wtorek, 17 marca 2015

Druga szansa cz.8





"W zamachu nad kanałem La Manche zginęło ponad dwa tysiące cywili. Iskrą zapalną ataku Niemiec na Francję była rzekomo zdrada jednego z francuskich oficerów, jednakże faktu tego nie można potwierdzić, ponieważ dane domniemamanego oficera zniknęły. Jedynym dowodem, który mógłby potwierdzać tego typu teorię był list napisany przez mężczyznę do ukochanej, który niestety nie zawiera konkretych informacji dotyczących nadawcy i adresata..."



Diana stanęła na środku wąskiego korytarza i odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że dorm pogrążony był w kompletnej ciszy. Rozejrzała się dookoła i pokonała odległość dzielącą ją od drzwi Yongguka. Biorąc głęboki wdech, nacisnęła na chłodny metal klamki i wsunęła głowę w nowopowstałą szparę. W pomieszczeniu panował mrok.

Z wielką ostrożnością, dziewczyna przekroczyła próg i zamknęła na powrót drzwi. Zbliżyła się do stojącego przy ścianie łóżka i dostrzegła leżącą pod przykryciem postać. Zawahała się przez chwilę jednak po kilku sekundach pokonała zdenerwowanie i potrząsnęła odkrytym ramieniem.

- Oppa- wyszeptała. Nie otrzymawszy odpowiedzi, powtórzyła czynność, aż w końcu usłyszała zaspany głos.

- Diana?- Yongguk nie był pewien czy śnił, czy rzeczywiście się zbudził. Zapalił lampkę stojącą na półce koło materaca i kiedy dostrzegł uśmiechającą się lekko twarz nastolatki, poderwał się do siadu i przyciągnął ją do piersi.- Boże, myślałem, że coś ci się stało- wyszeptał. Diana zamrugała, próbując pokonać zdziwienie.

Stało się dla niej jasnym, że Yongguk żywił do niej głębokie uczucia. Wątpiła, żeby obściskiwał się z kim popadnie, jednak od ich ostatniego( jedynego ) pocałunku do niczego między nimi nie doszło. Głównie dlatego, że wszyscy byli zbyt zaaferowani jej pojawieniem się, jednak innym powodem lekkiej izolacji było to, że dziewczyna nie przywykła zwyczajnie do takiej bliskości. No i między nimi istaniała jeszcze jedna, oczywista bariera. Była duchem, a to nie była ckliwa historia miłosna między człowiekiem, a istotą nadnaturalną. Fakt, Diana chciałaby happy end'u, ale była realistką.

- Wszystko w porządku- odchrząknęła i odsunęła się od Yongguka. Ten spojrzał jej głęboko w oczy i oplótł ją w pasie tak, że mogła odsunąć się od niego jedynie na długość ramienia.

- Przepraszam za nich- skinął głową w stronę drzwi i zignorował nieudolne próby Diany, aby choć trochę się od niego oddalić.

- Nie żywię urazy- nastolatka zwiesiła zrezygnowana ramiona i pozwoliła posadzić się na łóżku.- Nie żebym wtargnęła w ich życie, czy coś, i nie, żebym była duchem- zauważyła kąśliwie.- Sam zareagowałeś podobnie. To naturalna reakcja obronna człowieka na coś, czego nie rozumie.

- Sam wciąż niewiele rozumiem, ale cieszę się, że jesteś- wyznał raper, kiedy Diana usiadła na piętach pomiędzy jego rozstawionymi kolanami. "I właśnie źle, że się cieszysz....".- Gdzie zniknęłaś na tak długo?

- Próbowałam rozgryźć to wszystko- nastolatka westchnęła.

- Wszystko, to znaczy co?- chyba przyszedł czas, żeby opowiedzieć Yonggukowi cała tą tragedię. Nie tylko strzępki, które wydawały się najbardziej istotne. 

Diana przybrała nieco wygodniejszą pozę i siadając po turecku, oparła się plecami o ścianę. Przez chwilę przyglądała się swoim dłoniom, dopóki hałas na korytarzu nie przyciągnął jej uwagi. Poprzez szparę między drzwiami, a podłogą dostrzegła czyjś cień. 

Nie musiała czytać nikomu w myślach, żeby wiedzieć, iż był to Youngjae. Przyglądała się z ukrycia życiu B.A.P tak długo, że zdążyła poznać każdego z nich. Nawet sposób w jaki chodzili. Czasem czuła się jak szpiegująca psychofanka.

- Zgaszę światło- powiedział Yongguk i niemal od razu w pokoju znów zapanowała ciemność. W sumie, w mroku nastolatka czuła się bardziej komfortowo i łatwiej było jej się zebrać do opowiedzenia swojej historii. Jej komfort szybko jednak uleciał zastąpiony szybszym biciem serca, kiedy raper przejechał palcami po jej ręce, aby po chwili pewnie schwycić jej dłoń. Była tak zaaferowana tym drobnym gestem, że nawet nie zwróciła uwagi na ciepło ciała Yongguka, które nagle stało się lepiej wyczuwalne.

