmiech i weszłam do windy. Odtwarzana w niej muzyczka była denerwująca, ale na szczęście miałam większe zmartwienie niż źle skomponowana melodyjka.

Po niespełna minucie dotarłyśmy na drzwi mojego mieszkania. Yulin przekręciła kluczyk i pchnęła ciężkie drewno. Omal nie jęknęłam z ulgi, kiedy uderzyło we mnie przyjemne ciepło.

- No, to co teraz?- zapytała moja przyjaciółka, kładąc klucze na stole i rozkładając szeroko ramiona. Zapanowała cisza. Sama właściwie nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Typowa ja, najpierw robi, potem myśli. 

Zagryzłam wargę spoglądając na wystającą z pomiędzy grubego materiału główkę. Wciąż drżała konwulsyjnie.

- Musimy go jakoś rozgrzać- zawyrokowałam i skierowałam się do łazienki. Krótko po mnie do łazienki weszła również Yulin. Ostrożnie ułożyłam zawiniątko na pralce. Wiedziałam, że nie mogłam tak po prostu wykąpać zwierzaka, ponieważ nie wiedziałam, jak poważnie ranny był. Zdecydowałam się wyciągniąć z szafki koło wanny mały ręcznik. Namoczyłam go w ciepłej wodzie. Razem z Yulin wyplątałyśmy porośnięte futrem ciałko z kurtki. Naszych uszu dobiegło kolejne miałknięcie, ale tym razem brzmiało bardziej jak pretensja, niż jęk bólu. 

- Już dobrze, maluchu- wymruczałam cicho i pogładziłam kociaka po głowie. Za moją ręką podążył wilgotny ręcznik. 

Z ulgą stwierdziłam, że myjąc ciemny grzbiet, zbierałam materiałem jedynie brud. Gorzej było, kiedy próbując odwrócić kota na bok, natrafiłyśmy z Yulin na pociągłą ranę. Nie mogłyśmy ocenić, jak głęboka była, ponieważ przeszkadzało nam posklejane futro. Na szczęście, krwawienie ustało, jednak musiałyśmy uważać podwójnie, żeby na nowo go nie wywołać.

- No, mały. Wszystko będzie dobrze- pogładziłam małe uszko, które przylegało płasko do głowy w geście pokory i strachu.

- Przytrzymam go, a ty szybko zajmij się brzuchem- powiedziała Yulin i asekuracyjnie przycisnęła delikatnie czarne łapy do brudnej podszewki. 

Tak, jak Yulin się spodziewała, oczyszczenie wychudłego brzucha z kurzu, błota i krwi okazało się niespodziewanie trudnym zadaniem. Kot, który do tej pory leżał płasko, niczym pozbawiona życia kukła, poruszył się niespokojnie i wyrwał jedną z łap z uścisku Yulin, wbijając pazury w moje przedramię. Syknęłam przeciągle, odciągnęłam kończynę z powrotem w dół i wróciłam do przemywania przerzedzonego futra. Kot wiercił się niespokojnie i znów spróbował zaatakować. 

- Szzz- mruknęłam uspokajająco, zamiast się wścieknąć.- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się- obiecałam delikatnym głosem. Nie rozumiałam, skąd tak mizerna istota brała energię na tak zaciętą walką.

Przez strach i zapewne ból kota, skończyłyśmy dopiero po dziesięciu minutach. Odetchnęłyśmy z ulgą, kiedy zwierzę ułożyło się znów na mojej kurtce i wbiło w nią pazury. Z dwojga złego już lepiej, że cierpiała bawełna, niż moja skóra. Kot spoglądał na nas z obawą. W jego oczach zamajaczyło zmęczenie i dziwnego rodzaju próba zrozumienia zaistniałej sytuacji. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że zwierzak nie był tylko zwierzakiem. 

Westchnęłam ciężko i na nowo zawinęłam go w kurtkę. Wciąż patrzył na mnie niepewnie. Zapewne bał się tego, co go czeka. Nie winiłam go. Tacy jak on nie mieli łatwego życia. 
Razem z Yulin wyszłyśmy do salonu.

- Rozłożysz kanapę?- zapytałam. Dziewczyna przytaknęła. Wolałam być przygotowana w razie, gdyby kot zmienił się w środku nocy.

- Pościel tam, gdzie zwykle?- kiwnęłam głową. Yulin szybko przygotowała posłanie. Ostrożnie ułożyłam na nim zwierzaka, zdając sobie sprawę z tego, że ten śledzi zaspanymi oczami każdy nasz ruch. Zmarszczyłam brwi i skierowałam się do dużej, wbudowanej w ścianę szafy. Wyciągnęłam z niej podgrzewaną poduszkę, czekając, aż moja przyjaciółka wybuchnie śmiechem. Ta jednak patrzyła na mnie z... wyrzutem?

