niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 2



Suga zadzwonił do drzwi i patrzył z uśmiechem na podekscytowanego Taehyung'a. Chłopak podskakiwał co jakiś czas, ponieważ stęsknił się za swoją nooną. Jednak, kiedy ta w końcu przywitała ich w progu, nie wyglądała na zbyt zadowoloną z ich wizyty. Co było raczej dziwne. Po jej telefonie był przygotowany na zwyczajowy uścisk i uśmiech, a nie na wkurzoną, ociekającą, miał nadzieję, mlekiem jędzę.

- Hyeseon, co się...- nie skończył zdania, ponieważ Taehyung rzucił się dziewczynie na szyję.

- Noona, co ci jest?- zapytał zaniepokojony zmienny, próbując powstrzymać się przed wtuleniem twarzy w pachnące mlekiem, długie włosy.

- Mleko, kot, walka, kąpiel- powiedziała płaczliwym głosem i nie przejmując się przewieszonym przez jej kark chłopakiem, wróciła do salonu, który wcale nie wyglądał lepiej niż ona sama.

- Tornado was zaatakowało?- zapytał zszokowany Suga, lustrując z niemałym obrzydzeniem porozrzucane wszędzie fragmenty pościeli, mokre plamy na kanapie, podłodze i stole, a także leżącą, jak bez życia Yulin, próbującą podnieść się z niewielką pomocą poszarpanego(?) fotela.

- Gorzej- mruknęła Hyeseon i opadła na kanapę. Zacisnęła wargi, kiedy wyciągnęła spod pleców niewielką szklankę z uszczerbioną krawędzią.

- Noonaaa- Taehyung przeciągnął ostentacyjnie ostatnią literkę, próbując dowiedzieć się, co złego przydarzyło się jego ulubionej przyjaciółce. Ta westchnęła i spojrzała w sufit.- Noona jest zła- powiedział zmienny, spoglądając na swojego właściciela. Doskonale wyczuł jej emocje. 

Nastolatka znów westchnęła i spojrzała na swojego przyjaciela ze zbolałą miną...

***

Opowiedziałam przyjacielowi o zmiennym, którego znalazłam, o tym jak bardzo się bał i o tym, jaką bitwę z nim stoczyłam i... przegrałam. Jak bardzo dziwne by się to nie wydało, przez cztery godziny udało nam się wmusić w mojego gościa jedynie pół szklanki  mleka z... dziewięciu.

- I wtedy zażartowałam coś o truciźnie. Chłopak zwariował i zaczął uciekać, rozlewając około trzech litrów mleka. Po tym jak się wkurzyłam, schował się gdzieś w mieszkaniu i teraz nie umiemy go znaleźć- opadłam z powrotem na kanapę. TaeTae ułożył się wygodnie na moich kolanach.

Suga spojrzał na niego karcąco, jednak dałam mu znać, że zabiegi chłopaka, mające na celu pocieszenie mnie, wcale mi nie przeszkadzały. W rzeczywistości, mruczący zmienny wywołał pierwszy od kilku godzin uśmiech na mojej twarzy.

- Czyli, że przygarnęłaś małą sierotkę?- zapytał Suga pół żartem, pół serio. 

- Pomogłam małej sierotce- poprawiłam zaraz. Nie byłam jeszcze pewna, czy pozwolę mu tu zostać.- TaeTae, mógłbyś go znaleźć?- zapytałam, drapiąc rudowłosego kotołaka za uchem. Zmarszczył brwi i spojrzał znacząco na swojego właściciela.

- Pomóż jej- chłopak posłał mu zachęcający uśmiech. Zmienny zerwał się momentalnie z kanapy i pobiegł do kuchni. 

Suga spojrzał na siedzącą na fotelu Yulin. Miała pociągły ślad po pazurach na ręce. Identyczny widniał na moim policzku. Trochę bolało, zresztą tak samo ja ten, który zmienny zostawił mi na przedramieniu poprzedniego wieczora.

- Co zamierzasz teraz zrobić?- Suga domagał się odpowiedzi, która nurtowała nas wszystkich. Westchnęłam.

- Nie wiem- przetarłam twarz dłonią.