- Krótko po tym jak cię uratowałam, poznałam pewnego chłopaka- dobrze, że chociaż głos nie zawodził jej tak, jak serce. Yongguk zmarszczył brwi, jednak ciemność uniemożliwiła dostrzeżenie tego. Raper ścisnął nieco mocniej rękę dziewczyny. Ta zignorowała gest i kontynuowała opowowieść.- Spotkałam go podczas wyjazdu nad morze. Przyznał, że obserwował mnie od jakiegoś czasu, ale nie miał złych zamiarów. Uwierzyłam mu i pożałowałam tego.

- To też duch?- dziewczyna przytaknęła.

- Francuz. Powiedział mi, że zginął podczas zbombardowania kanału La Manche. Wojna i te sprawy.

- Skoro mi o tym mówisz, to znaczy, że zapewne coś się w tym wszystkim nie zgadza?- Yongguk odgarnął dziewczynie włosy za ucho. Jakby w ciemności robiło to jakąś różnicę.

- Tułaczka po świecie w zawieszeniu między życiem, a śmiercią nie jest karą za tego typu śmierć. Taka kara spotyka głównie samobójców.

- To znaczy, że kłamał?- podchwycił po chwili raper i zaczął bawić się końcówkami brązowych kosmyków.

- Prawdopodobnie. Znalazłam w jednym z francuskich archiwów notatkę, która mówiła o zdrajcy.

- Byłaś we Francji?- ręka Yongguka zawisła w bezruchu z powodu zdziwienia.- Kiedy?

- Wczoraj- Diana uśmiechnęła się kpiąco.- Duch potrafi wiele.

- No, dobrze- zaczął raper po otrząśnięciu się z szoku.- Ale mówiłaś, że.... tułaczka spotyka głównie...- nie dokończył zdania. Nastolatka słysząc jego wahanie zaśmiała się sarakstycznie.

- Pogodziłam się z losem, który sama sobie zgotowałam. Samobójstwo nie jest dla mnie tematem tabu. A wracając do sprawy, tak. Tułaczka spotyka głównie samobójców. Właśnie dlatego nie rozumiem, czemu Jean nie trafił do piekła....

- A powinien?- Yongguk starał się, aby jego głos nie zadrżał zbytnio, po tym, jak usłyszał imię mężczyzny. Złość, że ten oszukał Dianę, czy raczej zazdrość.

- Cóż, piekło, jak i niebo są pojęciami względnymi. Dla każdej z religii oba te... miejsca przyjmują inną formę. Wiesz, na przykład nirvana, jako niebo, czy karma, jako początek lub kontynuacja piekła na ziemi- Diana oparła głowę na ramieniu chłopaka, a ten zaczął masować jej lewą skroń. Dziewczyna przymknęła powieki. Dawno nie czuła takiej bliskości innej osoby. Gdyby nie to, że była zbyt zajęta dedukcją, zaczęłaby się martwić, że dotyk, którego nie powinna czuć, wywołał u niej lekkie drżenie.- Nie zależnie od mentalności, ludzie potrzebują uzasadnienia swoich czynów. Potrzebują też możliwego wytłumaczenia ich skutków. 

- Przecież są ludzie, którzy nie wierzą- zauważył raper. Dziewczyna przekręciła oczami. Ironia losu. Kolejna. Tłumaczyła dorosłemu facetowi o sensie istnienia.

- Nie wierzą w Boga lub inne istoty nadprzyrodzone, jednak muszą mieć wartości według, których żyją. Tak działa psychika człowieka. Bez jasno wytyczonych zasad popadlibyśmy w chaos. Nie ważne, czy to ateista, czy zagożały katolik. No, ale wracając do tematu. Jean nie powinien tułać się po świecie, ponieważ zdrada jest jednym z najgorszych grzechów.

- Skoro kłamał, może być niebezpieczny.

- Jest niebezpieczny. Przypuszczam, że może być zamieszany w sprawę Mścicielki. 

- Skąd ten pomysł?- Yongguk naciągnął na nich przykrycie, wciągając Dianę w pewniejszy uścisk.

- Powiedzmy, że kilka zbiegów okoliczności mocno mnie zaniepokiło.

- Czy on wciąż gdzieś tu jest?

- Nie wiem- odpowiedziała szczerze.- Chciał coś osiągnąć, więc nie wykluczam, że jeszcze się pojawi.

- Może ci zaszkodzić?

- Jak każdy duch- Diana wzruszyła beznamiętnie ramionami.