- No, co?- mruknęłam, wsuwając poduszkę pod swoją kurtkę. Nacisnęłam przycisk. Materiał zaczął delikatnie wibrować i wytwarzać ciepło.

- Nawet o mnie się tak nie troszczysz, kiedy jestem chora- zauważyła.

- To miało być śmieszne?

- Nie- powiedziała ze śmiertelną powagą.

- Nie bocz się, jak dziecko- przeszłam obok niej do sypialni i chwyciłam szybko trzy koce i dwie poduszki.- Rozumiem, że zostajesz?- zapytałam z szerokim uśmiechem. Yulin westchnęła cierpiętniczo. Jej ramiona opadły, kiedy przysiadła na podłodze obok szklanego stolika.

- A mam wyjście?- wymruczała.

- Aż siedem- przekchyliłam lekko głowę.- Drzwi są tam- wskazałam palcem surowe drewno.- W sypialni masz dwa okna, w łazience i kuchni jedno i tu też dwa- skinęłam głową w stronę balkonu. Yulin przekręciła oczami.

- Zamknij dzioba i dawaj tą poduszkę- wyszarpnęła mi pościel i rzuciła ją na podłogę obok fotela. Mogłyśmy spać w sypialni, ale wolałam być blisko w razie, gdyby coś działo się z moim małym gościem, który w końcu na powrót zasnął. Uspokoił się zapewne dzięki ciepłu poduszki.

Odetchnęłam głęboko i jeden z koców ułożyłam na podłodze w formie prześcieradła. Yulin nie chciała do mnie dołączyć i położyła się w wygodnej pozycji kawałek dalej. Szykowała się długa i niewygodna noc...

Nie byłam pewna, o której udało mi się zasnąć, ale zanim choć trochę się odprężyłam, doszłam do wniosku, że będę musiała poprosić przyjaciela o pomoc. Nie miałam pojęcia o opiece nad zmiennymi kotami. Poza tym, mój charakter też nie za bardzo sprzyjał porozumiewaniu się z nimi. Byłam nieco nerwowa, a problemy, które miałam ostatnio z rodzicami zaogniały tylko moje negatywne emocje. Swoją drogą, jeśli dowiedzieliby się, że pomogłam bezpańskiemu kotowi, chyba obdarliby mnie ze skóry.

Kiedy uspokoiłam się nieco, zaczęły gnębić mnie wątpliwości. Wiedziałam nieco o hybrydach i niestety podstawową rzeczą, jaką można się o nich nauczyć był fakt, że bardzo szybko przywiązywały się do życzliwych im ludzi. Nie chciałam mieć nieprzyjemności związanych z moim gościem, więc zaczęłam nawet myśleć o tym, że może lepiej byłoby go oddać. W Seulu nie byłam jedyną osobą, która martwiła się o los tych biednych zwierzaków, więc na pewno znalazłby się ktoś, kto byłby dla niego lepszym opiekunem. Może nawet Suga mógłby się nim zająć? Z tego co się orientowałam, sam przygarnął niedawno młodego kocura i całkiem dobrze im się układało...

Westchnęłam i podniosłam się do siadu. Wyjrzałam przez okno balkonowe i przyciągnęłam kolana do piersi. Oparłam na nich brodę i przyglądałam się opadającemu śniegowi.

- Po prostu śpij. Jutro zastanowimy się, co dalej- usłyszałam lekko zachrypnięty głos Yulin. Spojrzałm w stronę jej przykrytej kocem postaci. Rzuciłam ostatnie spojrzenie przez ramię na zawiniątko tuż za moimi plecami i westchnęłam znów...

Obudziłam się następnego dnia wcześniej niż zwykle. Poruszyłam zesztywniałą szyją i jęknęłam. Spróbowałam rozciągnąć ramiona, ale one również zaprostestowały bólem. Uniosłam się powoli i spojrzałam na Yulin, próbując przypomnieć sobie, dlaczego właściwie spalam na podłodze. 

Dziewczyna leżała z nogą przewieszoną przez podłokietnik fotela. Pochrapywała lekko, a z kącika jej ust spływała stróżka śliny. Skrzywiłam się widząc jej pozycję. Wstałam, chcąc nieco ją wyprostować, kiedy dostrzegłam leżącą na kanapie kulkę. Zamarłam.

Kot wpatrywał się we mnie uważnymi oczami. Obserwował, skanował teren.