- Wiesz, że musisz szybko podjąć decyzję, prawda?- Suga odgarnął grzywkę z czoła. Przytaknęłam.- Wiesz w jakim on jest wieku?

- Nie- pokręciłam głową.- Nic nie mówi. Nawet na mnie nie patrzy. Wiem tylko, że w postaci człowieka wygląda jak nastolatek- wygląd zmiennych po przemianie był bardzo mylny. Ich rzeczywisty wiek wynosił zazwyczaj mniej lub więcej lat, niż wskazywałyby cechy fizyczne. Taehyung był tego idealnym przykładem. Chłopak wyglądał może na nastolatka, ale w rzeczywistości poziom jego rozwoju znacznie przewyższał to, co widziały oczy. Rozwój intelektualny uwarunkowany był cechami genetycznymi i u każdego zmiennego dorastanie wyglądało inaczej.

- Noona!- usłyszałam głos zmiennego. Spojrzałam w stronę wejścia do kuchni, w którym stanął po chwili dziwnie zaaferowany chłopak. Jego mina była mieszaniną zdezorientowania i szoku.- Znalazłem go.

- Naprawdę?- uniosłam brew i wstałam z fotela. Syknęłam, kiedy poczułam ukłucie bólu na wysokości kości ogonowej. Jednak mimo dyskomfortu podążyłam szybko za rudym zmiennym, który poprowadził mnie do sporej szafki tuż pod zlewem. 

Znajdował się w niej bojler ogrzewający wodę. Aż stuknęłam się w czoło, rozumiejąc, dlaczego TaeTae pochylił się nagle nad ciemnym drewnem. Tam było ciepło! Przez pracujący na okrągło podgrzewacz, w zamkniętej zazwyczaj szafce panował delikatny zaduch. Ponadto ograniczona przestrzeń... Koty przecież uwielbiały takie warunki.

- Jest tam?- zapytałam cicho, klękając przy chłopaku. Ten przytaknął.- Możesz powiedzieć mu, że nic mu nie grozi? Chyba mnie nie rozumie, ponadto przestraszył się, kiedy się zdenerwowałam- Tae kiwnął głową i nim się spostrzegłam, przemienił się w uroczego, puszystego kota. Jego ruda sierść przywarła do małego ciała, kiedy zwierzak wdrapał się pod bojler i zaczął miałczeć.

Patrzyłam wyczekująco w ciemną przestrzeń szafki. Sama przed sobą musiałam przyznać, że zaczęłam denerwować się podczas ciągnących się w nieskończoność minut. Nie rozumiałam dziwnej niepewności w klatce piersiowej, zupełnie jakby naprawdę zależało mi na czarnym kocie, który uciekł z obawy przed moim gniewem. W końcu troska i współczucie to jedno, ale przywiązanie? Po zaledwie dwudziestu czterech godzinach "znajomości"? 

Westchnęłam ciężko i ukryłam twarz w dłoniach. Wyglądało na to, że znowu serce będzie górowało przy podejmowaniu decyzji, nie rozum. Kiedy poczułam lekkie klepnięcie na plecach, spojrzałam przez ramię na przyjaciela. Przymknęłam zrezygnowana powieki, widząc odbijajce się w jego oczach zrozumienie. Przeklęty skurczybyk. Jak to możliwe, że czytał ze mnie jak z księgi?

Nagle TaeTae wyłonił się z szafki i chwycił mnie zębami za rękaw bluzy. Pociągnął moją rękę w głąb ciasnej przestrzeni pod podgrzewaczem wody, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło. Dopiero, kiedy poczułam na palcach ciepły oddech, zrozumiałam, że mała znajda wąchała moją skórę. Taehyung uwolnił gruby materiał z pomiędzy małych kłów, wygramolił się na podłogę i przemienił się w człowieka. Odwróciłam wzrok, czekając, aż Suga pomoże mu się ubrać.

- I co?- zapytałam.

- Cóż... Za dużo się o nim nie dowiedziałem....- westchnęłam znów.

- Co... powiedział?- nie wiedziałam, jak powinnam nazwać konwersację pomiędzy dwoma zwierzakami.