- Nie- Yongguk pokręcił nagle głową i zapalił na powrót lampkę. Nie obchodziło go już, że ktoś może go usłyszeć. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, kiedy chwycił ją mocno za ramiona i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.

- Co, nie?

- On może cię skrzywdzić- głos rapera stał się dziwnie napięty. Na samą myśl, że dziewczyna mogłaby nagle zniknąć, aż coś ukuło go w sercu. Jego irracjonalna wiara w uczucie do nieegzystującej nastolatki kiedyś go zgubi.- Nie możesz się z nim spotykać. To zbyt niebezpieczne.

- Nie mam wpływu na to, kiedy i gdzie się pojawia. Nie mogę być nawet pewna, czy nie znajduje się teraz gdzieś za oknem.

- Nie możesz się z nim spotykać- powtórzył uparcie Yongguk. Widząc szczerą troskę i strach w jego oczach, Diana uśmiechnęła się delikatnie i ujęła jego twarz w dłonie.

- Jestem duchem. Nie można skrzywdzić mnie w taki sposób, o jakim myślisz.- "Skrzywdziłby mnie, gdyby skrzywdził ciebie..."- Nie zamierzam dopuścić do tego, aby naprawdę mnie oszukał. Dowiem się o co mu chodzi i uporam się z Mścicielką. Mam kilka asów w rękawie i zamierzam w pełni je wykorzystać- powiedziała, mając na myśli swoją moc.

- Dlaczego to robisz?- Yongguk znów pokręcił głową i przykrył dłonie nastolatki swoimi.

- Już ci mówiłam. Kiedy tylko obudziłeś się po wypadku.. Poza tym...- urwała nagle. Czy mogła pozwolić sobie, na wypowiedzenie tego na głos? Czy mogła wogóle czuć to, o czym chciała mówić?

Yongguk chyba odczytał jej myśli, zanim ta zdążyła obrać je w głos. Odchylił jej głowę nieco w tył i spojrzał uważnie najpierw w jej oczy, a póżniej na usta. Pochylił się powoli i do ostatniej chwili czekając na możliwy protest, połączył w końcu ich wargi. Diana zamrugała i wciągnęła powietrze przez nos.

Dokładnie takie jego usta zapamiętała. Miękkie, ciepłe i nieco niepewne. Dziewczyna przymknęła powieki, czując jak po jej ciele rozlewa się ciepło. Czy to była.... miłość? Znała Yongguka. Czuwała nad jego życiem, ale czy na pewno to wystarczyło, aby go pokochać?  Gdyby nie to, że Yongguk położył ją nagle na pościeli, nie przerywając pocałunku, pewnie wciąż zastanawiałaby się nad swoimi wątpliwościami. Jednak ciepłe ciało, które nagle zawisło ponad nią skutecznie wybiło jej z głowy wszystkie zmartwienia.

- Cóż za ckliwa scena. Pozwolicie, że się wtrącę?- pełny jadu głos w okrutny sposób ściągnął ją na ziemię.

Diana natychmiast odepchnęła Yongguka i stanęła pewnie na ziemi, zakrywając go swoim ciałem. Wciągnęła z sykiem powietrze, kiedy zrozumiała, że w pokoju nie znajdował się żaden wróg, którego oczekiwała. Zamiast Jeana, czy Mścicielki w progu stanął Himchan. Jego twarz była mieszaniną wściekłości i szoku.

- Co ty do cholery wyprawiasz?!- warknął i wskazał oskarżycielsko palcem na rapera. Diana chciała odpowiedzieć w imieniu lidera, jednak ciszę w mieszkaniu przerwał nagle przeraźliwy krzyk, który dochodził z pokoju Zelo i Daehyuna...

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 2



Suga zadzwonił do drzwi i patrzył z uśmiechem na podekscytowanego Taehyung'a. Chłopak podskakiwał co jakiś czas, ponieważ stęsknił się za swoją nooną. Jednak, kiedy ta w końcu przywitała ich w progu, nie wyglądała na zbyt zadowoloną z ich wizyty. Co było raczej dziwne. Po jej telefonie był przygotowany na zwyczajowy uścisk i uśmiech, a nie na wkurzoną, ociekającą, miał nadzieję, mlekiem jędzę.

- Hyeseon, co się...- nie skończył zdania, ponieważ Taehyung rzucił się dziewczynie na szyję.

- Noona, co ci jest?- zapytał zaniepokojony zmienny, próbując powstrzymać się przed wtuleniem twarzy w pachnące mlekiem, długie włosy.

- Mleko, kot, walka, kąpiel- powiedziała płaczliwym głosem i nie przejmując się przewieszonym przez jej kark chłopakiem, wróciła do salonu, który wcale nie wyglądał lepiej niż ona sama.

