wtorek, 17 marca 2015

Druga szansa cz.8





"W zamachu nad kanałem La Manche zginęło ponad dwa tysiące cywili. Iskrą zapalną ataku Niemiec na Francję była rzekomo zdrada jednego z francuskich oficerów, jednakże faktu tego nie można potwierdzić, ponieważ dane domniemamanego oficera zniknęły. Jedynym dowodem, który mógłby potwierdzać tego typu teorię był list napisany przez mężczyznę do ukochanej, który niestety nie zawiera konkretych informacji dotyczących nadawcy i adresata..."



Diana stanęła na środku wąskiego korytarza i odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że dorm pogrążony był w kompletnej ciszy. Rozejrzała się dookoła i pokonała odległość dzielącą ją od drzwi Yongguka. Biorąc głęboki wdech, nacisnęła na chłodny metal klamki i wsunęła głowę w nowopowstałą szparę. W pomieszczeniu panował mrok.

Z wielką ostrożnością, dziewczyna przekroczyła próg i zamknęła na powrót drzwi. Zbliżyła się do stojącego przy ścianie łóżka i dostrzegła leżącą pod przykryciem postać. Zawahała się przez chwilę jednak po kilku sekundach pokonała zdenerwowanie i potrząsnęła odkrytym ramieniem.

- Oppa- wyszeptała. Nie otrzymawszy odpowiedzi, powtórzyła czynność, aż w końcu usłyszała zaspany głos.

- Diana?- Yongguk nie był pewien czy śnił, czy rzeczywiście się zbudził. Zapalił lampkę stojącą na półce koło materaca i kiedy dostrzegł uśmiechającą się lekko twarz nastolatki, poderwał się do siadu i przyciągnął ją do piersi.- Boże, myślałem, że coś ci się stało- wyszeptał. Diana zamrugała, próbując pokonać zdziwienie.

Stało się dla niej jasnym, że Yongguk żywił do niej głębokie uczucia. Wątpiła, żeby obściskiwał się z kim popadnie, jednak od ich ostatniego( jedynego ) pocałunku do niczego między nimi nie doszło. Głównie dlatego, że wszyscy byli zbyt zaaferowani jej pojawieniem się, jednak innym powodem lekkiej izolacji było to, że dziewczyna nie przywykła zwyczajnie do takiej bliskości. No i między nimi istaniała jeszcze jedna, oczywista bariera. Była duchem, a to nie była ckliwa historia miłosna między człowiekiem, a istotą nadnaturalną. Fakt, Diana chciałaby happy end'u, ale była realistką.

- Wszystko w porządku- odchrząknęła i odsunęła się od Yongguka. Ten spojrzał jej głęboko w oczy i oplótł ją w pasie tak, że mogła odsunąć się od niego jedynie na długość ramienia.

- Przepraszam za nich- skinął głową w stronę drzwi i zignorował nieudolne próby Diany, aby choć trochę się od niego oddalić.

- Nie żywię urazy- nastolatka zwiesiła zrezygnowana ramiona i pozwoliła posadzić się na łóżku.- Nie żebym wtargnęła w ich życie, czy coś, i nie, żebym była duchem- zauważyła kąśliwie.- Sam zareagowałeś podobnie. To naturalna reakcja obronna człowieka na coś, czego nie rozumie.

- Sam wciąż niewiele rozumiem, ale cieszę się, że jesteś- wyznał raper, kiedy Diana usiadła na piętach pomiędzy jego rozstawionymi kolanami. "I właśnie źle, że się cieszysz....".- Gdzie zniknęłaś na tak długo?

- Próbowałam rozgryźć to wszystko- nastolatka westchnęła.

- Wszystko, to znaczy co?- chyba przyszedł czas, żeby opowiedzieć Yonggukowi cała tą tragedię. Nie tylko strzępki, które wydawały się najbardziej istotne. 

Diana przybrała nieco wygodniejszą pozę i siadając po turecku, oparła się plecami o ścianę. Przez chwilę przyglądała się swoim dłoniom, dopóki hałas na korytarzu nie przyciągnął jej uwagi. Poprzez szparę między drzwiami, a podłogą dostrzegła czyjś cień. 

Nie musiała czytać nikomu w myślach, żeby wiedzieć, iż był to Youngjae. Przyglądała się z ukrycia życiu B.A.P tak długo, że zdążyła poznać każdego z nich. Nawet sposób w jaki chodzili. Czasem czuła się jak szpiegująca psychofanka.

- Zgaszę światło- powiedział Yongguk i niemal od razu w pokoju znów zapanowała ciemność. W sumie, w mroku nastolatka czuła się bardziej komfortowo i łatwiej było jej się zebrać do opowiedzenia swojej historii. Jej komfort szybko jednak uleciał zastąpiony szybszym biciem serca, kiedy raper przejechał palcami po jej ręce, aby po chwili pewnie schwycić jej dłoń. Była tak zaaferowana tym drobnym gestem, że nawet nie zwróciła uwagi na ciepło ciała Yongguka, które nagle stało się lepiej wyczuwalne.

- Krótko po tym jak cię uratowałam, poznałam pewnego chłopaka- dobrze, że chociaż głos nie zawodził jej tak, jak serce. Yongguk zmarszczył brwi, jednak ciemność uniemożliwiła dostrzeżenie tego. Raper ścisnął nieco mocniej rękę dziewczyny. Ta zignorowała gest i kontynuowała opowowieść.- Spotkałam go podczas wyjazdu nad morze. Przyznał, że obserwował mnie od jakiegoś czasu, ale nie miał złych zamiarów. Uwierzyłam mu i pożałowałam tego.

- To też duch?- dziewczyna przytaknęła.

- Francuz. Powiedział mi, że zginął podczas zbombardowania kanału La Manche. Wojna i te sprawy.

- Skoro mi o tym mówisz, to znaczy, że zapewne coś się w tym wszystkim nie zgadza?- Yongguk odgarnął dziewczynie włosy za ucho. Jakby w ciemności robiło to jakąś różnicę.

- Tułaczka po świecie w zawieszeniu między życiem, a śmiercią nie jest karą za tego typu śmierć. Taka kara spotyka głównie samobójców.

- To znaczy, że kłamał?- podchwycił po chwili raper i zaczął bawić się końcówkami brązowych kosmyków.

- Prawdopodobnie. Znalazłam w jednym z francuskich archiwów notatkę, która mówiła o zdrajcy.

- Byłaś we Francji?- ręka Yongguka zawisła w bezruchu z powodu zdziwienia.- Kiedy?

- Wczoraj- Diana uśmiechnęła się kpiąco.- Duch potrafi wiele.

- No, dobrze- zaczął raper po otrząśnięciu się z szoku.- Ale mówiłaś, że.... tułaczka spotyka głównie...- nie dokończył zdania. Nastolatka słysząc jego wahanie zaśmiała się sarakstycznie.

- Pogodziłam się z losem, który sama sobie zgotowałam. Samobójstwo nie jest dla mnie tematem tabu. A wracając do sprawy, tak. Tułaczka spotyka głównie samobójców. Właśnie dlatego nie rozumiem, czemu Jean nie trafił do piekła....

- A powinien?- Yongguk starał się, aby jego głos nie zadrżał zbytnio, po tym, jak usłyszał imię mężczyzny. Złość, że ten oszukał Dianę, czy raczej zazdrość.

- Cóż, piekło, jak i niebo są pojęciami względnymi. Dla każdej z religii oba te... miejsca przyjmują inną formę. Wiesz, na przykład nirvana, jako niebo, czy karma, jako początek lub kontynuacja piekła na ziemi- Diana oparła głowę na ramieniu chłopaka, a ten zaczął masować jej lewą skroń. Dziewczyna przymknęła powieki. Dawno nie czuła takiej bliskości innej osoby. Gdyby nie to, że była zbyt zajęta dedukcją, zaczęłaby się martwić, że dotyk, którego nie powinna czuć, wywołał u niej lekkie drżenie.- Nie zależnie od mentalności, ludzie potrzebują uzasadnienia swoich czynów. Potrzebują też możliwego wytłumaczenia ich skutków. 

- Przecież są ludzie, którzy nie wierzą- zauważył raper. Dziewczyna przekręciła oczami. Ironia losu. Kolejna. Tłumaczyła dorosłemu facetowi o sensie istnienia.

- Nie wierzą w Boga lub inne istoty nadprzyrodzone, jednak muszą mieć wartości według, których żyją. Tak działa psychika człowieka. Bez jasno wytyczonych zasad popadlibyśmy w chaos. Nie ważne, czy to ateista, czy zagożały katolik. No, ale wracając do tematu. Jean nie powinien tułać się po świecie, ponieważ zdrada jest jednym z najgorszych grzechów.

- Skoro kłamał, może być niebezpieczny.

- Jest niebezpieczny. Przypuszczam, że może być zamieszany w sprawę Mścicielki. 

- Skąd ten pomysł?- Yongguk naciągnął na nich przykrycie, wciągając Dianę w pewniejszy uścisk.

- Powiedzmy, że kilka zbiegów okoliczności mocno mnie zaniepokiło.

- Czy on wciąż gdzieś tu jest?

- Nie wiem- odpowiedziała szczerze.- Chciał coś osiągnąć, więc nie wykluczam, że jeszcze się pojawi.

- Może ci zaszkodzić?

- Jak każdy duch- Diana wzruszyła beznamiętnie ramionami.

- Nie- Yongguk pokręcił nagle głową i zapalił na powrót lampkę. Nie obchodziło go już, że ktoś może go usłyszeć. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, kiedy chwycił ją mocno za ramiona i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.

- Co, nie?

- On może cię skrzywdzić- głos rapera stał się dziwnie napięty. Na samą myśl, że dziewczyna mogłaby nagle zniknąć, aż coś ukuło go w sercu. Jego irracjonalna wiara w uczucie do nieegzystującej nastolatki kiedyś go zgubi.- Nie możesz się z nim spotykać. To zbyt niebezpieczne.

- Nie mam wpływu na to, kiedy i gdzie się pojawia. Nie mogę być nawet pewna, czy nie znajduje się teraz gdzieś za oknem.

- Nie możesz się z nim spotykać- powtórzył uparcie Yongguk. Widząc szczerą troskę i strach w jego oczach, Diana uśmiechnęła się delikatnie i ujęła jego twarz w dłonie.