- Nie ma imienia. Pierwszą rzeczą, jaką pamięta są podobno spadające liście, jednak nie jestem pewien, czy na pewno o nie mu chodziło. Nie zna matki, a w każdym razie, nie pamięta jej- Tae wzruszył ramionami.- To wszystko.

- Bardzo się mnie boi?- zapytałam ze ściśniętym gardłem. Taehyung przytaknął z wahaniem.

- Powiedziałem mu, że nie ma czego, bo noona jest bardzo miła, ale mi nie wierzy.

- Dziękuję, TaeTae- powiedziałam, podrapałam go po odstających uszach i skierowałam wzrok z powrotem na szafkę.- Rozumie mnie?

- Tak- odchrząknęłam.

- Bardzo cię przepraszam- mruknęłam.- Nie chciałam cię przestraszyć, ale jestem... trochę nerwowa. Proszę, wyjdź- wyszeptałam, mając nadzieję, że zwierzak w końcu mi zaufa. 

- Zostaw go na razie- Suga pomógł mi wstać.- Jeśli poczuje się pewnie, sam wyjdzie. Poza tym, w końcu zgłodnieje.

- Przypuszczam , że cały czas jest głodny, ale za bardzo się boi- Suga podprowadził mnie do stołu i posadził zdecydowanie na krześle. Yulin, która do tej pory siedziała cicho w salonie, dołączyła do nas odgarniając posklejaną grzywkę z czoła.

- Sądząc po tym, co powiedział Tae- Suga splótł palce i oparł na dłoniach brodę- twój mały gość może mieć, góra, dwa... albo trzy miesiące. Jeśli rzeczywiście pierwszym, co pamięta są spadające liście, to pewnie urodził się gdzieś na początku jesieni.

- Pytanie tylko, czy tegorocznej- zauważyła Yulin.

- Noona, on zachowuje się jak dziecko. Mówi w bardzo specyficzny sposób- Taehyung kucnął i oparł brodę o krawędź stołu. Wydął wargę w zabawny sposób i machnął kilka razy ogonem.- Urodził się niedawno- zmarszczyłam brwi.

- Czy czasem narodzin zmiennych nie kontrolują naukowcy?- zapytałam zdziwiona.

- Zależy od genów. Jeśli właściciele dojrzałych zmiennych mogą sobie pozwolić na kontrolę medyczną...- Suga wzruszył ramionami.

- Co to ma wspólnego z tym, że znalazłyśmy go na ulicy?- Yulin skrzyżowała ramiona na piersi.

- Młodzi zmienni rozwijają się bardzo szybko. Naukowcy obserwują ten proces, próbując przenieść go w jakiś sposób na inne organizmy. Dokładnie kontrolują ich liczbę narodzin, a także sposób w jaki mieszanie genów wpływa na rozwój młodych zmiennych. Każdy nowo narodzony zmienny to obiecujący obiekt badań- mruknęłam, wzdrygając się niemal.

- Sporo o tym wiesz...- Yulin uniosła brew.

- Mój ojciec ma skądś pieniądze na wszystkie te limuzyny i drogie ciuszki...

- Nie ma możliwości , żeby naukowcy wypuścili z rąk jakąkolwiek okazję do badań, a i ludzie nie przegapią okazji do zarobku- Suga przygarnął do siebie Taehyung'a, który spiął się widocznie słysząc moje słowa. Wiedział, co działo się ze zmiennymi w Seulu i zwyczajnie napawało go to lękiem, ponieważ dorośli zmienni byli traktowani inaczej, w złym znaczeniu tego słowa. 

TaeTae mruknął przeciągle, wtulając się w koszulkę swojego właściciela. Wdychał jego zapach. Owinął ogon wokół nogi Sugi i mocno objął go za szyję. Chłopak podrapał zmiennego po plecach, a ten wygiął się w stronę jego dotyku. Uśmiechnęłam się na ten widok. Większość ludzi postrzegała mojego przyjaciela jako zimny, ubierający się wciąż na czarno swag. Prawdę powiedziawszy, nawet dzieci się go bały. Mało kto wiedział, że ten studiujący muzykę macho miał też swoją uroczą stronę osobowości. Jeśli chodziło o jego małego pupila, Suga stawiał dobro Taehyung'a na piedestale. Niewielu zmiennych miało tyle szczęścia.