- Tornado was zaatakowało?- zapytał zszokowany Suga, lustrując z niemałym obrzydzeniem porozrzucane wszędzie fragmenty pościeli, mokre plamy na kanapie, podłodze i stole, a także leżącą, jak bez życia Yulin, próbującą podnieść się z niewielką pomocą poszarpanego(?) fotela.

- Gorzej- mruknęła Hyeseon i opadła na kanapę. Zacisnęła wargi, kiedy wyciągnęła spod pleców niewielką szklankę z uszczerbioną krawędzią.

- Noonaaa- Taehyung przeciągnął ostentacyjnie ostatnią literkę, próbując dowiedzieć się, co złego przydarzyło się jego ulubionej przyjaciółce. Ta westchnęła i spojrzała w sufit.- Noona jest zła- powiedział zmienny, spoglądając na swojego właściciela. Doskonale wyczuł jej emocje. 

Nastolatka znów westchnęła i spojrzała na swojego przyjaciela ze zbolałą miną...

***

Opowiedziałam przyjacielowi o zmiennym, którego znalazłam, o tym jak bardzo się bał i o tym, jaką bitwę z nim stoczyłam i... przegrałam. Jak bardzo dziwne by się to nie wydało, przez cztery godziny udało nam się wmusić w mojego gościa jedynie pół szklanki  mleka z... dziewięciu.

- I wtedy zażartowałam coś o truciźnie. Chłopak zwariował i zaczął uciekać, rozlewając około trzech litrów mleka. Po tym jak się wkurzyłam, schował się gdzieś w mieszkaniu i teraz nie umiemy go znaleźć- opadłam z powrotem na kanapę. TaeTae ułożył się wygodnie na moich kolanach.

Suga spojrzał na niego karcąco, jednak dałam mu znać, że zabiegi chłopaka, mające na celu pocieszenie mnie, wcale mi nie przeszkadzały. W rzeczywistości, mruczący zmienny wywołał pierwszy od kilku godzin uśmiech na mojej twarzy.

- Czyli, że przygarnęłaś małą sierotkę?- zapytał Suga pół żartem, pół serio. 

- Pomogłam małej sierotce- poprawiłam zaraz. Nie byłam jeszcze pewna, czy pozwolę mu tu zostać.- TaeTae, mógłbyś go znaleźć?- zapytałam, drapiąc rudowłosego kotołaka za uchem. Zmarszczył brwi i spojrzał znacząco na swojego właściciela.

- Pomóż jej- chłopak posłał mu zachęcający uśmiech. Zmienny zerwał się momentalnie z kanapy i pobiegł do kuchni. 

Suga spojrzał na siedzącą na fotelu Yulin. Miała pociągły ślad po pazurach na ręce. Identyczny widniał na moim policzku. Trochę bolało, zresztą tak samo ja ten, który zmienny zostawił mi na przedramieniu poprzedniego wieczora.

- Co zamierzasz teraz zrobić?- Suga domagał się odpowiedzi, która nurtowała nas wszystkich. Westchnęłam.

- Nie wiem- przetarłam twarz dłonią.

- Wiesz, że musisz szybko podjąć decyzję, prawda?- Suga odgarnął grzywkę z czoła. Przytaknęłam.- Wiesz w jakim on jest wieku?

- Nie- pokręciłam głową.- Nic nie mówi. Nawet na mnie nie patrzy. Wiem tylko, że w postaci człowieka wygląda jak nastolatek- wygląd zmiennych po przemianie był bardzo mylny. Ich rzeczywisty wiek wynosił zazwyczaj mniej lub więcej lat, niż wskazywałyby cechy fizyczne. Taehyung był tego idealnym przykładem. Chłopak wyglądał może na nastolatka, ale w rzeczywistości poziom jego rozwoju znacznie przewyższał to, co widziały oczy. Rozwój intelektualny uwarunkowany był cechami genetycznymi i u każdego zmiennego dorastanie wyglądało inaczej.

- Noona!- usłyszałam głos zmiennego. Spojrzałam w stronę wejścia do kuchni, w którym stanął po chwili dziwnie zaaferowany chłopak. Jego mina była mieszaniną zdezorientowania i szoku.- Znalazłem go.

- Naprawdę?- uniosłam brew i wstałam z fotela. Syknęłam, kiedy poczułam ukłucie bólu na wysokości kości ogonowej. Jednak mimo dyskomfortu podążyłam szybko za rudym zmiennym, który poprowadził mnie do sporej szafki tuż pod zlewem. 

Znajdował się w niej bojler ogrzewający wodę. Aż stuknęłam się w czoło, rozumiejąc, dlaczego TaeTae pochylił się nagle nad ciemnym drewnem. Tam było ciepło! Przez pracujący na okrągło podgrzewacz, w zamkniętej zazwyczaj szafce panował delikatny zaduch. Ponadto ograniczona przestrzeń... Koty przecież uwielbiały takie warunki.