- Yulin- powiedziałam cicho, kopiąc ją lekko w bok. Dziewczyna zamruczała coś, jednak się nie obudziła. Powtórzyłam czynność.

- Co chcesz?- zapytała markotnie.

- Wstawaj, tylko powoli- poinstruowałam ją, wpatrując się wciąż w błyszcze ślepia. Wciąż obecny był w nich strach i mogłam przysiąc, że nawet większy niż wczorajszego wieczora.

- Co się znowu...- zaczęła dziewczyna, podpierając się o oparcie kanapy- stało?- skończyła niepewnie, dostrzegając czarnego kota.- Cześć, kiciu- mruknęła cicho. Zwierzak machnął ogonem, jednak niemal odrazu zwinął go tak, że dokładnie przylegał do jego boku. Uszy, które do tej pory nasłuchiwały uważnie, przylgnęły płasko do skóry głowy.

Pochyliłam się nad nim ostrożnie i wyciągnęłam rękę. Kot spiął się momentalnie, jednak ja nie chciałam go dotknąć. Dałam mu powąchać moją dłoń i dopiero, kiedy odważył się musnąć ją nosem, dotknęłam lekko jego głowy. Zamruczał krótko, czując pieszczotę.

- Nie skrzywdzę cię- obiecałam i przysiadłam na skraju cienkiego materaca. Jednak kot nie był przekonany o prawdziwości moich słów i mimo tego, że zdecydowanie pragnął ciepła mojej ręki, uciekł od niego, zakopując się głębiej w mojej kurtce.

- Z twojej strony liczymy na to samo- mruknęła Yulin, wstając. Prychnęłam.

- Akurat nam coś zrobi. Jest przerażony. 

- Przezorny zawsze ubezpieczony- stwierdziła dziewczyna.

- Zamiast się mądrzyć, lepiej przyniosłabyś coś do jedzenia. Pewnie jest głodny.

- Tak jest, wasza wysokość- głos Yulin ociekał sarkazmem, kiedy weszła do kuchni.- Ale to ty będziesz go karmić.

- W lodówce jest mleko- krzyknęłam, nie ruszając się z miejsca.

- Mhmm...- mruknęła do siebie dziewczyna.

- No dobra, mały- rozplątałam poły kurtki.- Wiem, że mnie rozumiesz. Zmień się teraz to dostaniesz jedzenie- poprosiłam łagodnym głosem. Kot tylko ułożył głowę na łapach i przymknął oczy. Zmarszczyłam brwi. Chyba się nie pomyliłam, co?- Nie musisz się bać. Nie zrobimy ci krzywdy- spróbowałam znów. Zero reakcji.

- Co jest?- Yulin wyszła z kuchni.

- Nie chce się zmienić.

- Jak to?- wzruszyłam bezradnie ramionami.

- Hej, no co ty- mruknęłam cicho i nachyliłam się nad nim.- Naprawdę cię nie skrzywdzimy. Chcemy ci pomóc- dalej nic.

- Może to na serio zwykły kot?- zasugerowała Yulin.

- Ale przecież....- byłam pewna, że to nie było zwykłe zwierzę. No, przynajmniej tak mi się wydawało... Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.

- Wiesz, po tym co go spotkało, na pewno tak łatwo nam nie zaufa. Zakładając oczywiście, że rzeczywiście jest zmiennym- stwierdziła Yulin. Pewnie miała rację.Westchnęłam.- Poczekajmy trochę. W tej chwili jest jak małe dziecko. Trzeba czasu, aby nam zaufał i zyskał poczucie bezpieczeństwa. Chodź do kuchni. Przygotujemy coś do jedzenia.

- Okej...- mruknęłam i wstałam zrezygnowana. 

Przekroczyłam próg pokoju, kiedy wyczułam za plecami coś dziwnego. Moje włosy zafalowały, poruszone ciepłym powiewem. Zwróciłam się w kierunku kanapy i zmarłam. Siedział na niej szczupły nastolatek. Nagi. Na jego piersi widniały podłużne szramy, na szczupłej twarzy odbijała się niepewność, a czarne jak smoła włosy błyszczały lekko, roczochrane jak po długim śnie. Szczęka opadła mi niemal do podłogi, kiedy moje podejrzenia się potwierdziły.

Chłopak uciekł wzrokiem w bok i skulił się, chcąc uniknąć zimna. Znajdujące się na czubku jego głowy uszy wciąż pozostawały szczelnie przyciśnięte w dół. Puszysty ogon wydłużył się znacznie, kiedy zwierzę przyjęło ludzką formę. Patrzyłam zszokowana na jego niepewną minę.