- Jeśli nasza mała znajda rzeczywiście jest taka mała...- Yulin zastanowiła się chwilę.

- To naukowcy nie przeszliby obojętnie obok jego zniknięcia- pokiwałam głową.

- A jednak z jakiegoś powodu znalazł się na ulicy.

- Powiedział ci coś jeszcze, mały?- Suga spojrzał TaeTae w oczy.Ten pokręcił głową.

- Wiesz, że możesz mieć problemy, jeśli okaże się, że młody uciekł, prawda?- Yulin rzuciła spojrzenie w kierunku szafki. Zwierzak zapewne doskonale słyszał ich rozmowę.

- Nie uciekł- pokręciłam głową i podrapałam się po brodzie. Jego stan zdrowia, słabe ciało... Nie było na to szans.

- Ja również nie sądzę, żeby mógł uciec. Jest za młody. Założę się, że nawet jego instynkt samozachowawczy nie wykształcił się jeszcze do tego stopnia.

- Więc skąd wziął się na tej cholernej ulicy?

- Zostaje tylko jedno wyjście. Właściciel nie miał ochoty zajmować się dzieciakiem i zwyczajnie go wyrzucił, nie zgłaszając nigdzie jego narodzin.

- Chyba, że.... młody urodził się na ulicy...- zastanowiłam się na głos.

- To miałoby sens. Wtedy nikt by go nie szukał- Suga przyznał mi po chwili rację. Odetchnęłam głęboko. Robiło się coraz ciekawiej.

- Jeśli rzeczywiście to zwykła sierota, raczej nie masz się czym martwić. Jeśli jednak okaże się, że uciekł...

- Będę miała na karku własnego ojca- przymknęłam powieki i podrapałam się po głowie. Szlag.

***

Tydzień minął powoli. Suga załatwił mi zwolnienie na uczelni, więc mogłam zostać w domu. Przez kilka pierwszych dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Zmienny cały czas chował się w szafce. Codzień zostawiałam mu świeże mleko, jednak ono znikało tylko wtedy, kiedy znajdowałam się w łazience. Mały spryciarz. Unikał kontaktu ze mną jak ognia. Koniec końców, nie porozumiewał się nawet z Taehyung'iem, który odwiedzał mnie regularnie. W pewnym momencie myślałam nawet, że kot zwyczajnie uciekł, kiedy straciłam czujność, ale błysk niepewnych oczu w ciemności utwierdził mnie w fakcie, że było inaczej.

Straciłam już nadzieję, że zmienny kiedykolwiek mi zaufa, ale wtedy nastąpił przełom. Niestety nie tak przyjemny, jak bym tego oczekiwała.

Pod koniec tygodnia odwiedził mnie nie kto inny, jak wybrany przez naszych rodziców mój przyszły narzeczony. Omal nie klęłam na głos, kiedy wprosił się " w odwiedziny".

- Więc, co cię tu sprowadza?- zapytałam. Mój głos ociekał jadem. Stałam uparcie przy drzwiach. Skrzyżowałam ramiona na piersi i rzucałam w stronę Namseok'a gromy i błyskawice.

- Nie zaproponujesz mi czegoś do picia?- zapytał kpiąco chłopak.

- Nie jesteś tu mile widzianym gościem- syknęłam. Poza tym, w moim mieszkaniu i tak nie było za wiele jedzenia. Przez kupkę futra ukrytą w kredensie nie miałam czasu pójść na zakupy.

- Oziębła, jak zwykle- mruknął Namseok.- Twoi rodzice chcą wiedzieć, jak nam się układa.

- Nie układa. A teraz wynocha- warknęłam i wskazałam mu drzwi. Mój podniesiony głos zwrócił uwagę zmiennego, który niepewnie wychylił się zza drzwiczek szafki.

- Oj, Hyeseon- Namseok wstał i zbliżył się do mnie. Wyraz jego twarzy wydał mi się niepokojący. Przęłknęłam, kiedy serce zabiło mi niespokojnie.- Wiesz, że gdyby trochę się postarać, mogłoby z tego wyjść coś niezwykłego?