- Jestem duchem. Nie można skrzywdzić mnie w taki sposób, o jakim myślisz.- "Skrzywdziłby mnie, gdyby skrzywdził ciebie..."- Nie zamierzam dopuścić do tego, aby naprawdę mnie oszukał. Dowiem się o co mu chodzi i uporam się z Mścicielką. Mam kilka asów w rękawie i zamierzam w pełni je wykorzystać- powiedziała, mając na myśli swoją moc.

- Dlaczego to robisz?- Yongguk znów pokręcił głową i przykrył dłonie nastolatki swoimi.

- Już ci mówiłam. Kiedy tylko obudziłeś się po wypadku.. Poza tym...- urwała nagle. Czy mogła pozwolić sobie, na wypowiedzenie tego na głos? Czy mogła wogóle czuć to, o czym chciała mówić?

Yongguk chyba odczytał jej myśli, zanim ta zdążyła obrać je w głos. Odchylił jej głowę nieco w tył i spojrzał uważnie najpierw w jej oczy, a póżniej na usta. Pochylił się powoli i do ostatniej chwili czekając na możliwy protest, połączył w końcu ich wargi. Diana zamrugała i wciągnęła powietrze przez nos.

Dokładnie takie jego usta zapamiętała. Miękkie, ciepłe i nieco niepewne. Dziewczyna przymknęła powieki, czując jak po jej ciele rozlewa się ciepło. Czy to była.... miłość? Znała Yongguka. Czuwała nad jego życiem, ale czy na pewno to wystarczyło, aby go pokochać?  Gdyby nie to, że Yongguk położył ją nagle na pościeli, nie przerywając pocałunku, pewnie wciąż zastanawiałaby się nad swoimi wątpliwościami. Jednak ciepłe ciało, które nagle zawisło ponad nią skutecznie wybiło jej z głowy wszystkie zmartwienia.

- Cóż za ckliwa scena. Pozwolicie, że się wtrącę?- pełny jadu głos w okrutny sposób ściągnął ją na ziemię.

Diana natychmiast odepchnęła Yongguka i stanęła pewnie na ziemi, zakrywając go swoim ciałem. Wciągnęła z sykiem powietrze, kiedy zrozumiała, że w pokoju nie znajdował się żaden wróg, którego oczekiwała. Zamiast Jeana, czy Mścicielki w progu stanął Himchan. Jego twarz była mieszaniną wściekłości i szoku.

- Co ty do cholery wyprawiasz?!- warknął i wskazał oskarżycielsko palcem na rapera. Diana chciała odpowiedzieć w imieniu lidera, jednak ciszę w mieszkaniu przerwał nagle przeraźliwy krzyk, który dochodził z pokoju Zelo i Daehyuna...

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 2



Suga zadzwonił do drzwi i patrzył z uśmiechem na podekscytowanego Taehyung'a. Chłopak podskakiwał co jakiś czas, ponieważ stęsknił się za swoją nooną. Jednak, kiedy ta w końcu przywitała ich w progu, nie wyglądała na zbyt zadowoloną z ich wizyty. Co było raczej dziwne. Po jej telefonie był przygotowany na zwyczajowy uścisk i uśmiech, a nie na wkurzoną, ociekającą, miał nadzieję, mlekiem jędzę.

- Hyeseon, co się...- nie skończył zdania, ponieważ Taehyung rzucił się dziewczynie na szyję.

- Noona, co ci jest?- zapytał zaniepokojony zmienny, próbując powstrzymać się przed wtuleniem twarzy w pachnące mlekiem, długie włosy.

- Mleko, kot, walka, kąpiel- powiedziała płaczliwym głosem i nie przejmując się przewieszonym przez jej kark chłopakiem, wróciła do salonu, który wcale nie wyglądał lepiej niż ona sama.

- Tornado was zaatakowało?- zapytał zszokowany Suga, lustrując z niemałym obrzydzeniem porozrzucane wszędzie fragmenty pościeli, mokre plamy na kanapie, podłodze i stole, a także leżącą, jak bez życia Yulin, próbującą podnieść się z niewielką pomocą poszarpanego(?) fotela.

- Gorzej- mruknęła Hyeseon i opadła na kanapę. Zacisnęła wargi, kiedy wyciągnęła spod pleców niewielką szklankę z uszczerbioną krawędzią.

- Noonaaa- Taehyung przeciągnął ostentacyjnie ostatnią literkę, próbując dowiedzieć się, co złego przydarzyło się jego ulubionej przyjaciółce. Ta westchnęła i spojrzała w sufit.- Noona jest zła- powiedział zmienny, spoglądając na swojego właściciela. Doskonale wyczuł jej emocje. 

Nastolatka znów westchnęła i spojrzała na swojego przyjaciela ze zbolałą miną...

***

Opowiedziałam przyjacielowi o zmiennym, którego znalazłam, o tym jak bardzo się bał i o tym, jaką bitwę z nim stoczyłam i... przegrałam. Jak bardzo dziwne by się to nie wydało, przez cztery godziny udało nam się wmusić w mojego gościa jedynie pół szklanki  mleka z... dziewięciu.

- I wtedy zażartowałam coś o truciźnie. Chłopak zwariował i zaczął uciekać, rozlewając około trzech litrów mleka. Po tym jak się wkurzyłam, schował się gdzieś w mieszkaniu i teraz nie umiemy go znaleźć- opadłam z powrotem na kanapę. TaeTae ułożył się wygodnie na moich kolanach.

Suga spojrzał na niego karcąco, jednak dałam mu znać, że zabiegi chłopaka, mające na celu pocieszenie mnie, wcale mi nie przeszkadzały. W rzeczywistości, mruczący zmienny wywołał pierwszy od kilku godzin uśmiech na mojej twarzy.

- Czyli, że przygarnęłaś małą sierotkę?- zapytał Suga pół żartem, pół serio. 

- Pomogłam małej sierotce- poprawiłam zaraz. Nie byłam jeszcze pewna, czy pozwolę mu tu zostać.- TaeTae, mógłbyś go znaleźć?- zapytałam, drapiąc rudowłosego kotołaka za uchem. Zmarszczył brwi i spojrzał znacząco na swojego właściciela.

- Pomóż jej- chłopak posłał mu zachęcający uśmiech. Zmienny zerwał się momentalnie z kanapy i pobiegł do kuchni. 

Suga spojrzał na siedzącą na fotelu Yulin. Miała pociągły ślad po pazurach na ręce. Identyczny widniał na moim policzku. Trochę bolało, zresztą tak samo ja ten, który zmienny zostawił mi na przedramieniu poprzedniego wieczora.

- Co zamierzasz teraz zrobić?- Suga domagał się odpowiedzi, która nurtowała nas wszystkich. Westchnęłam.

- Nie wiem- przetarłam twarz dłonią.

- Wiesz, że musisz szybko podjąć decyzję, prawda?- Suga odgarnął grzywkę z czoła. Przytaknęłam.- Wiesz w jakim on jest wieku?

- Nie- pokręciłam głową.- Nic nie mówi. Nawet na mnie nie patrzy. Wiem tylko, że w postaci człowieka wygląda jak nastolatek- wygląd zmiennych po przemianie był bardzo mylny. Ich rzeczywisty wiek wynosił zazwyczaj mniej lub więcej lat, niż wskazywałyby cechy fizyczne. Taehyung był tego idealnym przykładem. Chłopak wyglądał może na nastolatka, ale w rzeczywistości poziom jego rozwoju znacznie przewyższał to, co widziały oczy. Rozwój intelektualny uwarunkowany był cechami genetycznymi i u każdego zmiennego dorastanie wyglądało inaczej.

- Noona!- usłyszałam głos zmiennego. Spojrzałam w stronę wejścia do kuchni, w którym stanął po chwili dziwnie zaaferowany chłopak. Jego mina była mieszaniną zdezorientowania i szoku.- Znalazłem go.

- Naprawdę?- uniosłam brew i wstałam z fotela. Syknęłam, kiedy poczułam ukłucie bólu na wysokości kości ogonowej. Jednak mimo dyskomfortu podążyłam szybko za rudym zmiennym, który poprowadził mnie do sporej szafki tuż pod zlewem. 

Znajdował się w niej bojler ogrzewający wodę. Aż stuknęłam się w czoło, rozumiejąc, dlaczego TaeTae pochylił się nagle nad ciemnym drewnem. Tam było ciepło! Przez pracujący na okrągło podgrzewacz, w zamkniętej zazwyczaj szafce panował delikatny zaduch. Ponadto ograniczona przestrzeń... Koty przecież uwielbiały takie warunki.

- Jest tam?- zapytałam cicho, klękając przy chłopaku. Ten przytaknął.- Możesz powiedzieć mu, że nic mu nie grozi? Chyba mnie nie rozumie, ponadto przestraszył się, kiedy się zdenerwowałam- Tae kiwnął głową i nim się spostrzegłam, przemienił się w uroczego, puszystego kota. Jego ruda sierść przywarła do małego ciała, kiedy zwierzak wdrapał się pod bojler i zaczął miałczeć.

Patrzyłam wyczekująco w ciemną przestrzeń szafki. Sama przed sobą musiałam przyznać, że zaczęłam denerwować się podczas ciągnących się w nieskończoność minut. Nie rozumiałam dziwnej niepewności w klatce piersiowej, zupełnie jakby naprawdę zależało mi na czarnym kocie, który uciekł z obawy przed moim gniewem. W końcu troska i współczucie to jedno, ale przywiązanie? Po zaledwie dwudziestu czterech godzinach "znajomości"? 

Westchnęłam ciężko i ukryłam twarz w dłoniach. Wyglądało na to, że znowu serce będzie górowało przy podejmowaniu decyzji, nie rozum. Kiedy poczułam lekkie klepnięcie na plecach, spojrzałam przez ramię na przyjaciela. Przymknęłam zrezygnowana powieki, widząc odbijajce się w jego oczach zrozumienie. Przeklęty skurczybyk. Jak to możliwe, że czytał ze mnie jak z księgi?

Nagle TaeTae wyłonił się z szafki i chwycił mnie zębami za rękaw bluzy. Pociągnął moją rękę w głąb ciasnej przestrzeni pod podgrzewaczem wody, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło. Dopiero, kiedy poczułam na palcach ciepły oddech, zrozumiałam, że mała znajda wąchała moją skórę. Taehyung uwolnił gruby materiał z pomiędzy małych kłów, wygramolił się na podłogę i przemienił się w człowieka. Odwróciłam wzrok, czekając, aż Suga pomoże mu się ubrać.