Na ułamek sekundy rozszerzone nienaturalnie źrenice zwróciły się w moim kierunku.

- Okej, miałaś rację- dotarł do mnie nie mniej zszokowany głos Yulin. Pokiwałam tylko głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Zamrugałam, kiedy ciemne, przestraszone oczy uciekły spojrzeniem w bok, a chłopak przygryzł wargę, obawiając się wchodzącej do pokoju dziewczyny.- To, co teraz?- zapytała Yulin.

- Ummm... Chyba trzeba go nakarmić- zaproponowałam.

- Ja to bym go najpierw ubrała- mruknęła moja przyjaciółka i chrząknęła znacząco. Zarumieniłam się momentalnie, kiedy dotarł do mnie sens jej słów. Kiwnęłam szybko głową i tak by nie przestraszyć siedzącego na kanapie zmiennego, zbliżyłam się do szafy


Całe szczęście, że czasem lubiłam nosić męskie ubrania. W moim mniemaniu były znacznie wygodniejsze niż damskie. Ogólnie, lubiłam szerokie bluzy, sportowe podkoszulki, a trzeba przyznać, że o rzeczy naprawdę oversize, które na kobietach wyglądałyby dobrze, było raczej trudno.

Przyjrzałam się zawartości kilku półek. W końcu zdecydowałam się na stary, lekko już starty T- Shirt i spodnie z dresu. Specjalnie wybrałam dla chłopaka rzeczy, po których nie płakałabym, gdyby uległy zniszczeniu pod ostrymi cięciami pazurów. Zwróciłam się bardzo powoli w stronę nastolatka i jeszcze wolniej podeszłam do niego.

- Nie bój się- powiedziałam cicho. Przysiadłam na skraju kanapy, dostrzegając mimowolne napięcie się drobnych mięśni. Całe szczęście, chłopak był zbyt słaby, żeby uciekać.

Ułożyłam mu przy nogach złożone ubrania, przykrywając przy okazji wszystkie miejsca, które zdecydowanie nie powinny ujrzeć światła dnia. Nastolatek spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem, a ja tylko się do niego uśmiechnęłam. Przęłknął ciężko i wciąż wpatrując się we mnie, uniósł blady T- Shirt. Jednak zamiast ubrać go na siebie, powąchał go i uważnie obejrzał z każdej strony.

- Chyba uprałaś te rzeczy, po tym, jak je ostatnio nosiłaś, prawda?- zapytała Yulin, a przez początkowy szok zaczęły przebijać się nutki rozbawienia.

- To chyba oczywiste- mruknęłam, jednak sama zaczęłam w to wątpić, ponieważ chłopak wciąż uparcie obwąchiwał materiał.

Nagle jego uszy drgnęły i stanęły proste jak struna. Zmarszczyłam brwi, kiedy szczupłe ciało zesztywniało, a oczy skierowały się w stronę kuchni. Podąrzyłam za jego wzrokiem, słysząc dopiero po chwili dzwonek telefonu.

- Yulin, mogłabyś..?- machnęłam ręką w stronę torby, nie zmieniając pozycji. Oczy nastolatka podąrzyły za moim ruchem. Przyjaciółka szybko podała mi telefon, chłopak przyjrzał mu się z ciekawością. Kiedy jednak dźwięk stał się głośniejszy, jego źrenice znów rozszerzyły się ze strachu.

- Yoboseyo?- odebrałm, nie patrząc nawet na nazwę kontaktu.

= Cześć, mała. Dzwonie, żeby zapytać się, czemu nie ma cię na uczelni.

Omal nie jęknęłam ze szczęścia, słysząc w słuchawce głos przyjaciela. Siedzący przede mną zmienny zbliżył się do mnie z podejrzliwością wymalowaną na twarzy. Powąchał aparat, który trzymałam przy uchu, a ja musiałam się powstrzymać, żeby go nie odepchnąć. Był zbyt blisko. Na szczęście obawa przed przestraszeniem go zwyciężyła.

- Mam tu sytuację awaryjną- mruknęłam, odginając się w tył. Chłopak uparcie podąrzyl za mną, obserwując telefon.

= Coś się stało? Potrzebujesz pomocy?

- Cóż... Właściwie, to mam do ciebie prośbę. Mógłbyś wpaść do mnie po zajęciach? 

= Ymm... Okej, ale co się dzieje?

- To nic takiego, ale czy mógłbyś zabrać przy okazji Teahyung'a?- byłam pewna, że chłopak zmarszczył skonsternowany brwi. Lubiłam jego małego przyjaciela, ale mimo wszystko, raczej rzadko się z nim widywałam.