- Nie sądzę- ja i on mieliśmy całkiem inne poglądy. On widział świat poprzez pryzmat pieniędzy i zysków, ja patrzyłam na nasze społeczeństwo jak na rozwijający się organizm, którego niektóre organy miały wypaczoną mentalność. Mój punkt widzenia był dziwny, ale wbrew pozorom próbowałam dostrzec w świecie prawdziwe wartości.

- Wiesz, że zawsze mi się podobałaś?- zapytał kpiącym tonem. Doskonale wiedziałam, że chodziło mu tylko o moje ciało. Zacisnęłam wargi, kiedy chłopak zbliżył się do mnie tak, że musiałam oprzeć się o drzwi. Nie lubiłam, kiedy ktoś obcy był tak blisko mnie. Bliskość innych napawała mnie lękiem. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale jakoś kiedy moi przyjaciele mnie dotykali, wszystko było w porządku.

- Odsuń się!- warknęłam.

- Nie chcę- Namseok odgarnął mi włosy z twarzy. Przęłknęłam ciężko. Cholera, Suga wyszedł pół godziny wcześniej. Gdyby tylko został trochę dłużej...

Wtedy stało się coś niespodziewanego. Z kuchni wyłonił się zmienny w ludzkiej postaci. Nagi, podszedł do mnie i Namseok'a i odepchnął chłopaka bez słowa. Ten upadł na ziemię, patrząc zszokowany na drobną postać stojącą przed nim. Zamarłam, kiedy nastolatek zwrócił się w moją stronę. W jego oczach wciąż odbijał się strach, ale także inne uczucie. Troska?

- Co do diabła?!- Namseok podniósł się z ziemi. Szybko dostrzegł kocie cechy na ciele chłopca i zaklął.- Zabawiasz się ze zwykłymi śmieciami?!- słysząc to, zmienny wydał z siebie dźwięk przypominający syk i warknięcie z głębi gardła. Mój przyszły narzeczony zamachnął się ręką i spróbował wymierzyć chłopakowi cios prosto w twarz.

Zadziałałam instynktownie. Kontrolę nad moim ciałem przejęły emocje. Szybko popchnęłam zmiennego w bok i zatrzymałam pięść Namseok'a tuż przed moim nosem. Sama nie wiem, jak to zrobiłam, ponieważ chłopak był na pewno silniejszy ode mnie, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. 

- Tknij go choćby palcem, a osobiście ci go urwę i rzuce na pożarcie wściekłym kundlom- wysyczałam przez zęby i spróbowałam odepchnąć rękę chłopaka, którą ten momentalnie zabrał. Jego wzrok błądził pomiędzy moją postacią, a postacią zmiennego. 

Namseok znów zaklął i nagle wybiegł z mieszkania. Przeczesałam ręką włosy, kiedy dotarło do mnie, że na pewno złoży raporcik mojemu ojcu. Wtedy nie obędzie się bez kontroli rodzicielskiej. Spojrzałam w sufit, a potem na stojącego w nieco zgarbionej pozycji zmiennego. To było... raczej niespodziewane. Przez kilka dni chowa się przede mną, a potem rusza na ratunek niczym rycerz. Chociaż wyraz jego twarzy nie wskazywał na to, żeby był dumny ze swojego postępku. Wręcz przeciwnie. Założę się, że zaczął bać się jeszcze bardziej.

Moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy chłopak zmienił się w kota i próbował przebiec pomiędzy moimi nogami. Złapałam go w ostatniej chwili i przycisnęłam mocno do piersi. Wyrywał się i drapał, jednak ja zacieśniłam jedynie uchwyt.

- Spokojnie, mały- wyszeptałam.- Nie skrzywdzę cię. Właściwie, to muszę ci podziękować- spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Słysząc odbijającą się w moim głosie wdzięczność, kot zamarł i postawił uszy dęba.- Gdyby nie ty, ten debil zapewne nie wyszedłby zbyt szybko- przyznałam. Zwierzak uniósł niepewnie głowę. Uśmiechnęłam się lekko.- Przepraszam, że wtedy na ciebie nawrzeszczałam. Jednak musisz wiedzieć, ze naprawdę nic ci u mnie nie grozi- sądząc po tym, że Namseok zobaczył jego uszy i ogon, sama nie byłam już tego pewna, ale na obawy czas przyjdzie później.- Chcę ci pomóc- wyszeptałam.