- Jest tam?- zapytałam cicho, klękając przy chłopaku. Ten przytaknął.- Możesz powiedzieć mu, że nic mu nie grozi? Chyba mnie nie rozumie, ponadto przestraszył się, kiedy się zdenerwowałam- Tae kiwnął głową i nim się spostrzegłam, przemienił się w uroczego, puszystego kota. Jego ruda sierść przywarła do małego ciała, kiedy zwierzak wdrapał się pod bojler i zaczął miałczeć.

Patrzyłam wyczekująco w ciemną przestrzeń szafki. Sama przed sobą musiałam przyznać, że zaczęłam denerwować się podczas ciągnących się w nieskończoność minut. Nie rozumiałam dziwnej niepewności w klatce piersiowej, zupełnie jakby naprawdę zależało mi na czarnym kocie, który uciekł z obawy przed moim gniewem. W końcu troska i współczucie to jedno, ale przywiązanie? Po zaledwie dwudziestu czterech godzinach "znajomości"? 

Westchnęłam ciężko i ukryłam twarz w dłoniach. Wyglądało na to, że znowu serce będzie górowało przy podejmowaniu decyzji, nie rozum. Kiedy poczułam lekkie klepnięcie na plecach, spojrzałam przez ramię na przyjaciela. Przymknęłam zrezygnowana powieki, widząc odbijajce się w jego oczach zrozumienie. Przeklęty skurczybyk. Jak to możliwe, że czytał ze mnie jak z księgi?

Nagle TaeTae wyłonił się z szafki i chwycił mnie zębami za rękaw bluzy. Pociągnął moją rękę w głąb ciasnej przestrzeni pod podgrzewaczem wody, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło. Dopiero, kiedy poczułam na palcach ciepły oddech, zrozumiałam, że mała znajda wąchała moją skórę. Taehyung uwolnił gruby materiał z pomiędzy małych kłów, wygramolił się na podłogę i przemienił się w człowieka. Odwróciłam wzrok, czekając, aż Suga pomoże mu się ubrać.

- I co?- zapytałam.

- Cóż... Za dużo się o nim nie dowiedziałem....- westchnęłam znów.

- Co... powiedział?- nie wiedziałam, jak powinnam nazwać konwersację pomiędzy dwoma zwierzakami.

- Nie ma imienia. Pierwszą rzeczą, jaką pamięta są podobno spadające liście, jednak nie jestem pewien, czy na pewno o nie mu chodziło. Nie zna matki, a w każdym razie, nie pamięta jej- Tae wzruszył ramionami.- To wszystko.

- Bardzo się mnie boi?- zapytałam ze ściśniętym gardłem. Taehyung przytaknął z wahaniem.

- Powiedziałem mu, że nie ma czego, bo noona jest bardzo miła, ale mi nie wierzy.

- Dziękuję, TaeTae- powiedziałam, podrapałam go po odstających uszach i skierowałam wzrok z powrotem na szafkę.- Rozumie mnie?

- Tak- odchrząknęłam.

- Bardzo cię przepraszam- mruknęłam.- Nie chciałam cię przestraszyć, ale jestem... trochę nerwowa. Proszę, wyjdź- wyszeptałam, mając nadzieję, że zwierzak w końcu mi zaufa. 

- Zostaw go na razie- Suga pomógł mi wstać.- Jeśli poczuje się pewnie, sam wyjdzie. Poza tym, w końcu zgłodnieje.

- Przypuszczam , że cały czas jest głodny, ale za bardzo się boi- Suga podprowadził mnie do stołu i posadził zdecydowanie na krześle. Yulin, która do tej pory siedziała cicho w salonie, dołączyła do nas odgarniając posklejaną grzywkę z czoła.

- Sądząc po tym, co powiedział Tae- Suga splótł palce i oparł na dłoniach brodę- twój mały gość może mieć, góra, dwa... albo trzy miesiące. Jeśli rzeczywiście pierwszym, co pamięta są spadające liście, to pewnie urodził się gdzieś na początku jesieni.

- Pytanie tylko, czy tegorocznej- zauważyła Yulin.

- Noona, on zachowuje się jak dziecko. Mówi w bardzo specyficzny sposób- Taehyung kucnął i oparł brodę o krawędź stołu. Wydął wargę w zabawny sposób i machnął kilka razy ogonem.- Urodził się niedawno- zmarszczyłam brwi.

- Czy czasem narodzin zmiennych nie kontrolują naukowcy?- zapytałam zdziwiona.

- Zależy od genów. Jeśli właściciele dojrzałych zmiennych mogą sobie pozwolić na kontrolę medyczną...- Suga wzruszył ramionami.