= Nie ma problemu. Ale czemu?

- Wszystko wyjaśnie, kiedy przyjedziesz- obiecałam. Byłam jednak pewna, że gdy tylko Suga zobaczy mojego gościa, zaraz pojmie w mig całą sytuację.

= No, dobrze. Będę koło drugiej.

Spojrzałm na zegar stojący koło telewizora. Cztery godziny. Chyba dam sobie rade, prawda?

- Będę wdzięczna- zdążyłam jedynie powiedzieć, kiedy zmienny wyrwał mi telefon z ręki i zaczął oglądać go z każdej strony. Normalnie to chyba bym się wkurzyła, ale jego brwi zmarszczone w zabawny sposób i wymalowana na twarzy dziecięca ciekawość sprawiły, że zwyczajnie się uśmiechnęłam.

Nastolatek zreflektował się po chwili w swoim zachowaniu i spojrzał na mnie na powrót przestraszony. Byłam pewna, że gdybym miała tak wrażliwe uszy jak on, mogłabym usłyszeć bez problemu szaleńcze uderzenia jego serca. Westchnęłam ciężko i wyjęłam mu telefon z ręki. Oddał go bez oporu, bojąc się sprzeciwić. Byłam ciekawa, co takiego mu się przydarzyło, że bał się każdego, najdrobniejszego posunięcia.

Odłożyłam komórkę na szklany stolik i sięgnęłam po przygotowaną wcześniej koszulkę. Przypominając sobie wcześniejsze zachowanie zmiennego, powąchałam ją ukradkiem. Była świeżo wyprana. Może po prostu nie odpowiadał mu zapach płynu do płukania? Zdmchnęłam grzywkę z czoła i sięgnęłam po zaciśniętą w pięść, zimną dłoń. Kiedy spróbowałam ją unieść, chłopak stężał i nie dał się ruszyć. Ponowiłam kilka razy próbę, jednak każda skończyła się w ten sam sposób.

- Może lepiej zacząć od dania mu jedzenia?- Yulin skrzyżowała ramiona na piersi. Poddałam się i kiwnęłam głową.- Trzeba też zająć się ranami- dziewczyna  skinęła w stronę klatki piersiowej chłopaka. 

- Z tym wolę poczekać na Sugę- mruknęłam.- Może obecność Taehyung'a trochę go rozluźni- powiedziałam z nadzieją.

- Przygotowałam na razie ciepłe mleko, bo nie mam pojęcia, co innego byłby w stanie zjeść- Yulin podała mi szklankę ciepłego napoju.

- Spoko. W lodówce i tak nie ma za dużo jedzenia.

- Zauważyłam- kpiący tan Yulin był aż nazbyt wyczuwalny i nie pomagał za bardzo w obecnej chwili.

Westchnęłam znów, nie wiedziałam już, który raz tego dnia i ostrożnie zbliżyłam ciepłe szkło do drżących warg chłopaka. Wyglądał, jakby miał się popłakać.

- To tylko mleko- uśmiechnęłam się zachęcająco. Zmienny powąchał biały płyn i pomimo wyraźnego błysku w oku, nie drgnął nawet o milimetr.- No dalej, nie bój się- przyłożyłam krawędź szklanki do ust chłopaka. Złapał mnie zlękniony za nadgarstek. Miał zaskakująco mocny chwyt.- No przecież się nie otrujesz- zaśmiałam się cicho. Nie miałam pojęcia, że moje słowa były wypowiedzeniem krwawej wojny, którą niestety razem z Yulin miałyśmy przegrać...




środa, 4 lutego 2015

Druga szansa cz. 7



- Że od kiedy ona tu jest?!- wykrzyknął Himchan. Yongguk westchnął ciężko i spojrzał zakłopotany na Dianę. Ta siedziała na podłokietniku kanapy, obserwując z pokerową twarzą każdego z członków B.A.P.

- I że niby kim ona jest? Duchem? A może jeszcze wróżką z Nibylandii?- Youngjae nie wiedział, czy powinien się śmiać, płakać, czy wrzeszczeć. To wszystko musiało być głupim snem. Diana westchnęła.

- Wiem, że to wszystko wydaje wam się absurdalne, ale sam fakt, że jestem tutaj, dowodzi prawdziwości słów Yongguk'a.

- Nie, to wszystko dowodzi tylko, że podczas wypadku coś poprzestawiało mu się w głowie- syknął Daehyun. Diana znów westchnęła. "I tak przyjęli to lepiej niż myślałam" stwierdziła smętnie w myślach.

Dziewczyna nie wiedziała, czy dobrze zrobiła opowiadając B.A.P całą historię, ale lepiej żeby wiedzieli skoro nagle zaczęli ją widzieć. Poza tym, Yongguk powinien w końcu dowiedzieć się o prawdziwym celu Mścicielki. Jednak prawda chyba jeszcze do niego nie dotarła, ponieważ wogóle nie przejął się tym, że zjawa czyhała na jego życie.

- Poza tym, co ma znaczyć ten atak na nas? Co to za duch i czemu chce zabić Bang'a?- Himchan wstał gwałtownie i zbliżył się do Diany. Żaden jej mięsień nawet nie drgnął, kiedy uniosła wzrok i ze stoickim spokojem odpowiedziała na pytania visual'a.

- To dusza dziewczyny, która chce zemścić się za swoją śmierć. Problem polega na tym, że obwinia o nią Yongguk'a, który nie zdołał jej uratować- Himchan zmarszczył brwi.

- Że niby Yongguk kogoś zabił?- prychnął chłopak wskazując na lidera, który wyglądał, jakby miał się rozpaść.

- Nie, wręcz przeciwnie, chciał pomóc. Ale, że mu się nie udało...- Diana wzruszyła ramionami.- Mściciele to istoty, które nie zaznają wewnętrznego spokoju, dopóki nie dopełnią swojej zemsty. Przez pochłaniający je gniew stają się niesamowicie silne, niemal nie do pokonania. Zdobywają energię poprzez pochłanianie negatywnych emocji ludzi i innych dusz. A, że na świecie zawsze jest obecny gniew, smutek, czy choćby lekka zawiść...- dziewczyna znów wzruszyła ramionami, zupełnie jakby mówiła o pogodzie.

- Mamy w to wszystko uwierzyć?- zapytał kpiąco Youngjae. Diana westchnęła. Nie było sensu wmawiać im absurdalnej prawdy. Lepiej było im pokazać.

Nastolatka wstała. Himchan odsunął się od niej jak poparzony. Dziewczyna podeszła do okna i zwróciła się twarzą w stronę B.A.P, którzy patrzyli na nią z mieszaniną niedowierzania, gniewu i zdezorientowania wymalowaną w oczach. Odetchnęła głęboko i skupiła wzrok na konsoli podłączonej do telewizora. Kiedy członkowie zespołu usłyszeli drobny hałas, spojrzeli w stronę joystick'ów, które nagle uniosły się w powietrze. Zamarali jeszcze bardziej zszokowani. Diana ostrożnie "odłożyła" kontroler na niską półkę i czekała na ich reakcję. Ta jednak nie nadeszła, więc zdecydowała się na nieco bardziej widowiskowy pokaz.

Uniosła w górę rękę i wykonała palcem rotacyjny ruch. Powietrze w pokoju zawirowało i ukształtowało się w niewielką kulę. Szybkość jej obrotu była tak duża, że bez problemu można było dostrzec w nieregularnej powierzchni smugi, przez które tlen stał się zwyczajnie widoczny. Niewielkie atomy połączyły się w blade fale, udowadniając siłę Diany.

- Co do...- B.A.P odsunęli się jak najdalej od urzeczywistnionej mocy nastolatki i patrzyli na nią coraz bardziej przerażeni. Diana westchnęła i machnęła ręką. Wir zniknął.

- Czyli, że to wszystko prawda?- pierwszy odezwał się Himchan. Dziewczyna musiała przyznać, że przez te ostatnie godziny naprawdę ją zaskoczył. Zachowywał się najbardziej racjonalnie z całej szóstki, a biorąc pod uwagę fakt, że Diana uważała go zwyczajnie za zespołowego błazna, zrobił na niej niemałe wrażenie.

- Chociaż wolałabym zaprzeczyć, niestety wszystko, co mówiłam jest rzeczywistością- nastolatka westchnęła. A to wszystko było pośrednio jej winą.

- Więc, co mamy teraz robić? Ja wyobrażasz sobie to wszystko?- Youngjae zrwrócił się do Yongguk'a, który nie odezwał się słowem, odkąd zaczęłam tłumaczyć cała tą pokręconą historię. Zaczęło mnie to naprawdę martwić.

- Będziecie funkcjonować tak, jak zwykle- powiedziałem, zwracając na siebie uwagę.- Zejdę wam z drogi, ale dalej będę w pobliżu. W razie potrzeby, ochronie was.

- Jaką mamy mieć pewność, że to wszytko nie jest twoim planem? Że zwyczajnie nie chcesz czegoś osiągnąć, wmawiając nam swoją, być może, zmyśloną historię?- Youngjae machnął nerwowo ręką, a Diana przekręciła oczami, tracąc pomału cierpliwość.

Nigdy nie była dobra w tłumaczeniu, a już w szczególności zjawisk, które nie mieściły się w niekomptentynych nadnaturalnie rozumkach. Spędziła kilka dni próbując przekonać Yongguk'a po wypadku, że nie zwariował. Miała robić to samo z pozostałą piątką? Prędzej sama zwariuje.

- Diana nie kłamie- usłyszeli cichy głos lidera, który zrezygnowanym ruchem przetarł dłonią twarz.

- Skąd możesz wiedzieć, że nie zrobiła ci prania mózgu, albo czegoś?

- Yyy... Po pierwsze- nastolatka przerwała Daehyun'owi- to nie film science-fiction. Nie mam żadnej skomplikowanej aparatury do tego typu przedsięwzięć. Chociaż nie twierdzę, że nie chciałabym- mruknęła bardziej do siebie.- Po drugie, nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile razy uratowałam wam tyłki przed własną głupotą- co prawda, chodziło raczej o drobne incydenty, o których nawet nie warto było wspominać, ale na przykład zalanie mieszkania przez Youngjae'a byłoby raczej poważnym problemem.

- Ja jej wierzę- Zelo odezwał się pierwszy raz. Diana rozwarła szeroko powieki z zaskoczenia. Wyznanie maknae było naprawdę szokujące, zważywszy na to, że dziewczyna sama sobie by nie uwierzyła, gdyby była na jego miejscu.- Śniłaś mi się, kiedy miałem koszmary.

- Widzicie? Nawiedza nas nawet w snach- warknął Youngjae, wskazując oskarżycielsko palcem na nieco zdezorientowaną nastolatkę.

- Nie, źle się wyraziłem- Zelo pokręcił natychmiast głową.- Kiedy miałem koszmary, ona zrobiła coś, że zniknęły.

- Aaaa, o to chodzi- mruknęła Diana, nagle zawstydzona.

- Kiedy miałem złe sny, słyszałem zawsze jej głos. Uspokajała mnie.

- Skąd pewność, że to była ona?

- Wiem, że to ona. Poznaję jej głos.

- To nie zmienia faktu, że to ona może być powodem naszych problemów- Himchan odchrząknął.

- Proszę was. Dopóki się nie pojawiłam, nawet nie wiedzieliście o ich istnieniu- mruknęła dziewczyna na powrót zirytowana.

- Może my nie chcemy twojej pomocy?- zapytał kpiąco Daehyun.

- Mhmm... Czyli wolicie, żeby stało się z wami coś podobnego jak z tą doniczką, tak?- Diana skinęła w stronę parapetu. B.A.P podąrzyli zdziwieni wzrokiem za jej gestem. Szklanej ozdobie nic nie było. Dopóki Diana nie zmarszczyła brwi i nie rozbiła doniczki na drobne kawałki. Cała szóstka drgnęła zgodnie, porażona umiejętnościami dziewczyny. Nawet Yongguk.- Zrobimy tak. Zniknę wam z oczu, będziecie sobie żyli jak dawniej.

- Co? Diana, nie...- Yongguk podniósł się z fotela i spróbował złapać ją za rękę. Nastolatka jednak cofnęła się jak opatrzona i uśmiechnęła się do chłopaka z sarkstycznym błyskiem w oku.

- Zobaczymy, jak poradzicie sobie beze mnie- oczywiście, nie zamierzała ich zostawiać na pastwę losu, ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż użeranie się z nieufającymi jej facetami.
Jean na pewno miał coś wspólnego z poprzednim atakiem i Diana musiała dowiedzieć się, co on planował, zanim będzie za późno. Ale najpierw musiała go znaleźć.

- Narazie. Do zobaczenia, być może- mruknęła dziewczyna na odchodnym i zniknęła.

Słyszała zrozpaczony ton Yongguk'a. Nie mogła winić B.A.P za brak wiary w jej słowa, jednak walka z ich racjonalizmem musiała poczekać. Diana doszła do wniosku, że jedynym sposobem na zakończenie całej tej sprawy, jest zrozumienie jej od samych podstaw. O ile motywy Mścicielki były jej znane, o Jean'nie nie wiedziała praktycznie nic. Być może jeśli pozna historię życia francuza, dowie się o nim czegoś, co wyjaśni jego postępowanie. Chyba nawet wiedziała już, gdzie szukać...



Było grubo po północy, kiedy Diana stanęła przed jednym z regałów w starym, paryskim archiwum. Rozejrzała się dookoła, ponieważ czuła się jak przestępca, którego sumienie odezwało się po pierwszej popełnionej zbrodni. Odetchnęla głęboko, tłumacząc sobie, że nie robi nic złego. Mimo to, obręcz zdenerwowania nie chciała odpuścić i wciąż zaciskała się na jej klatce piersiowej.

Diana otworzyła metalową szufladę z napisem "Ofiary- 1940", mając nadzieję, że uda jej się znaleźć cokolwiek, co dotyczyło Jean'a. Choć było to raczej niemożliwe, ponieważ nie znała nawet jego nazwiska, które zawierało się w tysiącach innych, nie miała też pewności, czy nie okłamał jej przedstawiając się. Po ostatnich wydarzeniach wątłe zaufanie, którym go obdarzyła, skuruszało doszczętnie. Była zła na siebie, że powierzyła obcemu facetowi część swoich sekretów, ale naprawdę myślała, że Jean mógłby jej pomóc.

Dziewczyna spojrzała na sporą liczbę dokumentów i folderów, wyciągając z szuflady pierwszy w kolejności. Zważywszy na jego grubość, zapowiadało się czytania na jakąś godzinę, a to dopiero pierwszy plik dokumentów, których w archiwum mogło być nawet setki tysięcy. Szkoda, że budynek modernizowany był w latach dziewięćdziesiątych. Gdyby było inaczej, może mogłaby skorzystać z komputerowej bazy danych, a tak... Zostało jej tylko stare, dobre czytanie strony po stronie. No cóż, jak mawiała jej matka: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.



- Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś jej tu zostać!- wykrzyknął Himchan. Ręka aż go świeżbiła, żeby wybić przyjacielowi jego pokrętną logikę z głowy. Jednak coś w jego twarzy sprawiło, że visual'owi zrobiło się żal lidera.

- Nic o niej nie wiecie- wykrztusił lider, wstając z fotela.

- Ty też, do cholery!- warknął młodszy i machnął nerwowo ręką.- Widziałeś co zrobiła z tą doniczką?! Co jeśli to samo zrobi z którymś z nas?!

- Diana nas nie skrzywdzi- stwierdził Yongguk z większą pewnością w głosie i zwyczajnie wyszedł z salonu. Trzasnął drzwiami swojej sypialni i rzucił się na łóżko. Omal się nie rozpłakał. Od dawna nie czuł się tak rozstrojony.

- Nie sądzisz, że przesadzasz?- zapytał cicho Daehyun. Położył Himchan'owi dłoń na ramieniu, próbując go uspokoić. Ten strząsnął rękę przyjaciela i z ciężkim westchnieniem opadł na kanapę.

- Yongguk powiedział, że dziewczyna była tutaj od czasu wypadku, prawda?- Daehyun skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył brwi. Himchan przytaknął.- Wiem, że to co powiem, przemawia na korzyść dziewczyny, ale czy nie sądzice, że odkąd się pojawiła, Yongguk wydaje się, no nie wiem, nieco jaśniejszy?

- Co masz na myśli?

- No...- Daehyun sam nie wiedział, skąd u niego ta myśl.- Pomyślałem sobie, że dziewczyna ma na niego dobry wpływ. Teraz, jak tak o tym myślę, to nabiera sensu. Nawet jego piosenki zyskały ostatnio większą... głębię.

- Że, co? Że niby się zakochał?

- Tego nie powiedziałem- Himchan westchnął.

- Dlaczego akurat nas spotyka to wszystko?- ukrył twarz w dłoniach.



Diana siedziała na dachu budynku stojącego naprzeciw dorm'u B.A.P. Podparła łokieć na kolanie, a brodę oparła na otwartej dłoni. Postukała palcem w szary folder. Zadziwiająco szybko jej poszło. Szukała zaledwie kilka godzin. Niestety, zrozumienie starofrancuskiego zajmie jej więcej czasu, niż by tego chciała. Ale co to dla ducha?

Spojrzała ukradkiem przez jedno z okien. W salonie zostali jedynie Himchan, Daehyun i Youngjae. Zelo wrócił do siebie, a JongUp oddał się prozaicznym, ludzkim czynnościom. Na pierwszy rzut oka, w mieszkaniu panował względny spokój, jednak nastolatka dobrze wiedziała, że wszystkich gnębiły wątpliwości i strach, nawet ją. Zaczęła obawiać się, że nie udzwignie odpowiedzialności, którą niosła za sobą szóstka żyć. Jednak ona zawsze kończyła, co zaczynała. Nawet jeśli oznaczało to stuprocentowe poświęcenie sprawie...