- I co?- zapytałam.

- Cóż... Za dużo się o nim nie dowiedziałem....- westchnęłam znów.

- Co... powiedział?- nie wiedziałam, jak powinnam nazwać konwersację pomiędzy dwoma zwierzakami.

- Nie ma imienia. Pierwszą rzeczą, jaką pamięta są podobno spadające liście, jednak nie jestem pewien, czy na pewno o nie mu chodziło. Nie zna matki, a w każdym razie, nie pamięta jej- Tae wzruszył ramionami.- To wszystko.

- Bardzo się mnie boi?- zapytałam ze ściśniętym gardłem. Taehyung przytaknął z wahaniem.

- Powiedziałem mu, że nie ma czego, bo noona jest bardzo miła, ale mi nie wierzy.

- Dziękuję, TaeTae- powiedziałam, podrapałam go po odstających uszach i skierowałam wzrok z powrotem na szafkę.- Rozumie mnie?

- Tak- odchrząknęłam.

- Bardzo cię przepraszam- mruknęłam.- Nie chciałam cię przestraszyć, ale jestem... trochę nerwowa. Proszę, wyjdź- wyszeptałam, mając nadzieję, że zwierzak w końcu mi zaufa. 

- Zostaw go na razie- Suga pomógł mi wstać.- Jeśli poczuje się pewnie, sam wyjdzie. Poza tym, w końcu zgłodnieje.

- Przypuszczam , że cały czas jest głodny, ale za bardzo się boi- Suga podprowadził mnie do stołu i posadził zdecydowanie na krześle. Yulin, która do tej pory siedziała cicho w salonie, dołączyła do nas odgarniając posklejaną grzywkę z czoła.

- Sądząc po tym, co powiedział Tae- Suga splótł palce i oparł na dłoniach brodę- twój mały gość może mieć, góra, dwa... albo trzy miesiące. Jeśli rzeczywiście pierwszym, co pamięta są spadające liście, to pewnie urodził się gdzieś na początku jesieni.

- Pytanie tylko, czy tegorocznej- zauważyła Yulin.

- Noona, on zachowuje się jak dziecko. Mówi w bardzo specyficzny sposób- Taehyung kucnął i oparł brodę o krawędź stołu. Wydął wargę w zabawny sposób i machnął kilka razy ogonem.- Urodził się niedawno- zmarszczyłam brwi.

- Czy czasem narodzin zmiennych nie kontrolują naukowcy?- zapytałam zdziwiona.

- Zależy od genów. Jeśli właściciele dojrzałych zmiennych mogą sobie pozwolić na kontrolę medyczną...- Suga wzruszył ramionami.

- Co to ma wspólnego z tym, że znalazłyśmy go na ulicy?- Yulin skrzyżowała ramiona na piersi.

- Młodzi zmienni rozwijają się bardzo szybko. Naukowcy obserwują ten proces, próbując przenieść go w jakiś sposób na inne organizmy. Dokładnie kontrolują ich liczbę narodzin, a także sposób w jaki mieszanie genów wpływa na rozwój młodych zmiennych. Każdy nowo narodzony zmienny to obiecujący obiekt badań- mruknęłam, wzdrygając się niemal.

- Sporo o tym wiesz...- Yulin uniosła brew.

- Mój ojciec ma skądś pieniądze na wszystkie te limuzyny i drogie ciuszki...

- Nie ma możliwości , żeby naukowcy wypuścili z rąk jakąkolwiek okazję do badań, a i ludzie nie przegapią okazji do zarobku- Suga przygarnął do siebie Taehyung'a, który spiął się widocznie słysząc moje słowa. Wiedział, co działo się ze zmiennymi w Seulu i zwyczajnie napawało go to lękiem, ponieważ dorośli zmienni byli traktowani inaczej, w złym znaczeniu tego słowa. 

TaeTae mruknął przeciągle, wtulając się w koszulkę swojego właściciela. Wdychał jego zapach. Owinął ogon wokół nogi Sugi i mocno objął go za szyję. Chłopak podrapał zmiennego po plecach, a ten wygiął się w stronę jego dotyku. Uśmiechnęłam się na ten widok. Większość ludzi postrzegała mojego przyjaciela jako zimny, ubierający się wciąż na czarno swag. Prawdę powiedziawszy, nawet dzieci się go bały. Mało kto wiedział, że ten studiujący muzykę macho miał też swoją uroczą stronę osobowości. Jeśli chodziło o jego małego pupila, Suga stawiał dobro Taehyung'a na piedestale. Niewielu zmiennych miało tyle szczęścia.

- Jeśli nasza mała znajda rzeczywiście jest taka mała...- Yulin zastanowiła się chwilę.

- To naukowcy nie przeszliby obojętnie obok jego zniknięcia- pokiwałam głową.

- A jednak z jakiegoś powodu znalazł się na ulicy.

- Powiedział ci coś jeszcze, mały?- Suga spojrzał TaeTae w oczy.Ten pokręcił głową.

- Wiesz, że możesz mieć problemy, jeśli okaże się, że młody uciekł, prawda?- Yulin rzuciła spojrzenie w kierunku szafki. Zwierzak zapewne doskonale słyszał ich rozmowę.

- Nie uciekł- pokręciłam głową i podrapałam się po brodzie. Jego stan zdrowia, słabe ciało... Nie było na to szans.

- Ja również nie sądzę, żeby mógł uciec. Jest za młody. Założę się, że nawet jego instynkt samozachowawczy nie wykształcił się jeszcze do tego stopnia.

- Więc skąd wziął się na tej cholernej ulicy?

- Zostaje tylko jedno wyjście. Właściciel nie miał ochoty zajmować się dzieciakiem i zwyczajnie go wyrzucił, nie zgłaszając nigdzie jego narodzin.

- Chyba, że.... młody urodził się na ulicy...- zastanowiłam się na głos.

- To miałoby sens. Wtedy nikt by go nie szukał- Suga przyznał mi po chwili rację. Odetchnęłam głęboko. Robiło się coraz ciekawiej.

- Jeśli rzeczywiście to zwykła sierota, raczej nie masz się czym martwić. Jeśli jednak okaże się, że uciekł...

- Będę miała na karku własnego ojca- przymknęłam powieki i podrapałam się po głowie. Szlag.

***

Tydzień minął powoli. Suga załatwił mi zwolnienie na uczelni, więc mogłam zostać w domu. Przez kilka pierwszych dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Zmienny cały czas chował się w szafce. Codzień zostawiałam mu świeże mleko, jednak ono znikało tylko wtedy, kiedy znajdowałam się w łazience. Mały spryciarz. Unikał kontaktu ze mną jak ognia. Koniec końców, nie porozumiewał się nawet z Taehyung'iem, który odwiedzał mnie regularnie. W pewnym momencie myślałam nawet, że kot zwyczajnie uciekł, kiedy straciłam czujność, ale błysk niepewnych oczu w ciemności utwierdził mnie w fakcie, że było inaczej.

Straciłam już nadzieję, że zmienny kiedykolwiek mi zaufa, ale wtedy nastąpił przełom. Niestety nie tak przyjemny, jak bym tego oczekiwała.

Pod koniec tygodnia odwiedził mnie nie kto inny, jak wybrany przez naszych rodziców mój przyszły narzeczony. Omal nie klęłam na głos, kiedy wprosił się " w odwiedziny".

- Więc, co cię tu sprowadza?- zapytałam. Mój głos ociekał jadem. Stałam uparcie przy drzwiach. Skrzyżowałam ramiona na piersi i rzucałam w stronę Namseok'a gromy i błyskawice.

- Nie zaproponujesz mi czegoś do picia?- zapytał kpiąco chłopak.

- Nie jesteś tu mile widzianym gościem- syknęłam. Poza tym, w moim mieszkaniu i tak nie było za wiele jedzenia. Przez kupkę futra ukrytą w kredensie nie miałam czasu pójść na zakupy.

- Oziębła, jak zwykle- mruknął Namseok.- Twoi rodzice chcą wiedzieć, jak nam się układa.

- Nie układa. A teraz wynocha- warknęłam i wskazałam mu drzwi. Mój podniesiony głos zwrócił uwagę zmiennego, który niepewnie wychylił się zza drzwiczek szafki.

- Oj, Hyeseon- Namseok wstał i zbliżył się do mnie. Wyraz jego twarzy wydał mi się niepokojący. Przęłknęłam, kiedy serce zabiło mi niespokojnie.- Wiesz, że gdyby trochę się postarać, mogłoby z tego wyjść coś niezwykłego?

- Nie sądzę- ja i on mieliśmy całkiem inne poglądy. On widział świat poprzez pryzmat pieniędzy i zysków, ja patrzyłam na nasze społeczeństwo jak na rozwijający się organizm, którego niektóre organy miały wypaczoną mentalność. Mój punkt widzenia był dziwny, ale wbrew pozorom próbowałam dostrzec w świecie prawdziwe wartości.

- Wiesz, że zawsze mi się podobałaś?- zapytał kpiącym tonem. Doskonale wiedziałam, że chodziło mu tylko o moje ciało. Zacisnęłam wargi, kiedy chłopak zbliżył się do mnie tak, że musiałam oprzeć się o drzwi. Nie lubiłam, kiedy ktoś obcy był tak blisko mnie. Bliskość innych napawała mnie lękiem. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale jakoś kiedy moi przyjaciele mnie dotykali, wszystko było w porządku.

- Odsuń się!- warknęłam.

- Nie chcę- Namseok odgarnął mi włosy z twarzy. Przęłknęłam ciężko. Cholera, Suga wyszedł pół godziny wcześniej. Gdyby tylko został trochę dłużej...

Wtedy stało się coś niespodziewanego. Z kuchni wyłonił się zmienny w ludzkiej postaci. Nagi, podszedł do mnie i Namseok'a i odepchnął chłopaka bez słowa. Ten upadł na ziemię, patrząc zszokowany na drobną postać stojącą przed nim. Zamarłam, kiedy nastolatek zwrócił się w moją stronę. W jego oczach wciąż odbijał się strach, ale także inne uczucie. Troska?

- Co do diabła?!- Namseok podniósł się z ziemi. Szybko dostrzegł kocie cechy na ciele chłopca i zaklął.- Zabawiasz się ze zwykłymi śmieciami?!- słysząc to, zmienny wydał z siebie dźwięk przypominający syk i warknięcie z głębi gardła. Mój przyszły narzeczony zamachnął się ręką i spróbował wymierzyć chłopakowi cios prosto w twarz.

Zadziałałam instynktownie. Kontrolę nad moim ciałem przejęły emocje. Szybko popchnęłam zmiennego w bok i zatrzymałam pięść Namseok'a tuż przed moim nosem. Sama nie wiem, jak to zrobiłam, ponieważ chłopak był na pewno silniejszy ode mnie, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. 

- Tknij go choćby palcem, a osobiście ci go urwę i rzuce na pożarcie wściekłym kundlom- wysyczałam przez zęby i spróbowałam odepchnąć rękę chłopaka, którą ten momentalnie zabrał. Jego wzrok błądził pomiędzy moją postacią, a postacią zmiennego. 

Namseok znów zaklął i nagle wybiegł z mieszkania. Przeczesałam ręką włosy, kiedy dotarło do mnie, że na pewno złoży raporcik mojemu ojcu. Wtedy nie obędzie się bez kontroli rodzicielskiej. Spojrzałam w sufit, a potem na stojącego w nieco zgarbionej pozycji zmiennego. To było... raczej niespodziewane. Przez kilka dni chowa się przede mną, a potem rusza na ratunek niczym rycerz. Chociaż wyraz jego twarzy nie wskazywał na to, żeby był dumny ze swojego postępku. Wręcz przeciwnie. Założę się, że zaczął bać się jeszcze bardziej.

Moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy chłopak zmienił się w kota i próbował przebiec pomiędzy moimi nogami. Złapałam go w ostatniej chwili i przycisnęłam mocno do piersi. Wyrywał się i drapał, jednak ja zacieśniłam jedynie uchwyt.

- Spokojnie, mały- wyszeptałam.- Nie skrzywdzę cię. Właściwie, to muszę ci podziękować- spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Słysząc odbijającą się w moim głosie wdzięczność, kot zamarł i postawił uszy dęba.- Gdyby nie ty, ten debil zapewne nie wyszedłby zbyt szybko- przyznałam. Zwierzak uniósł niepewnie głowę. Uśmiechnęłam się lekko.- Przepraszam, że wtedy na ciebie nawrzeszczałam. Jednak musisz wiedzieć, ze naprawdę nic ci u mnie nie grozi- sądząc po tym, że Namseok zobaczył jego uszy i ogon, sama nie byłam już tego pewna, ale na obawy czas przyjdzie później.- Chcę ci pomóc- wyszeptałam.

Kot mrugnął i szokując mnie kompletnie, zmienił się na moich oczach... i niestety rękach też. Pisnęłam, kiedy opadliśmy na podłogę. Chłopak był może szczupły, jednak i tak nie dałam rady utrzymać go na rękach. Nie wzięta z zaskoczenia. Syknęłam, czując, jak moja głowa spotyka się w niemiłym powitaniu z zimnymi panelami. Otworzyłam oczy tylko po to, żeby spostrzec wpatrujące się we mnie niemal czarne tęczówki. Ich kolor wydał mi się tajemniczy i dziwnie magnetyczny. Przyciągał swą głębią i zapraszał do jej poznania. Zamrugałam.

Pozycja w jakiej się znaleźliśmy była dosyć krępująca i wywołała na moich policzkach rumieńce. Chłopak może i był dzieckiem, ale jego ciało nie należało niestety do małego chłopaca. Walczyłam z nieodpartym odruchem samoobrony i obawą przed ponownym wystraszeniem zmiennego. Odchrząknęłam i powiedziałem cicho, mając nadzieję, że chłopak posłucha:

- Mógłbyś zejść?

Zmienny nie odpowiedział, ani nie wykonał mojej prośby. Nachylił się nad moją twarzą, marszcząc nos. Wciągnął kilka razy powietrze, a ja zrozumiałam, że znowu mnie wąchał. Przekrzywił głowę i polizał mnie po policzku. Rozwarłam szeroko powieki i przęłknęłam. Odetchnęłam z wyraźną ulgą, kiedy chłopak odsunął się ode mnie, jednak wstrzymałam oddech, kiedy za uprzednim ruchem jego języka podąrzyły palce. 

Zmienny przejechał opuszkami palców po mojej zarumienionej skórze i uważnie śledził swoje poczynania. Przez kilkanaście sekund badał fakturę mojej twarzy, żeby podąrzyć po chwili wyżej. Chłodne palce wplotły się w moje włosy i pogładziły lekko skórę głowy. Patrzyłam jak oniemiała na rozluźniającą się wyraźnie twarz.

Nagle ciężar spoczywający na moim ciele zmalał, kiedy ujrzałam falujące czarne futro. Jednak tym razem, zwierzak nie uciekł. Ułożył się wygodnie na moim brzuchu i wtulił pyszczek w materiał bluzy. Po chwili czarna główka wepchnęła się w sporą kieszeń, przyszytą mniej więcej na wysokości pępka. 

Uniosłam się ostrożnie i oparłam na łokciach. Małe ciałko nawet nie drgnęło. Widać odpowiadało mu ciepło wydobywające się z grubych, polarowych fal. Odetchnęłam i omal nie roześmiałam się na głos. To było... zastanawiające. Czyżby mój mały gość w końcu mi zaufał? Ale czemu akurat teraz? Nie wiedziałam, czy czasem nie popełniam błędu, ale uniosłam dłoń i ledwo wyczuwalnie pogładziłam czarne futro. Zauważyłam z ulgą, że kot nie uciekł, ani nawet nie drgnął niespokojnie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam zwierzaka nieco pewniej. Smagnął lekko ogonem, zdecydowanie ukontentowany. 

- No, widzę, że robimy postępy- mruknęłam cicho i spróbowałam wstać. Udało mi się i już po chwili wiedziałam z mruczącym kotem na kolanach. 

Oparłam się wygodnie o poduszkę kanapy. Cały pokój został doprowadzony do porządku i znów świecił lekką dozą elegancji i dziewczęcych akcentów. Głaskałam kota po grzbiecie, omijając miejsca zranienień i brzuch. Kto by pomyślał, że taka zmiana zajdzie w ciągu kilku zaledwie minut?

- I co ja mam z tobą zrobić?- westchnęłam.- Mam nadzieję, że podoba ci się tutaj, bo nie mam serca się z tobą rozstawać- oparłam głowę o oparcie kanapy.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 1

 


- A co na to twoi rodzice?- zapytała Yulin. Wzruszyłam ramionami.

- A co oni mogą? Jestem pełnoletnia, sama się utrzymuje- ukryłam twarz w szaliku, ponieważ chłodny wiatr sprawił, że aż zadrżałam.- Nie mają prawa zmusić mnie do małżeństwa. To nie średniowiecze- mruknęłam.

Przez padający śnieg, pokrywający drogi lód i wyjątkowo czarne niebo Seul wydał mi się jeszcze bardziej mroczny i niedostępny niż zazwyczaj, kiedy zaczynała się zima. Nawet wielkie bilbordy, światła pędzących samochodów i pierwsze ozodoby świąteczne nie były w stanie rozproszyć spowijającej miasto ciemności. Zdążyłam się przekonać, że sięgała ona serc i rozmów wielu ludzi, którzy, w mojej opini, stwarzali realne zagrożenie dla moralności społecznej. 

Co tu dużo mówić, Seul od dawna nie był normalnym miastem, jednak było to spowodowane głupotą jego mieszkańców. Przez ich chęć do stanięcia na piedestale rozwoju światowego, wiele istot, bo niestety nie można ich było nazwać normalnymi ludźmi, cierpiało, będąc oskarżonymi niesprawiedliwie o inność i ułomność w człowieczeństwie. A wszystko przez to, że niektórzy byli po prostu debilami społecznymi.
Westchnęłam ciężko, krzywiąc się, kiedy uderzył we mnie zapach spalin. Życie w mieście na pewno było łatwiejsze niż na wsi, ale co do jednego naukowcy mieli rację- zanieczyszczenie było w nim niestety dużo większe. Szkoda tylko, że zamiast spróbować polepszyć aktualną sytuację, współcześni ludzie woleli brać udział w wyścigu szczurów i wynajdywać coraz to nowsze technologie, które tylko z zasady miały pomagać. Większość z nich i tak była dostępna tylko dla pionierów- zwykłe szaraczki nie mogły nawet pomarzyć, żeby choć na nie zerknąć.

- Chyba nieźle się wkurzyli, kiedy zwyczajnie wywaliłaś ich za próg?- skręciłyśmy z Yulin w boczną uliczkę. Niewielki spadek spowodował, że musiałam bardziej oprzeć się sile grawitacji, która tego dnia była moim największym nemesis. Bolały mnie mięsienie, ścięgna i chyba też kości, nawet te, o których istnieniu nie miałam pojęcia.

- Owszem- przytaknęłam, a na moje usta wypłynął mimowolny uśmiech.- Ale za to jaką satysfakcję miałam, kiedy mama wylądowała w zaspie? Żyje już ponad czterdzieści lat, a do tej pory nie nauczyła się, że po lodzie nie chodzi się w szpilkach- zachichotałam, przypominając sobie przeklinającą kobietę, zaplątaną w poły ośnieżonego futra.

Odetchnęłam głęboko, ponieważ, nie wiedzieć czemu, w uliczce, która prowadziła do mojego mieszkania powietrze było zawsze lżejsze i pozbawione niebezpiecznie wysokiego stężania dwutlenku węgla. Tłumaczyłam to sobie tym, że w okolicy atmosfera również była mniej napięta niż w samym centrum miasta. Tutaj ludzie traktowali się inaczej. Byli bardziej otwarci towarzysko i emocjonalnie na sąsiadów. Zupełnie, jakby niewielkie bloki były oddzielone od neonowych bilbordów niewidzialną barierą. Dziwne zjawisko, ale dopóki nie znikało, cieszyłam się z jego obecności. Było jedną z niewielu rzeczy, które sprawiały, że społeczeństwo zyskiwało w moich oczach.

- Masz może jutro czas?- Yulin odgarnęła fioletową grzywkę z czoła.- Do kin wchodzi fajny film i pomyślałam, że mogłybyśmy się wybrać- zastanowiłam się chwilę.

- Kończę jutro wcześniej i nie muszę iść do pracy, więc pomyślałam, że pójdę na małe zakupy i pozałatwiam kilka spraw. Jeśli ci to nie przeszkadza to możesz iść ze mną, a potem skoczymy na mały seans- wzruszyłam ramionami i posłałam przyjaciółce uśmiech.

- Z miłą chęcią- mruknęła żartobliwie nonszalanckim tonem.- Sama muszę uzupełnić lodówkę wiktuałami, ponieważ najazd rodziny uszczuplił zdecydowanie moje racje żywnościowe- powiedziała, imitując staroświecki język. Zachichotałam. Yulin była dość specyficzną osobą, ale za to najpozytywniejszą jaką znałam.

Nagle echo mojego śmiechu zmieszało się z dziwnie zbolałym odgłosem. Ucichłam momentalnie i zmarszczyłam brwi.

- Słyszałaś?- zapytała Yulin, rozglądając się dookoła. Przytaknęłam i westchnęłam ciężko.

W panującej obecnie rzeczywistości było to częste zjawisko, jednak mało kto na nie reagował. Ludzie bali się uwikłania w ubliżające ich wartości akcje, nie rozumiejąc, że tym samym obniżali wartość ich własnego i nie tylko istnienia. Spowodowane to było obawą przed okazaniem litości w czasach, kiedy najbardziej liczyło się zimne wyrachowanie i szastanie pieniędzmi.

Postąpiłam powoli na przód, próbując zlokalizować źródło pełnych bólu, nie wiedziałam jak to nazwać, jęknięć, miałknięć? Bo dokładnie tak to brzmiało. Kiedy za sporym śmietnikiem spostrzegłam kawałek tektury i leżący na niej kłębek poszarpanego futra, aż zaklęłam. Pochyliłam się ostrożnie tak, aby nie przestraszyć drobnej istoty. Chociaż ona i tak trzęsła się z zimna tak bardzo, że nie zwróciła nawet uwagi na moją obecność.

- Głupota ludzka przekracza czasem wszelkie granice- stwierdziła Yulin i pokręciła zniesmaczona głową. Ja natomiast zmarszczyłam brwi, ponieważ na cienkiej warstwie kartonu dostrzegłam niepokojące, czerwone smugi. Aż się serce krajało, kiedy mała, włochata kulka wydała z siebie żałosny odgłos bólu.

Szczerze? Zachciało mi się płakać. Zawsze miałam miękkie serce. Zwłaszcza, kiedy chodziło o tych, którzy sami nie potrafili obronić się przed okrucieństwem świata. Znów westchnęłam i łajałam się połowicznie przez podjętą decyzję.

- Yulin, chyba musimy odwołać nasze jutrzejsze plany- mruknęłam cicho i odpięłam powoli guziki mojej zimowej kurtki. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała, co miałam na myśli i przymknęła zrezygnowana powieki.

- Nie uratujesz ich wszystkich, Hyeseon- mruknęła.

- Chociaż uratuje jego- stwierdziłam zdecydowanie i rozpięłam zamek błyskawiczny łączący poły grubego puchu. Dobrze, że miałam na sobie w miarę ciepłą bluzę. Przynajmniej miałam szansę na dotarcie do domu i nie zejście na hipotermie.

Ułożyłam kurtkę na ziemi, nie przejmując się tym, że wsiąkał w nią rozmoknięty brud i bardzo powoli zbliżyłam dłonie do trzęsącego się ciałka. Prawdę powiedziawszy, bałam się go dotknąć, ponieważ nie wiedziałam, jakiej reakcji się spodziewać. Na szczęście, włochata kulka nie poruszyła się ani o milimetr, kiedy ostrożnie wsunęłam pod nią palce. Bez problemu wyczułam żebra i wilgoć, która niestety nie była stopionym lodem. Uniosłam niemal bezwładną plątaninę chudych łap i ułożyłam ją na rozgrzanej jeszcze podszewce. Od razu uczepiły się jej ciemne pazury, próbując zapewne zyskać więcej ciepła. 

Owinęłam ciemne futro połami kurtki, zauważając, że te powlekły się już bordowymi plamami. Uniosłam materiał i stanęłam prosta jak struna. Byłam zła, właściwie wściekła, ale na negatywne emocje czas nadejdzie potem. Ważniejsze było zdrowie istoty, która znów wydała z siebie odgłos cierpienia. Ruszyłam natychmiast przed siebie, ponieważ i mi zaczęło doskwierać zimno. Dobrze, że moje mieszkanie było niedaleko. 

Yulin podąrzyła za mną. Nie byłam pewna, czy dlatego, że chciała pomóc, czy dlatego, że mieszkała nieco dalej. Przekonałam się jednak, że ją również poruszył stan futrzaka, którego trzymałam na rękach, ponieważ dziewczyna otworzyła mi drzwi do budynku i wyciągnęła z kieszeni moich spodni klucze od mieszkania.

- Który to?- mruknęła cicho, przypatrując się pękowi metalu.

- Ten duży- posłałam jej pełen wdzięczności uśmiech i weszłam do windy. Odtwarzana w niej muzyczka była denerwująca, ale na szczęście miałam większe zmartwienie niż źle skomponowana melodyjka.

Po niespełna minucie dotarłyśmy na drzwi mojego mieszkania. Yulin przekręciła kluczyk i pchnęła ciężkie drewno. Omal nie jęknęłam z ulgi, kiedy uderzyło we mnie przyjemne ciepło.

- No, to co teraz?- zapytała moja przyjaciółka, kładąc klucze na stole i rozkładając szeroko ramiona. Zapanowała cisza. Sama właściwie nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Typowa ja, najpierw robi, potem myśli. 

Zagryzłam wargę spoglądając na wystającą z pomiędzy grubego materiału główkę. Wciąż drżała konwulsyjnie.

- Musimy go jakoś rozgrzać- zawyrokowałam i skierowałam się do łazienki. Krótko po mnie do łazienki weszła również Yulin. Ostrożnie ułożyłam zawiniątko na pralce. Wiedziałam, że nie mogłam tak po prostu wykąpać zwierzaka, ponieważ nie wiedziałam, jak poważnie ranny był. Zdecydowałam się wyciągniąć z szafki koło wanny mały ręcznik. Namoczyłam go w ciepłej wodzie. Razem z Yulin wyplątałyśmy porośnięte futrem ciałko z kurtki. Naszych uszu dobiegło kolejne miałknięcie, ale tym razem brzmiało bardziej jak pretensja, niż jęk bólu. 

- Już dobrze, maluchu- wymruczałam cicho i pogładziłam kociaka po głowie. Za moją ręką podążył wilgotny ręcznik. 

Z ulgą stwierdziłam, że myjąc ciemny grzbiet, zbierałam materiałem jedynie brud. Gorzej było, kiedy próbując odwrócić kota na bok, natrafiłyśmy z Yulin na pociągłą ranę. Nie mogłyśmy ocenić, jak głęboka była, ponieważ przeszkadzało nam posklejane futro. Na szczęście, krwawienie ustało, jednak musiałyśmy uważać podwójnie, żeby na nowo go nie wywołać.

- No, mały. Wszystko będzie dobrze- pogładziłam małe uszko, które przylegało płasko do głowy w geście pokory i strachu.

- Przytrzymam go, a ty szybko zajmij się brzuchem- powiedziała Yulin i asekuracyjnie przycisnęła delikatnie czarne łapy do brudnej podszewki. 

Tak, jak Yulin się spodziewała, oczyszczenie wychudłego brzucha z kurzu, błota i krwi okazało się niespodziewanie trudnym zadaniem. Kot, który do tej pory leżał płasko, niczym pozbawiona życia kukła, poruszył się niespokojnie i wyrwał jedną z łap z uścisku Yulin, wbijając pazury w moje przedramię. Syknęłam przeciągle, odciągnęłam kończynę z powrotem w dół i wróciłam do przemywania przerzedzonego futra. Kot wiercił się niespokojnie i znów spróbował zaatakować. 

- Szzz- mruknęłam uspokajająco, zamiast się wścieknąć.- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się- obiecałam delikatnym głosem. Nie rozumiałam, skąd tak mizerna istota brała energię na tak zaciętą walką.

Przez strach i zapewne ból kota, skończyłyśmy dopiero po dziesięciu minutach. Odetchnęłyśmy z ulgą, kiedy zwierzę ułożyło się znów na mojej kurtce i wbiło w nią pazury. Z dwojga złego już lepiej, że cierpiała bawełna, niż moja skóra. Kot spoglądał na nas z obawą. W jego oczach zamajaczyło zmęczenie i dziwnego rodzaju próba zrozumienia zaistniałej sytuacji. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że zwierzak nie był tylko zwierzakiem. 

Westchnęłam ciężko i na nowo zawinęłam go w kurtkę. Wciąż patrzył na mnie niepewnie. Zapewne bał się tego, co go czeka. Nie winiłam go. Tacy jak on nie mieli łatwego życia. 
Razem z Yulin wyszłyśmy do salonu.

- Rozłożysz kanapę?- zapytałam. Dziewczyna przytaknęła. Wolałam być przygotowana w razie, gdyby kot zmienił się w środku nocy.

- Pościel tam, gdzie zwykle?- kiwnęłam głową. Yulin szybko przygotowała posłanie. Ostrożnie ułożyłam na nim zwierzaka, zdając sobie sprawę z tego, że ten śledzi zaspanymi oczami każdy nasz ruch. Zmarszczyłam brwi i skierowałam się do dużej, wbudowanej w ścianę szafy. Wyciągnęłam z niej podgrzewaną poduszkę, czekając, aż moja przyjaciółka wybuchnie śmiechem. Ta jednak patrzyła na mnie z... wyrzutem?

- No, co?- mruknęłam, wsuwając poduszkę pod swoją kurtkę. Nacisnęłam przycisk. Materiał zaczął delikatnie wibrować i wytwarzać ciepło.

- Nawet o mnie się tak nie troszczysz, kiedy jestem chora- zauważyła.

- To miało być śmieszne?

- Nie- powiedziała ze śmiertelną powagą.

- Nie bocz się, jak dziecko- przeszłam obok niej do sypialni i chwyciłam szybko trzy koce i dwie poduszki.- Rozumiem, że zostajesz?- zapytałam z szerokim uśmiechem. Yulin westchnęła cierpiętniczo. Jej ramiona opadły, kiedy przysiadła na podłodze obok szklanego stolika.

- A mam wyjście?- wymruczała.

- Aż siedem- przekchyliłam lekko głowę.- Drzwi są tam- wskazałam palcem surowe drewno.- W sypialni masz dwa okna, w łazience i kuchni jedno i tu też dwa- skinęłam głową w stronę balkonu. Yulin przekręciła oczami.

- Zamknij dzioba i dawaj tą poduszkę- wyszarpnęła mi pościel i rzuciła ją na podłogę obok fotela. Mogłyśmy spać w sypialni, ale wolałam być blisko w razie, gdyby coś działo się z moim małym gościem, który w końcu na powrót zasnął. Uspokoił się zapewne dzięki ciepłu poduszki.

Odetchnęłam głęboko i jeden z koców ułożyłam na podłodze w formie prześcieradła. Yulin nie chciała do mnie dołączyć i położyła się w wygodnej pozycji kawałek dalej. Szykowała się długa i niewygodna noc...

Nie byłam pewna, o której udało mi się zasnąć, ale zanim choć trochę się odprężyłam, doszłam do wniosku, że będę musiała poprosić przyjaciela o pomoc. Nie miałam pojęcia o opiece nad zmiennymi kotami. Poza tym, mój charakter też nie za bardzo sprzyjał porozumiewaniu się z nimi. Byłam nieco nerwowa, a problemy, które miałam ostatnio z rodzicami zaogniały tylko moje negatywne emocje. Swoją drogą, jeśli dowiedzieliby się, że pomogłam bezpańskiemu kotowi, chyba obdarliby mnie ze skóry.

Kiedy uspokoiłam się nieco, zaczęły gnębić mnie wątpliwości. Wiedziałam nieco o hybrydach i niestety podstawową rzeczą, jaką można się o nich nauczyć był fakt, że bardzo szybko przywiązywały się do życzliwych im ludzi. Nie chciałam mieć nieprzyjemności związanych z moim gościem, więc zaczęłam nawet myśleć o tym, że może lepiej byłoby go oddać. W Seulu nie byłam jedyną osobą, która martwiła się o los tych biednych zwierzaków, więc na pewno znalazłby się ktoś, kto byłby dla niego lepszym opiekunem. Może nawet Suga mógłby się nim zająć? Z tego co się orientowałam, sam przygarnął niedawno młodego kocura i całkiem dobrze im się układało...

Westchnęłam i podniosłam się do siadu. Wyjrzałam przez okno balkonowe i przyciągnęłam kolana do piersi. Oparłam na nich brodę i przyglądałam się opadającemu śniegowi.

- Po prostu śpij. Jutro zastanowimy się, co dalej- usłyszałam lekko zachrypnięty głos Yulin. Spojrzałm w stronę jej przykrytej kocem postaci. Rzuciłam ostatnie spojrzenie przez ramię na zawiniątko tuż za moimi plecami i westchnęłam znów...

Obudziłam się następnego dnia wcześniej niż zwykle. Poruszyłam zesztywniałą szyją i jęknęłam. Spróbowałam rozciągnąć ramiona, ale one również zaprostestowały bólem. Uniosłam się powoli i spojrzałam na Yulin, próbując przypomnieć sobie, dlaczego właściwie spalam na podłodze. 

Dziewczyna leżała z nogą przewieszoną przez podłokietnik fotela. Pochrapywała lekko, a z kącika jej ust spływała stróżka śliny. Skrzywiłam się widząc jej pozycję. Wstałam, chcąc nieco ją wyprostować, kiedy dostrzegłam leżącą na kanapie kulkę. Zamarłam.

Kot wpatrywał się we mnie uważnymi oczami. Obserwował, skanował teren.

- Yulin- powiedziałam cicho, kopiąc ją lekko w bok. Dziewczyna zamruczała coś, jednak się nie obudziła. Powtórzyłam czynność.

- Co chcesz?- zapytała markotnie.

- Wstawaj, tylko powoli- poinstruowałam ją, wpatrując się wciąż w błyszcze ślepia. Wciąż obecny był w nich strach i mogłam przysiąc, że nawet większy niż wczorajszego wieczora.

- Co się znowu...- zaczęła dziewczyna, podpierając się o oparcie kanapy- stało?- skończyła niepewnie, dostrzegając czarnego kota.- Cześć, kiciu- mruknęła cicho. Zwierzak machnął ogonem, jednak niemal odrazu zwinął go tak, że dokładnie przylegał do jego boku. Uszy, które do tej pory nasłuchiwały uważnie, przylgnęły płasko do skóry głowy.

Pochyliłam się nad nim ostrożnie i wyciągnęłam rękę. Kot spiął się momentalnie, jednak ja nie chciałam go dotknąć. Dałam mu powąchać moją dłoń i dopiero, kiedy odważył się musnąć ją nosem, dotknęłam lekko jego głowy. Zamruczał krótko, czując pieszczotę.

- Nie skrzywdzę cię- obiecałam i przysiadłam na skraju cienkiego materaca. Jednak kot nie był przekonany o prawdziwości moich słów i mimo tego, że zdecydowanie pragnął ciepła mojej ręki, uciekł od niego, zakopując się głębiej w mojej kurtce.

- Z twojej strony liczymy na to samo- mruknęła Yulin, wstając. Prychnęłam.

- Akurat nam coś zrobi. Jest przerażony. 

- Przezorny zawsze ubezpieczony- stwierdziła dziewczyna.

- Zamiast się mądrzyć, lepiej przyniosłabyś coś do jedzenia. Pewnie jest głodny.

- Tak jest, wasza wysokość- głos Yulin ociekał sarkazmem, kiedy weszła do kuchni.- Ale to ty będziesz go karmić.

- W lodówce jest mleko- krzyknęłam, nie ruszając się z miejsca.

- Mhmm...- mruknęła do siebie dziewczyna.

- No dobra, mały- rozplątałam poły kurtki.- Wiem, że mnie rozumiesz. Zmień się teraz to dostaniesz jedzenie- poprosiłam łagodnym głosem. Kot tylko ułożył głowę na łapach i przymknął oczy. Zmarszczyłam brwi. Chyba się nie pomyliłam, co?- Nie musisz się bać. Nie zrobimy ci krzywdy- spróbowałam znów. Zero reakcji.

- Co jest?- Yulin wyszła z kuchni.

- Nie chce się zmienić.

- Jak to?- wzruszyłam bezradnie ramionami.

- Hej, no co ty- mruknęłam cicho i nachyliłam się nad nim.- Naprawdę cię nie skrzywdzimy. Chcemy ci pomóc- dalej nic.

- Może to na serio zwykły kot?- zasugerowała Yulin.

- Ale przecież....- byłam pewna, że to nie było zwykłe zwierzę. No, przynajmniej tak mi się wydawało... Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.

- Wiesz, po tym co go spotkało, na pewno tak łatwo nam nie zaufa. Zakładając oczywiście, że rzeczywiście jest zmiennym- stwierdziła Yulin. Pewnie miała rację.Westchnęłam.- Poczekajmy trochę. W tej chwili jest jak małe dziecko. Trzeba czasu, aby nam zaufał i zyskał poczucie bezpieczeństwa. Chodź do kuchni. Przygotujemy coś do jedzenia.

- Okej...- mruknęłam i wstałam zrezygnowana. 

Przekroczyłam próg pokoju, kiedy wyczułam za plecami coś dziwnego. Moje włosy zafalowały, poruszone ciepłym powiewem. Zwróciłam się w kierunku kanapy i zmarłam. Siedział na niej szczupły nastolatek. Nagi. Na jego piersi widniały podłużne szramy, na szczupłej twarzy odbijała się niepewność, a czarne jak smoła włosy błyszczały lekko, roczochrane jak po długim śnie. Szczęka opadła mi niemal do podłogi, kiedy moje podejrzenia się potwierdziły.

Chłopak uciekł wzrokiem w bok i skulił się, chcąc uniknąć zimna. Znajdujące się na czubku jego głowy uszy wciąż pozostawały szczelnie przyciśnięte w dół. Puszysty ogon wydłużył się znacznie, kiedy zwierzę przyjęło ludzką formę. Patrzyłam zszokowana na jego niepewną minę.

Na ułamek sekundy rozszerzone nienaturalnie źrenice zwróciły się w moim kierunku.

- Okej, miałaś rację- dotarł do mnie nie mniej zszokowany głos Yulin. Pokiwałam tylko głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Zamrugałam, kiedy ciemne, przestraszone oczy uciekły spojrzeniem w bok, a chłopak przygryzł wargę, obawiając się wchodzącej do pokoju dziewczyny.- To, co teraz?- zapytała Yulin.

- Ummm... Chyba trzeba go nakarmić- zaproponowałam.

- Ja to bym go najpierw ubrała- mruknęła moja przyjaciółka i chrząknęła znacząco. Zarumieniłam się momentalnie, kiedy dotarł do mnie sens jej słów. Kiwnęłam szybko głową i tak by nie przestraszyć siedzącego na kanapie zmiennego, zbliżyłam się do szafy


Całe szczęście, że czasem lubiłam nosić męskie ubrania. W moim mniemaniu były znacznie wygodniejsze niż damskie. Ogólnie, lubiłam szerokie bluzy, sportowe podkoszulki, a trzeba przyznać, że o rzeczy naprawdę oversize, które na kobietach wyglądałyby dobrze, było raczej trudno.

Przyjrzałam się zawartości kilku półek. W końcu zdecydowałam się na stary, lekko już starty T- Shirt i spodnie z dresu. Specjalnie wybrałam dla chłopaka rzeczy, po których nie płakałabym, gdyby uległy zniszczeniu pod ostrymi cięciami pazurów. Zwróciłam się bardzo powoli w stronę nastolatka i jeszcze wolniej podeszłam do niego.

- Nie bój się- powiedziałam cicho. Przysiadłam na skraju kanapy, dostrzegając mimowolne napięcie się drobnych mięśni. Całe szczęście, chłopak był zbyt słaby, żeby uciekać.

Ułożyłam mu przy nogach złożone ubrania, przykrywając przy okazji wszystkie miejsca, które zdecydowanie nie powinny ujrzeć światła dnia. Nastolatek spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem, a ja tylko się do niego uśmiechnęłam. Przęłknął ciężko i wciąż wpatrując się we mnie, uniósł blady T- Shirt. Jednak zamiast ubrać go na siebie, powąchał go i uważnie obejrzał z każdej strony.

- Chyba uprałaś te rzeczy, po tym, jak je ostatnio nosiłaś, prawda?- zapytała Yulin, a przez początkowy szok zaczęły przebijać się nutki rozbawienia.

- To chyba oczywiste- mruknęłam, jednak sama zaczęłam w to wątpić, ponieważ chłopak wciąż uparcie obwąchiwał materiał.

Nagle jego uszy drgnęły i stanęły proste jak struna. Zmarszczyłam brwi, kiedy szczupłe ciało zesztywniało, a oczy skierowały się w stronę kuchni. Podąrzyłam za jego wzrokiem, słysząc dopiero po chwili dzwonek telefonu.

- Yulin, mogłabyś..?- machnęłam ręką w stronę torby, nie zmieniając pozycji. Oczy nastolatka podąrzyły za moim ruchem. Przyjaciółka szybko podała mi telefon, chłopak przyjrzał mu się z ciekawością. Kiedy jednak dźwięk stał się głośniejszy, jego źrenice znów rozszerzyły się ze strachu.

- Yoboseyo?- odebrałm, nie patrząc nawet na nazwę kontaktu.

= Cześć, mała. Dzwonie, żeby zapytać się, czemu nie ma cię na uczelni.

Omal nie jęknęłam ze szczęścia, słysząc w słuchawce głos przyjaciela. Siedzący przede mną zmienny zbliżył się do mnie z podejrzliwością wymalowaną na twarzy. Powąchał aparat, który trzymałam przy uchu, a ja musiałam się powstrzymać, żeby go nie odepchnąć. Był zbyt blisko. Na szczęście obawa przed przestraszeniem go zwyciężyła.

- Mam tu sytuację awaryjną- mruknęłam, odginając się w tył. Chłopak uparcie podąrzyl za mną, obserwując telefon.

= Coś się stało? Potrzebujesz pomocy?

- Cóż... Właściwie, to mam do ciebie prośbę. Mógłbyś wpaść do mnie po zajęciach? 

= Ymm... Okej, ale co się dzieje?

- To nic takiego, ale czy mógłbyś zabrać przy okazji Teahyung'a?- byłam pewna, że chłopak zmarszczył skonsternowany brwi. Lubiłam jego małego przyjaciela, ale mimo wszystko, raczej rzadko się z nim widywałam.

= Nie ma problemu. Ale czemu?

- Wszystko wyjaśnie, kiedy przyjedziesz- obiecałam. Byłam jednak pewna, że gdy tylko Suga zobaczy mojego gościa, zaraz pojmie w mig całą sytuację.

= No, dobrze. Będę koło drugiej.

Spojrzałm na zegar stojący koło telewizora. Cztery godziny. Chyba dam sobie rade, prawda?

- Będę wdzięczna- zdążyłam jedynie powiedzieć, kiedy zmienny wyrwał mi telefon z ręki i zaczął oglądać go z każdej strony. Normalnie to chyba bym się wkurzyła, ale jego brwi zmarszczone w zabawny sposób i wymalowana na twarzy dziecięca ciekawość sprawiły, że zwyczajnie się uśmiechnęłam.

Nastolatek zreflektował się po chwili w swoim zachowaniu i spojrzał na mnie na powrót przestraszony. Byłam pewna, że gdybym miała tak wrażliwe uszy jak on, mogłabym usłyszeć bez problemu szaleńcze uderzenia jego serca. Westchnęłam ciężko i wyjęłam mu telefon z ręki. Oddał go bez oporu, bojąc się sprzeciwić. Byłam ciekawa, co takiego mu się przydarzyło, że bał się każdego, najdrobniejszego posunięcia.

Odłożyłam komórkę na szklany stolik i sięgnęłam po przygotowaną wcześniej koszulkę. Przypominając sobie wcześniejsze zachowanie zmiennego, powąchałam ją ukradkiem. Była świeżo wyprana. Może po prostu nie odpowiadał mu zapach płynu do płukania? Zdmchnęłam grzywkę z czoła i sięgnęłam po zaciśniętą w pięść, zimną dłoń. Kiedy spróbowałam ją unieść, chłopak stężał i nie dał się ruszyć. Ponowiłam kilka razy próbę, jednak każda skończyła się w ten sam sposób.

- Może lepiej zacząć od dania mu jedzenia?- Yulin skrzyżowała ramiona na piersi. Poddałam się i kiwnęłam głową.- Trzeba też zająć się ranami- dziewczyna  skinęła w stronę klatki piersiowej chłopaka. 

- Z tym wolę poczekać na Sugę- mruknęłam.- Może obecność Taehyung'a trochę go rozluźni- powiedziałam z nadzieją.

- Przygotowałam na razie ciepłe mleko, bo nie mam pojęcia, co innego byłby w stanie zjeść- Yulin podała mi szklankę ciepłego napoju.

- Spoko. W lodówce i tak nie ma za dużo jedzenia.

- Zauważyłam- kpiący tan Yulin był aż nazbyt wyczuwalny i nie pomagał za bardzo w obecnej chwili.

Westchnęłam znów, nie wiedziałam już, który raz tego dnia i ostrożnie zbliżyłam ciepłe szkło do drżących warg chłopaka. Wyglądał, jakby miał się popłakać.

- To tylko mleko- uśmiechnęłam się zachęcająco. Zmienny powąchał biały płyn i pomimo wyraźnego błysku w oku, nie drgnął nawet o milimetr.- No dalej, nie bój się- przyłożyłam krawędź szklanki do ust chłopaka. Złapał mnie zlękniony za nadgarstek. Miał zaskakująco mocny chwyt.- No przecież się nie otrujesz- zaśmiałam się cicho. Nie miałam pojęcia, że moje słowa były wypowiedzeniem krwawej wojny, którą niestety razem z Yulin miałyśmy przegrać...




środa, 4 lutego 2015

Druga szansa cz. 7



- Że od kiedy ona tu jest?!- wykrzyknął Himchan. Yongguk westchnął ciężko i spojrzał zakłopotany na Dianę. Ta siedziała na podłokietniku kanapy, obserwując z pokerową twarzą każdego z członków B.A.P.

- I że niby kim ona jest? Duchem? A może jeszcze wróżką z Nibylandii?- Youngjae nie wiedział, czy powinien się śmiać, płakać, czy wrzeszczeć. To wszystko musiało być głupim snem. Diana westchnęła.

- Wiem, że to wszystko wydaje wam się absurdalne, ale sam fakt, że jestem tutaj, dowodzi prawdziwości słów Yongguk'a.

- Nie, to wszystko dowodzi tylko, że podczas wypadku coś poprzestawiało mu się w głowie- syknął Daehyun. Diana znów westchnęła. "I tak przyjęli to lepiej niż myślałam" stwierdziła smętnie w myślach.

Dziewczyna nie wiedziała, czy dobrze zrobiła opowiadając B.A.P całą historię, ale lepiej żeby wiedzieli skoro nagle zaczęli ją widzieć. Poza tym, Yongguk powinien w końcu dowiedzieć się o prawdziwym celu Mścicielki. Jednak prawda chyba jeszcze do niego nie dotarła, ponieważ wogóle nie przejął się tym, że zjawa czyhała na jego życie.

- Poza tym, co ma znaczyć ten atak na nas? Co to za duch i czemu chce zabić Bang'a?- Himchan wstał gwałtownie i zbliżył się do Diany. Żaden jej mięsień nawet nie drgnął, kiedy uniosła wzrok i ze stoickim spokojem odpowiedziała na pytania visual'a.

- To dusza dziewczyny, która chce zemścić się za swoją śmierć. Problem polega na tym, że obwinia o nią Yongguk'a, który nie zdołał jej uratować- Himchan zmarszczył brwi.

- Że niby Yongguk kogoś zabił?- prychnął chłopak wskazując na lidera, który wyglądał, jakby miał się rozpaść.

- Nie, wręcz przeciwnie, chciał pomóc. Ale, że mu się nie udało...- Diana wzruszyła ramionami.- Mściciele to istoty, które nie zaznają wewnętrznego spokoju, dopóki nie dopełnią swojej zemsty. Przez pochłaniający je gniew stają się niesamowicie silne, niemal nie do pokonania. Zdobywają energię poprzez pochłanianie negatywnych emocji ludzi i innych dusz. A, że na świecie zawsze jest obecny gniew, smutek, czy choćby lekka zawiść...- dziewczyna znów wzruszyła ramionami, zupełnie jakby mówiła o pogodzie.

- Mamy w to wszystko uwierzyć?- zapytał kpiąco Youngjae. Diana westchnęła. Nie było sensu wmawiać im absurdalnej prawdy. Lepiej było im pokazać.

Nastolatka wstała. Himchan odsunął się od niej jak poparzony. Dziewczyna podeszła do okna i zwróciła się twarzą w stronę B.A.P, którzy patrzyli na nią z mieszaniną niedowierzania, gniewu i zdezorientowania wymalowaną w oczach. Odetchnęła głęboko i skupiła wzrok na konsoli podłączonej do telewizora. Kiedy członkowie zespołu usłyszeli drobny hałas, spojrzeli w stronę joystick'ów, które nagle uniosły się w powietrze. Zamarali jeszcze bardziej zszokowani. Diana ostrożnie "odłożyła" kontroler na niską półkę i czekała na ich reakcję. Ta jednak nie nadeszła, więc zdecydowała się na nieco bardziej widowiskowy pokaz.

Uniosła w górę rękę i wykonała palcem rotacyjny ruch. Powietrze w pokoju zawirowało i ukształtowało się w niewielką kulę. Szybkość jej obrotu była tak duża, że bez problemu można było dostrzec w nieregularnej powierzchni smugi, przez które tlen stał się zwyczajnie widoczny. Niewielkie atomy połączyły się w blade fale, udowadniając siłę Diany.

- Co do...- B.A.P odsunęli się jak najdalej od urzeczywistnionej mocy nastolatki i patrzyli na nią coraz bardziej przerażeni. Diana westchnęła i machnęła ręką. Wir zniknął.

- Czyli, że to wszystko prawda?- pierwszy odezwał się Himchan. Dziewczyna musiała przyznać, że przez te ostatnie godziny naprawdę ją zaskoczył. Zachowywał się najbardziej racjonalnie z całej szóstki, a biorąc pod uwagę fakt, że Diana uważała go zwyczajnie za zespołowego błazna, zrobił na niej niemałe wrażenie.

- Chociaż wolałabym zaprzeczyć, niestety wszystko, co mówiłam jest rzeczywistością- nastolatka westchnęła. A to wszystko było pośrednio jej winą.

- Więc, co mamy teraz robić? Ja wyobrażasz sobie to wszystko?- Youngjae zrwrócił się do Yongguk'a, który nie odezwał się słowem, odkąd zaczęłam tłumaczyć cała tą pokręconą historię. Zaczęło mnie to naprawdę martwić.

- Będziecie funkcjonować tak, jak zwykle- powiedziałem, zwracając na siebie uwagę.- Zejdę wam z drogi, ale dalej będę w pobliżu. W razie potrzeby, ochronie was.

- Jaką mamy mieć pewność, że to wszytko nie jest twoim planem? Że zwyczajnie nie chcesz czegoś osiągnąć, wmawiając nam swoją, być może, zmyśloną historię?- Youngjae machnął nerwowo ręką, a Diana przekręciła oczami, tracąc pomału cierpliwość.

Nigdy nie była dobra w tłumaczeniu, a już w szczególności zjawisk, które nie mieściły się w niekomptentynych nadnaturalnie rozumkach. Spędziła kilka dni próbując przekonać Yongguk'a po wypadku, że nie zwariował. Miała robić to samo z pozostałą piątką? Prędzej sama zwariuje.

- Diana nie kłamie- usłyszeli cichy głos lidera, który zrezygnowanym ruchem przetarł dłonią twarz.

- Skąd możesz wiedzieć, że nie zrobiła ci prania mózgu, albo czegoś?

- Yyy... Po pierwsze- nastolatka przerwała Daehyun'owi- to nie film science-fiction. Nie mam żadnej skomplikowanej aparatury do tego typu przedsięwzięć. Chociaż nie twierdzę, że nie chciałabym- mruknęła bardziej do siebie.- Po drugie, nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile razy uratowałam wam tyłki przed własną głupotą- co prawda, chodziło raczej o drobne incydenty, o których nawet nie warto było wspominać, ale na przykład zalanie mieszkania przez Youngjae'a byłoby raczej poważnym problemem.

- Ja jej wierzę- Zelo odezwał się pierwszy raz. Diana rozwarła szeroko powieki z zaskoczenia. Wyznanie maknae było naprawdę szokujące, zważywszy na to, że dziewczyna sama sobie by nie uwierzyła, gdyby była na jego miejscu.- Śniłaś mi się, kiedy miałem koszmary.

- Widzicie? Nawiedza nas nawet w snach- warknął Youngjae, wskazując oskarżycielsko palcem na nieco zdezorientowaną nastolatkę.

- Nie, źle się wyraziłem- Zelo pokręcił natychmiast głową.- Kiedy miałem koszmary, ona zrobiła coś, że zniknęły.

- Aaaa, o to chodzi- mruknęła Diana, nagle zawstydzona.

- Kiedy miałem złe sny, słyszałem zawsze jej głos. Uspokajała mnie.

- Skąd pewność, że to była ona?

- Wiem, że to ona. Poznaję jej głos.

- To nie zmienia faktu, że to ona może być powodem naszych problemów- Himchan odchrząknął.

- Proszę was. Dopóki się nie pojawiłam, nawet nie wiedzieliście o ich istnieniu- mruknęła dziewczyna na powrót zirytowana.

- Może my nie chcemy twojej pomocy?- zapytał kpiąco Daehyun.

- Mhmm... Czyli wolicie, żeby stało się z wami coś podobnego jak z tą doniczką, tak?- Diana skinęła w stronę parapetu. B.A.P podąrzyli zdziwieni wzrokiem za jej gestem. Szklanej ozdobie nic nie było. Dopóki Diana nie zmarszczyła brwi i nie rozbiła doniczki na drobne kawałki. Cała szóstka drgnęła zgodnie, porażona umiejętnościami dziewczyny. Nawet Yongguk.- Zrobimy tak. Zniknę wam z oczu, będziecie sobie żyli jak dawniej.

- Co? Diana, nie...- Yongguk podniósł się z fotela i spróbował złapać ją za rękę. Nastolatka jednak cofnęła się jak opatrzona i uśmiechnęła się do chłopaka z sarkstycznym błyskiem w oku.

- Zobaczymy, jak poradzicie sobie beze mnie- oczywiście, nie zamierzała ich zostawiać na pastwę losu, ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż użeranie się z nieufającymi jej facetami.
Jean na pewno miał coś wspólnego z poprzednim atakiem i Diana musiała dowiedzieć się, co on planował, zanim będzie za późno. Ale najpierw musiała go znaleźć.

- Narazie. Do zobaczenia, być może- mruknęła dziewczyna na odchodnym i zniknęła.

Słyszała zrozpaczony ton Yongguk'a. Nie mogła winić B.A.P za brak wiary w jej słowa, jednak walka z ich racjonalizmem musiała poczekać. Diana doszła do wniosku, że jedynym sposobem na zakończenie całej tej sprawy, jest zrozumienie jej od samych podstaw. O ile motywy Mścicielki były jej znane, o Jean'nie nie wiedziała praktycznie nic. Być może jeśli pozna historię życia francuza, dowie się o nim czegoś, co wyjaśni jego postępowanie. Chyba nawet wiedziała już, gdzie szukać...



Było grubo po północy, kiedy Diana stanęła przed jednym z regałów w starym, paryskim archiwum. Rozejrzała się dookoła, ponieważ czuła się jak przestępca, którego sumienie odezwało się po pierwszej popełnionej zbrodni. Odetchnęla głęboko, tłumacząc sobie, że nie robi nic złego. Mimo to, obręcz zdenerwowania nie chciała odpuścić i wciąż zaciskała się na jej klatce piersiowej.

Diana otworzyła metalową szufladę z napisem "Ofiary- 1940", mając nadzieję, że uda jej się znaleźć cokolwiek, co dotyczyło Jean'a. Choć było to raczej niemożliwe, ponieważ nie znała nawet jego nazwiska, które zawierało się w tysiącach innych, nie miała też pewności, czy nie okłamał jej przedstawiając się. Po ostatnich wydarzeniach wątłe zaufanie, którym go obdarzyła, skuruszało doszczętnie. Była zła na siebie, że powierzyła obcemu facetowi część swoich sekretów, ale naprawdę myślała, że Jean mógłby jej pomóc.

Dziewczyna spojrzała na sporą liczbę dokumentów i folderów, wyciągając z szuflady pierwszy w kolejności. Zważywszy na jego grubość, zapowiadało się czytania na jakąś godzinę, a to dopiero pierwszy plik dokumentów, których w archiwum mogło być nawet setki tysięcy. Szkoda, że budynek modernizowany był w latach dziewięćdziesiątych. Gdyby było inaczej, może mogłaby skorzystać z komputerowej bazy danych, a tak... Zostało jej tylko stare, dobre czytanie strony po stronie. No cóż, jak mawiała jej matka: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.



- Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś jej tu zostać!- wykrzyknął Himchan. Ręka aż go świeżbiła, żeby wybić przyjacielowi jego pokrętną logikę z głowy. Jednak coś w jego twarzy sprawiło, że visual'owi zrobiło się żal lidera.

- Nic o niej nie wiecie- wykrztusił lider, wstając z fotela.

- Ty też, do cholery!- warknął młodszy i machnął nerwowo ręką.- Widziałeś co zrobiła z tą doniczką?! Co jeśli to samo zrobi z którymś z nas?!

- Diana nas nie skrzywdzi- stwierdził Yongguk z większą pewnością w głosie i zwyczajnie wyszedł z salonu. Trzasnął drzwiami swojej sypialni i rzucił się na łóżko. Omal się nie rozpłakał. Od dawna nie czuł się tak rozstrojony.

- Nie sądzisz, że przesadzasz?- zapytał cicho Daehyun. Położył Himchan'owi dłoń na ramieniu, próbując go uspokoić. Ten strząsnął rękę przyjaciela i z ciężkim westchnieniem opadł na kanapę.

- Yongguk powiedział, że dziewczyna była tutaj od czasu wypadku, prawda?- Daehyun skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył brwi. Himchan przytaknął.- Wiem, że to co powiem, przemawia na korzyść dziewczyny, ale czy nie sądzice, że odkąd się pojawiła, Yongguk wydaje się, no nie wiem, nieco jaśniejszy?

- Co masz na myśli?

- No...- Daehyun sam nie wiedział, skąd u niego ta myśl.- Pomyślałem sobie, że dziewczyna ma na niego dobry wpływ. Teraz, jak tak o tym myślę, to nabiera sensu. Nawet jego piosenki zyskały ostatnio większą... głębię.

- Że, co? Że niby się zakochał?

- Tego nie powiedziałem- Himchan westchnął.

- Dlaczego akurat nas spotyka to wszystko?- ukrył twarz w dłoniach.



Diana siedziała na dachu budynku stojącego naprzeciw dorm'u B.A.P. Podparła łokieć na kolanie, a brodę oparła na otwartej dłoni. Postukała palcem w szary folder. Zadziwiająco szybko jej poszło. Szukała zaledwie kilka godzin. Niestety, zrozumienie starofrancuskiego zajmie jej więcej czasu, niż by tego chciała. Ale co to dla ducha?

Spojrzała ukradkiem przez jedno z okien. W salonie zostali jedynie Himchan, Daehyun i Youngjae. Zelo wrócił do siebie, a JongUp oddał się prozaicznym, ludzkim czynnościom. Na pierwszy rzut oka, w mieszkaniu panował względny spokój, jednak nastolatka dobrze wiedziała, że wszystkich gnębiły wątpliwości i strach, nawet ją. Zaczęła obawiać się, że nie udzwignie odpowiedzialności, którą niosła za sobą szóstka żyć. Jednak ona zawsze kończyła, co zaczynała. Nawet jeśli oznaczało to stuprocentowe poświęcenie sprawie...