- Co to ma wspólnego z tym, że znalazłyśmy go na ulicy?- Yulin skrzyżowała ramiona na piersi.

- Młodzi zmienni rozwijają się bardzo szybko. Naukowcy obserwują ten proces, próbując przenieść go w jakiś sposób na inne organizmy. Dokładnie kontrolują ich liczbę narodzin, a także sposób w jaki mieszanie genów wpływa na rozwój młodych zmiennych. Każdy nowo narodzony zmienny to obiecujący obiekt badań- mruknęłam, wzdrygając się niemal.

- Sporo o tym wiesz...- Yulin uniosła brew.

- Mój ojciec ma skądś pieniądze na wszystkie te limuzyny i drogie ciuszki...

- Nie ma możliwości , żeby naukowcy wypuścili z rąk jakąkolwiek okazję do badań, a i ludzie nie przegapią okazji do zarobku- Suga przygarnął do siebie Taehyung'a, który spiął się widocznie słysząc moje słowa. Wiedział, co działo się ze zmiennymi w Seulu i zwyczajnie napawało go to lękiem, ponieważ dorośli zmienni byli traktowani inaczej, w złym znaczeniu tego słowa. 

TaeTae mruknął przeciągle, wtulając się w koszulkę swojego właściciela. Wdychał jego zapach. Owinął ogon wokół nogi Sugi i mocno objął go za szyję. Chłopak podrapał zmiennego po plecach, a ten wygiął się w stronę jego dotyku. Uśmiechnęłam się na ten widok. Większość ludzi postrzegała mojego przyjaciela jako zimny, ubierający się wciąż na czarno swag. Prawdę powiedziawszy, nawet dzieci się go bały. Mało kto wiedział, że ten studiujący muzykę macho miał też swoją uroczą stronę osobowości. Jeśli chodziło o jego małego pupila, Suga stawiał dobro Taehyung'a na piedestale. Niewielu zmiennych miało tyle szczęścia.

- Jeśli nasza mała znajda rzeczywiście jest taka mała...- Yulin zastanowiła się chwilę.

- To naukowcy nie przeszliby obojętnie obok jego zniknięcia- pokiwałam głową.

- A jednak z jakiegoś powodu znalazł się na ulicy.

- Powiedział ci coś jeszcze, mały?- Suga spojrzał TaeTae w oczy.Ten pokręcił głową.

- Wiesz, że możesz mieć problemy, jeśli okaże się, że młody uciekł, prawda?- Yulin rzuciła spojrzenie w kierunku szafki. Zwierzak zapewne doskonale słyszał ich rozmowę.

- Nie uciekł- pokręciłam głową i podrapałam się po brodzie. Jego stan zdrowia, słabe ciało... Nie było na to szans.

- Ja również nie sądzę, żeby mógł uciec. Jest za młody. Założę się, że nawet jego instynkt samozachowawczy nie wykształcił się jeszcze do tego stopnia.

- Więc skąd wziął się na tej cholernej ulicy?

- Zostaje tylko jedno wyjście. Właściciel nie miał ochoty zajmować się dzieciakiem i zwyczajnie go wyrzucił, nie zgłaszając nigdzie jego narodzin.

- Chyba, że.... młody urodził się na ulicy...- zastanowiłam się na głos.

- To miałoby sens. Wtedy nikt by go nie szukał- Suga przyznał mi po chwili rację. Odetchnęłam głęboko. Robiło się coraz ciekawiej.

- Jeśli rzeczywiście to zwykła sierota, raczej nie masz się czym martwić. Jeśli jednak okaże się, że uciekł...

- Będę miała na karku własnego ojca- przymknęłam powieki i podrapałam się po głowie. Szlag.

***

Tydzień minął powoli. Suga załatwił mi zwolnienie na uczelni, więc mogłam zostać w domu. Przez kilka pierwszych dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Zmienny cały czas chował się w szafce. Codzień zostawiałam mu świeże mleko, jednak ono znikało tylko wtedy, kiedy znajdowałam się w łazience. Mały spryciarz. Unikał kontaktu ze mną jak ognia. Koniec końców, nie porozumiewał się nawet z Taehyung'iem, który odwiedzał mnie regularnie. W pewnym momencie myślałam nawet, że kot zwyczajnie uciekł, kiedy straciłam czujność, ale błysk niepewnych oczu w ciemności utwierdził mnie w fakcie, że było inaczej.

Straciłam już nadzieję, że zmienny kiedykolwiek mi zaufa, ale wtedy nastąpił przełom. Niestety nie tak przyjemny, jak bym tego oczekiwała.

Pod koniec tygodnia odwiedził mnie nie kto inny, jak wybrany przez naszych rodziców mój przyszły narzeczony. Omal nie klęłam na głos, kiedy wprosił się " w odwiedziny".

- Więc, co cię tu sprowadza?- zapytałam. Mój głos ociekał jadem. Stałam uparcie przy drzwiach. Skrzyżowałam ramiona na piersi i rzucałam w stronę Namseok'a gromy i błyskawice.

- Nie zaproponujesz mi czegoś do picia?- zapytał kpiąco chłopak.

- Nie jesteś tu mile widzianym gościem- syknęłam. Poza tym, w moim mieszkaniu i tak nie było za wiele jedzenia. Przez kupkę futra ukrytą w kredensie nie miałam czasu pójść na zakupy.

- Oziębła, jak zwykle- mruknął Namseok.- Twoi rodzice chcą wiedzieć, jak nam się układa.

- Nie układa. A teraz wynocha- warknęłam i wskazałam mu drzwi. Mój podniesiony głos zwrócił uwagę zmiennego, który niepewnie wychylił się zza drzwiczek szafki.

- Oj, Hyeseon- Namseok wstał i zbliżył się do mnie. Wyraz jego twarzy wydał mi się niepokojący. Przęłknęłam, kiedy serce zabiło mi niespokojnie.- Wiesz, że gdyby trochę się postarać, mogłoby z tego wyjść coś niezwykłego?

- Nie sądzę- ja i on mieliśmy całkiem inne poglądy. On widział świat poprzez pryzmat pieniędzy i zysków, ja patrzyłam na nasze społeczeństwo jak na rozwijający się organizm, którego niektóre organy miały wypaczoną mentalność. Mój punkt widzenia był dziwny, ale wbrew pozorom próbowałam dostrzec w świecie prawdziwe wartości.

- Wiesz, że zawsze mi się podobałaś?- zapytał kpiącym tonem. Doskonale wiedziałam, że chodziło mu tylko o moje ciało. Zacisnęłam wargi, kiedy chłopak zbliżył się do mnie tak, że musiałam oprzeć się o drzwi. Nie lubiłam, kiedy ktoś obcy był tak blisko mnie. Bliskość innych napawała mnie lękiem. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale jakoś kiedy moi przyjaciele mnie dotykali, wszystko było w porządku.

- Odsuń się!- warknęłam.

- Nie chcę- Namseok odgarnął mi włosy z twarzy. Przęłknęłam ciężko. Cholera, Suga wyszedł pół godziny wcześniej. Gdyby tylko został trochę dłużej...

Wtedy stało się coś niespodziewanego. Z kuchni wyłonił się zmienny w ludzkiej postaci. Nagi, podszedł do mnie i Namseok'a i odepchnął chłopaka bez słowa. Ten upadł na ziemię, patrząc zszokowany na drobną postać stojącą przed nim. Zamarłam, kiedy nastolatek zwrócił się w moją stronę. W jego oczach wciąż odbijał się strach, ale także inne uczucie. Troska?

- Co do diabła?!- Namseok podniósł się z ziemi. Szybko dostrzegł kocie cechy na ciele chłopca i zaklął.- Zabawiasz się ze zwykłymi śmieciami?!- słysząc to, zmienny wydał z siebie dźwięk przypominający syk i warknięcie z głębi gardła. Mój przyszły narzeczony zamachnął się ręką i spróbował wymierzyć chłopakowi cios prosto w twarz.

Zadziałałam instynktownie. Kontrolę nad moim ciałem przejęły emocje. Szybko popchnęłam zmiennego w bok i zatrzymałam pięść Namseok'a tuż przed moim nosem. Sama nie wiem, jak to zrobiłam, ponieważ chłopak był na pewno silniejszy ode mnie, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. 

- Tknij go choćby palcem, a osobiście ci go urwę i rzuce na pożarcie wściekłym kundlom- wysyczałam przez zęby i spróbowałam odepchnąć rękę chłopaka, którą ten momentalnie zabrał. Jego wzrok błądził pomiędzy moją postacią, a postacią zmiennego. 

Namseok znów zaklął i nagle wybiegł z mieszkania. Przeczesałam ręką włosy, kiedy dotarło do mnie, że na pewno złoży raporcik mojemu ojcu. Wtedy nie obędzie się bez kontroli rodzicielskiej. Spojrzałam w sufit, a potem na stojącego w nieco zgarbionej pozycji zmiennego. To było... raczej niespodziewane. Przez kilka dni chowa się przede mną, a potem rusza na ratunek niczym rycerz. Chociaż wyraz jego twarzy nie wskazywał na to, żeby był dumny ze swojego postępku. Wręcz przeciwnie. Założę się, że zaczął bać się jeszcze bardziej.

Moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy chłopak zmienił się w kota i próbował przebiec pomiędzy moimi nogami. Złapałam go w ostatniej chwili i przycisnęłam mocno do piersi. Wyrywał się i drapał, jednak ja zacieśniłam jedynie uchwyt.

- Spokojnie, mały- wyszeptałam.- Nie skrzywdzę cię. Właściwie, to muszę ci podziękować- spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Słysząc odbijającą się w moim głosie wdzięczność, kot zamarł i postawił uszy dęba.- Gdyby nie ty, ten debil zapewne nie wyszedłby zbyt szybko- przyznałam. Zwierzak uniósł niepewnie głowę. Uśmiechnęłam się lekko.- Przepraszam, że wtedy na ciebie nawrzeszczałam. Jednak musisz wiedzieć, ze naprawdę nic ci u mnie nie grozi- sądząc po tym, że Namseok zobaczył jego uszy i ogon, sama nie byłam już tego pewna, ale na obawy czas przyjdzie później.- Chcę ci pomóc- wyszeptałam.

Kot mrugnął i szokując mnie kompletnie, zmienił się na moich oczach... i niestety rękach też. Pisnęłam, kiedy opadliśmy na podłogę. Chłopak był może szczupły, jednak i tak nie dałam rady utrzymać go na rękach. Nie wzięta z zaskoczenia. Syknęłam, czując, jak moja głowa spotyka się w niemiłym powitaniu z zimnymi panelami. Otworzyłam oczy tylko po to, żeby spostrzec wpatrujące się we mnie niemal czarne tęczówki. Ich kolor wydał mi się tajemniczy i dziwnie magnetyczny. Przyciągał swą głębią i zapraszał do jej poznania. Zamrugałam.

Pozycja w jakiej się znaleźliśmy była dosyć krępująca i wywołała na moich policzkach rumieńce. Chłopak może i był dzieckiem, ale jego ciało nie należało niestety do małego chłopaca. Walczyłam z nieodpartym odruchem samoobrony i obawą przed ponownym wystraszeniem zmiennego. Odchrząknęłam i powiedziałem cicho, mając nadzieję, że chłopak posłucha:

- Mógłbyś zejść?

Zmienny nie odpowiedział, ani nie wykonał mojej prośby. Nachylił się nad moją twarzą, marszcząc nos. Wciągnął kilka razy powietrze, a ja zrozumiałam, że znowu mnie wąchał. Przekrzywił głowę i polizał mnie po policzku. Rozwarłam szeroko powieki i przęłknęłam. Odetchnęłam z wyraźną ulgą, kiedy chłopak odsunął się ode mnie, jednak wstrzymałam oddech, kiedy za uprzednim ruchem jego języka podąrzyły palce. 

Zmienny przejechał opuszkami palców po mojej zarumienionej skórze i uważnie śledził swoje poczynania. Przez kilkanaście sekund badał fakturę mojej twarzy, żeby podąrzyć po chwili wyżej. Chłodne palce wplotły się w moje włosy i pogładziły lekko skórę głowy. Patrzyłam jak oniemiała na rozluźniającą się wyraźnie twarz.

Nagle ciężar spoczywający na moim ciele zmalał, kiedy ujrzałam falujące czarne futro. Jednak tym razem, zwierzak nie uciekł. Ułożył się wygodnie na moim brzuchu i wtulił pyszczek w materiał bluzy. Po chwili czarna główka wepchnęła się w sporą kieszeń, przyszytą mniej więcej na wysokości pępka. 

Uniosłam się ostrożnie i oparłam na łokciach. Małe ciałko nawet nie drgnęło. Widać odpowiadało mu ciepło wydobywające się z grubych, polarowych fal. Odetchnęłam i omal nie roześmiałam się na głos. To było... zastanawiające. Czyżby mój mały gość w końcu mi zaufał? Ale czemu akurat teraz? Nie wiedziałam, czy czasem nie popełniam błędu, ale uniosłam dłoń i ledwo wyczuwalnie pogładziłam czarne futro. Zauważyłam z ulgą, że kot nie uciekł, ani nawet nie drgnął niespokojnie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam zwierzaka nieco pewniej. Smagnął lekko ogonem, zdecydowanie ukontentowany. 

- No, widzę, że robimy postępy- mruknęłam cicho i spróbowałam wstać. Udało mi się i już po chwili wiedziałam z mruczącym kotem na kolanach. 

Oparłam się wygodnie o poduszkę kanapy. Cały pokój został doprowadzony do porządku i znów świecił lekką dozą elegancji i dziewczęcych akcentów. Głaskałam kota po grzbiecie, omijając miejsca zranienień i brzuch. Kto by pomyślał, że taka zmiana zajdzie w ciągu kilku zaledwie minut?

- I co ja mam z tobą zrobić?- westchnęłam.- Mam nadzieję, że podoba ci się tutaj, bo nie mam serca się z tobą rozstawać- oparłam głowę o oparcie kanapy.