Kot mrugnął i szokując mnie kompletnie, zmienił się na moich oczach... i niestety rękach też. Pisnęłam, kiedy opadliśmy na podłogę. Chłopak był może szczupły, jednak i tak nie dałam rady utrzymać go na rękach. Nie wzięta z zaskoczenia. Syknęłam, czując, jak moja głowa spotyka się w niemiłym powitaniu z zimnymi panelami. Otworzyłam oczy tylko po to, żeby spostrzec wpatrujące się we mnie niemal czarne tęczówki. Ich kolor wydał mi się tajemniczy i dziwnie magnetyczny. Przyciągał swą głębią i zapraszał do jej poznania. Zamrugałam.

Pozycja w jakiej się znaleźliśmy była dosyć krępująca i wywołała na moich policzkach rumieńce. Chłopak może i był dzieckiem, ale jego ciało nie należało niestety do małego chłopaca. Walczyłam z nieodpartym odruchem samoobrony i obawą przed ponownym wystraszeniem zmiennego. Odchrząknęłam i powiedziałem cicho, mając nadzieję, że chłopak posłucha:

- Mógłbyś zejść?

Zmienny nie odpowiedział, ani nie wykonał mojej prośby. Nachylił się nad moją twarzą, marszcząc nos. Wciągnął kilka razy powietrze, a ja zrozumiałam, że znowu mnie wąchał. Przekrzywił głowę i polizał mnie po policzku. Rozwarłam szeroko powieki i przęłknęłam. Odetchnęłam z wyraźną ulgą, kiedy chłopak odsunął się ode mnie, jednak wstrzymałam oddech, kiedy za uprzednim ruchem jego języka podąrzyły palce. 

Zmienny przejechał opuszkami palców po mojej zarumienionej skórze i uważnie śledził swoje poczynania. Przez kilkanaście sekund badał fakturę mojej twarzy, żeby podąrzyć po chwili wyżej. Chłodne palce wplotły się w moje włosy i pogładziły lekko skórę głowy. Patrzyłam jak oniemiała na rozluźniającą się wyraźnie twarz.

Nagle ciężar spoczywający na moim ciele zmalał, kiedy ujrzałam falujące czarne futro. Jednak tym razem, zwierzak nie uciekł. Ułożył się wygodnie na moim brzuchu i wtulił pyszczek w materiał bluzy. Po chwili czarna główka wepchnęła się w sporą kieszeń, przyszytą mniej więcej na wysokości pępka. 

Uniosłam się ostrożnie i oparłam na łokciach. Małe ciałko nawet nie drgnęło. Widać odpowiadało mu ciepło wydobywające się z grubych, polarowych fal. Odetchnęłam i omal nie roześmiałam się na głos. To było... zastanawiające. Czyżby mój mały gość w końcu mi zaufał? Ale czemu akurat teraz? Nie wiedziałam, czy czasem nie popełniam błędu, ale uniosłam dłoń i ledwo wyczuwalnie pogładziłam czarne futro. Zauważyłam z ulgą, że kot nie uciekł, ani nawet nie drgnął niespokojnie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam zwierzaka nieco pewniej. Smagnął lekko ogonem, zdecydowanie ukontentowany. 

- No, widzę, że robimy postępy- mruknęłam cicho i spróbowałam wstać. Udało mi się i już po chwili wiedziałam z mruczącym kotem na kolanach. 

Oparłam się wygodnie o poduszkę kanapy. Cały pokój został doprowadzony do porządku i znów świecił lekką dozą elegancji i dziewczęcych akcentów. Głaskałam kota po grzbiecie, omijając miejsca zranienień i brzuch. Kto by pomyślał, że taka zmiana zajdzie w ciągu kilku zaledwie minut?

- I co ja mam z tobą zrobić?- westchnęłam.- Mam nadzieję, że podoba ci się tutaj, bo nie mam serca się z tobą rozstawać- oparłam głowę o oparcie kanapy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz