sobota, 29 listopada 2014

ABS- Jonghyun

     Podekscytowane krzyki niosły się echem po ogromnej sali. Muzyka i animacje świetlne były tylko niewielką cząstką idealnie dopracowanego koncertu. Piątka zmęczonych i jednocześnie wciąż pełnych energii mentalnej chłopaków kończyła właśnie ostatni układ. Ze względu na złą pogodę, organizatorzy nie przewidzieli na zakończenie żadnych bisów, więc kiedy tylko muzyka ustała, zespół pożegnał się z fanami i zszedł ze sceny. Trzymałaś w ręce pięć niewielkich ręczników, a stojący obok ciebie menadżer kilka butelek wody. Kiedy spostrzegłaś, że idole zmierzają w waszą stronę, przywdziałaś na twarz pogodny uśmiech, kryjąc za nim lekkie zrezygnowanie i niewielką irytację.
    Powód twojego złego nastroju był może trywialny i z punktu widzenia wielu ludzi po prostu głupi, ale byłaś kobietą i jako dziewczyna jednego z największych idoli kpop'u miałaś święte prawo być zazdrosna o fanki. Nie chodziło o to, że twój chłopak był dla nich zbyt miły, czy o to, że zbyt wylewnie okazywał im uczucia. Do tego zdążyłaś się już przyzwyczaić, poza tym odkąd zostaliście parą, starał się być bardziej zdystansowany względem fanów. Mimo to, oni mieli szansę widzieć na żywo coś, na co tobie nigdy nie udało się nawet rzucić okiem. Dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze w takich momentach ktoś z ekipy odciągał cię na bok i skutecznie zmuszał cię do skupienia się na czymś innym. Oczywiście, w internecie krążyło wiele zdjęć, ale jaka przyjemność płynie z oglądania kilku fotek, kiedy prawdziwą rzecz ma się pod nosem, a i tak nie można jej dosięgnąć?
    Westchnęłaś cicho i domyśliłaś się, że to wszystko sprawka Jonghyun'a. To on robił wszystko, żebyś tylko nie była w stanie zobaczyć z bliska jego brzucha. Ale dlaczego? Jest w stanie pokazać swoje mięśnie milionom obcych ludzi, a dziewczynie nie? Znów westchnęłaś i zdmuchnęłaś sobie przemoczoną grzywkę z czoła. Twoja kotełkowa czapka nie była w stanie ochronić ich przed ulewą i miękkie sploty zaczęły skręcać się, jak sprenżynki.
   - Świetna robota!- pogratulowałaś członkom SHINee i podałaś im ręczniki, kiedy cię minęli. Każdy z nich podziękował ci uśmiechem, jednak cała piątka szybko czmychnęła do garderoby. Domyśliłaś się, że chcieli zrzucić z siebie przemoczone ciuchy.
    - Wszystko porządku, _______?- zapytał ni stąd, ni zowąd menadżer. Spojrzałaś na niego zdziwiona.
    - Tak, dlaczego?
    - Strasznie się dzisiaj krzywiłaś i często wzdychałaś. Dobrze się czujesz?- mężczyzna był szczerze zaniepokojony. Mimo, że wcale nie musiał, martwił się o ciebie, jak o własną córkę.
    - Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona. To wszystko- powiedziałaś wymijająco robiąc peace tuż przed jego twarzą. Ten zmarszczył brwi, jednak odpuścił. Odetchnęłaś z ulgą. Raczej ciężko by się wam rozmawiało o burzy kobiecych chormonów, która ostatnio ci towarzyszyła...
    Skierowałaś się do garderoby SHINee. Wyciągnęłaś z torby kilka przekąsek i zapukałaś do drzwi. Po krótkiej chwili wyłoniła się zza nich twarz maknae. Pokazałaś mu swoje ''skarby''. Chłopak wpuścił cię do środka z szerokim uśmiechem na twarzy. Nim się spostrzegłaś wyrwał ci z rąk paczkę ciastek i w mig zaczął pałaszować.
    - Podzielił byś się- mruknął KEY.
    - Spokojnie, oppa. Mam coś dla każdego z was- puściłaś mu oczko i wręczyłaś mu paczkę owocowych chipsów. Dziwny wynalazek, ale skoro był taki smaczny... Minho dostał od ciebie wielkie, czerwone jabłko. Ostatnio miał na nie faze, więc często mu je przynosiłaś.
    - Mianhe, oppa- zwróciłaś się do Onew.- Nie udało mi się przemycić kurczaka, ale mam dla ciebie twoje ulubione żelki.
    Parsknęłaś śmiechem, kiedy lider zrobił usta w ciup. Mimo to, przyjął ''darowiznę''.
    - A dla mnie nic nie masz?- zapytał uśmiechnięty Jonghyun.
    - A może mam...- mruknęłaś zagadkowo i wyciągnęłaś z torby wielką czekoladę.- Smacznego! Aa... Ekipa prosi żebyście się pośpieszyli. Niedługo pogoda ma się pogorszyć i nie chcą się narażać na większy stres- powiedziałaś. Fakt, bycie odpowiedzialnym za pięć głów wartych miliony może przysporzyć człowiekowi niezłej migreny.
    - Nie ma sprawy- Minho posłał ci olśniewający uśmiech i wypchnął cię z garderoby.- A teraz sio! Przez ciebie jeszcze się zawstydzimy!- puścił do ciebie oczko i zamknął drzwi.
  Starając się opanować rosnącą na nowo irytację, poprzysięgłaś sobie, że do końca tego miesiąca uda ci się zobaczyć z bliska tors swojego chłopaka. Hmm... Zostały ci niecałe trzy tygodnie. Dużo czasu, a przynajmniej tak ci się zdawało...
***


    Dwa i pół tygodnia później...


    Siedziałaś na kanapie w dormie SHINee i nie mogłaś uwierzyć, że przez ponad pół miesiąca nie udało ci się zrealizować swojego planu. Możliwości miałaś mnóstwo, ale zawsze los rzucał ci kłody pod nogi.
    Raz, kiedy Jonghyun wybrał się na basen, uparłaś się żeby mu towarzyszyć. Nie weszłaś z nim do wody, tłumacząc się kobiecymi dolegliwościami, ale powiedziałaś, że chcesz spędzać z nim jak najwięcej czasu. Szybko ci uległ. Już się cieszyłaś, ostrzyłaś zęby i szykowałaś patrzałki tylko po to, żeby dowiedzieć się, że twój chłopak zdecydował się pływać w koszulce. Masz ci babo placek. Cwany z niego lis, nie ma co. Ale ty uparcie dążyłaś do celu.
    Innym razem, udało ci się niemal dopiąć swego, kiedy chłopak przebierał się po występie w jednym z popularnych programów muzycznych. ''Przez przypadek'' weszłaś do jego garderoby, tłumacząc się ważną wiadomością od menadżera, jednak Jonghyun schował się wtedy w... szafie. W tamtym momencie dla wszystkich stało się jasne, że przesadza. Pozostali członkowie zespołu wiedzieli o tym, co robi i próbowali mu nawet tłumaczyć, że popadał powoli w paranoję. Na nic się to zdało.
    Westchnęłaś ciężko i spojrzałaś zirytowana na ciemny ekran telewizora. Co takiego twój chłopak ukrywał? Nagle w kieszeni bluzy odezwał się twój telefon. Wyciągnęłaś go i z grymasem na twarzy odebrałaś:
    -Yoboseyo.
    - Co ty taka przygnębiona, ______?- usłyszałaś głoś przyjaciółki.
    - A jak myślisz?
    - Czyli cały twój plan spalił na panewce... Dlaczego mnie to nie dziwi?- zapytała kpiąco dziewczyna.
    - Nie pomagasz- mruknęłaś marudnie.
    - Nie zamierzałam. Posłuchaj, moim zdaniem powinnaś mu po prostu powiedzieć, co cię gryzie inaczej umrzesz jako stara, niespełniona panna...
    - Oh, jasne! Podejde do niego z uśmiechem na ustach i krzyknę: nie wiem, o co ci chodzi, oppa, ale mam dosyć tego, że ukruwasz swój ABS! Może mam go od razu rozebrać?!- warknęłaś.
    - Jeśli się na to zdecydujesz, to daj mi wcześniej znać. Chce przy tym być- powiedziała twoja przyjaciółka pół żartem, pół serio. Twoja brew drgnęła niespokojnie. Rozłączyłaś się i gnana irytacją wstałaś z kanapy i skierowałaś się do wyjścia.
    Drzwi akurat się otworzyły. Chłopaki przywitali się uprzejmie, jednak ty wyminęłaś ich bez słowa. Zignorowałaś nawet Jonghyun'a, który chciał objąć cię na przywitanie. Szarpnęłaś gwałtownie za klamkę i przekroczyłaś próg.
    - Co się stało, ______?- zapytał twój chłopak zaniepokojonym głosem. Spojrzałaś na niego wilkiem i warknęłaś:
    - Powiem ci, jak przemyślisz sobie swoją smarkatą logikę!- i wyszłaś. Nie powinnaś była się tak wściekać, ale czułaś się po prostu.... Tak, czułaś się dyskryminowana i pominięta przez własnego chłopaka.
    Byłaś już w połowie drogi do wyjścia, kiedy w pasie uchwyciły cię silne, męskie ramiona.
    - ______, co się stało?- Jonghyun odwrócił cię przodem do siebie i pogładził cię po twarzy. Strzepnęłaś jego rękę.
    - Nie chce mi się z tobą gadać.
    - Co ja takiego zrobiłem?
    - Chyba raczej czego nie zrobiłeś?!- wyrwałaś mu się i skrzyżowałaś ramiona na piersi.- Jak mogłeś....? Dlaczego ty nie...?- nie wiedziałaś, jak właściwie powinnaś ugrźć to, co cię trapiło.- Wiesz co? Zresztą nieważne! Przemyślę to sobie, uspokoję się i do jutra mi przejdzie- stwierdziłaś i zaczęłaś schodzić po schodach. Jonghyun złapał cię za nadgarstek i skutecznie unieruchomił w miejscu.
    - ______, o co chodzi?- jego oczy były nieubłagane. Westchnęłaś ciężko i zacisnęłaś zęby.
    - O to!- dźgnęłaś go palcem w brzuch. Na początku zbiło go to z tropu, jednak po chwili pojął o co ci chodziło.- Myślałeś, że nie zauważe całej tej szopki?! Nie jestem tak głupia, za jaką mnie uważasz!
    - ______, posłuchaj...- spróbował się wytłumaczyć.
    - Daruj sobie! Jeśli pokazujesz się milionom fanów, wszystko jest okej, ale kiedy dziewczyna chce na ciebie popatrzeć, to już robisz problemy, tak? No, nieźle... Nie spodziewałam się, że będziesz taki..-
Jonghyun przerwał ci w połowie zdania. Przyciągnął cię do siebie i złączył wasze usta w krótkim, ale bardzo wymownym pocałunku. Zamrugałaś. Chciałaś dalej się na niego wściekać, ale dotyk jego warg na twoich skutecznie tłumił negatywne emocje.
    Kiedy sie rozłączyliście, spojrzał ci poważnie w oczy. Nie miałaś pewności, ale wydawało ci się, że zaczął się lekko rumienić. Zmarszczyłaś brwi i spróbowałaś go odepchnąć.
    - Przepraszam za moje zachowanie- Jonghyun zacieśnił uścisk.
    - Zamiast przepraszać, powiedziałbyś lepiej po co cały ten teatrzyk- westchnęłaś ciężko. Twój chłopak był zbyt silny i nieważne jak bardzo byś się nie wyginała i nie odpychała, i tak nie udałoby ci się uwolnić.
    - Bałemsiężejakmniezobaczysztobędzieszzawiedziona- wyszeptał na jednym tchu. Z jego wypowiedzi zrozumiałaś tylko niektóre strzępki.
    - Słucham?- chłopak westchnął.
    - Bałem się, że jak mnie zobaczysz, to będziesz zawiedziona- powtórzył wyraźniej. Popatrzyłaś na niego, jak na idiotę. Myślałaś, że żartuje, jednak pogłebiające się stopniowo rumieńce na jego policzkach powiedziały ci, iż chłopak był całkowicie szczery.
    - Dlaczego miałabym być zawiedziona?- pokręciłaś głową, a po chwili parsknęłaś niepohamowanym śmiechem. Absurd całej sytuacji doprowadził cię niemal do płaczu.
    Jonghyun poczuł się urażony, słysząc twój śmiech. Puścił cię i zagryzł zawstydzony wargę.
    - Oj, oppa- znów pokręciłaś głową i uszczypnęłaś go żartobliwie w policzek.- Kto by pomyślał, że taka gwiazda jak ty, będzie miała takie kompleksy...- cmoknęłaś go w drugi policzek.- Z całkowitą szczerością mogę cię zapewnić, że mimo, iż nie widziałam twojego brzucha na żywo, jest on idealny. A nawet gdyby nie był, i tak lubię cię takiego, jaki naprawdę jesteś- Jonghyun spojrzał ci podejżliwie w oczy. Uśmiechnęłaś się do niego i mocno go przytuliłaś.
    - Czyli, że się nie gniewasz?- zapytał niepewnie.
    - Jasne, że się gniewam. Właściwie to jestem wściekła- uniosłaś złowróżbnie brew.- I wiesz co? Mogę ci obiecać, że nie spoczne dopóki nie zobacze cię nago- uśmiechnęłaś się leniwie i uszczypnęłaś go zalotnie w bok. Chłopak zamrugał zdziwiony, nie pojmując jeszcze zagrożenia, jakiemu będzie musiał się przeciwstawić. Poruszając zabawnie brwiami, złapałaś krawędź jego T-shirt'a i zamaszystym ruchem podciągnęłaś go do góry. Zdążyłaś tylko rzucić okiem na brzuch Jonghyun'a zanim ten z oburzonym sykiem naciągnął sobie materiał niemal do kolan.
    - Co ty wyprawiasz?!- warknął. Zanim mu odpowiedziałaś, inny głos odezwał się z progu jednego z mieszkań.
    - Proszę mi tu nie urządzać striptisu!- starsza pani wyszła oburzona na korytarz i tupnęła ze złością nogą. Jonghyun zamrugał zdziwiony i po chwili... uciekł. Biegł po schodach tak szybko, że najlepsze ferari pozazdrościłoby mu silnika.- Ta dzisiejsza młodzież! Nic tylko porno by oglądali!- staruszka pokręciła z politowaniem głową i jak gdyby nigdy nic, przeszła obok ciebie i opuściła budynek. Zdążyłaś usłyszeć jeszcze dziwne zdanie:
    - Nie dość, że w domu musze oglądać coś takiego, to jeszcze człowiek nie może w spokoju z mieszkania wyjść!
    Nie byłaś pewna, jak powinnaś zinterpretować słowa staruszki. Zamiast zastanawiać się dłużej nad ich znaczeniem, wybuchnęłaś po prostu śmiechem. To był naprawdę dziwny dzień...
  
   

Druga szansa cz.1- Yongguk



Przysiadła na dachu wysokiego bloku i obserwowała pędzących w dole ludzi. Przekrzywiła lekko głowę, kiedy młoda dziewczyna w szkolnym mundurku przebiegła przez drogę. Niewiele brakowało, a doszłoby do wypadku. Czasem sekundy decydują o twoim losie. Czasem krótka chwila wystarczy, aby ocalić życie, albo żeby go pozbawić. Ludzka egzystencja jest ciekawą zależnością i tylko nieliczni potrafią pojąć, jak bardzo złożonym procesem jest życie. Jedni uważają to za typowy dla natury proces, jednak w rzeczywistości była to walka przeznaczenia z wolą ludzką, która czasem potrafiła z ciebie zakpić.

Westchnęła ciężko i zeskoczyła z betonowego zabezpieczenia. Fakt, że od ziemi dzieliło ją jakieś piętnaście metrów, nie zrobił na niej wrażenia. I tak była już martwa. No może nie całkiem. Letarg w jaki popadło jej ciało, lekarze nazywali śpiączka kliniczną. Czasem ludzie, tuż po przebudzeniu, relacjonowali swoje doświadczenia. Mówili, że patrzyli na siebie z góry. Uważała to za stek bzdur, dopóki nie przytrafiło jej się to samo.

Od czterech miesięcy tułała się po świecie, ponieważ nie doceniła wartości swojego życia. Głupie poddanie się emocjom, presja z zewnątrz i moment załamania wystarczyły, aby zrobiła coś, za co nie można otrzymać przebaczenia. Jej karą miała być podróż, trwająca do momentu odkupienia win. Jednak poniewczasie zrozumiała, że odkupienie nie było równoznaczne z przebaczeniem.

Stanęła na mokrym od deszczu chodniku i żałowała, że mijający ją ludzie nie mogli dostrzec stojącej nieopodal głupiej istoty, jaką była. Ruszyła powoli na przód, szukając tych podobnych do niej. Jej kara polegała na odwlekaniu ludzkich samobójstw, do momentu, w którym ktoś nie przybyłby na pomoc. Jednak w ciągu tych czterech miesięcy uratowała tylko trzy ludzkie życia, co niestety nie wystarczyło, aby wróciła do domu. Znajdujący się na kontynencie europejskim skromny budynek był czymś, do czego tęskiniła. Nawet Korea, która zawsze ją fascynowała nie pomagała wypełnić pustki w sercu.

Sama nie wiedziała, dlaczego jako cel podróży wybrała właśnie Azję. Być może dlatego, że za życia marzyła aby tam pojechać. Paradoksalnie, udało jej się spotkać swoich idoli i odwiedzić najpiękniejsze w świecie miejsca, ale oni i tak nie mogli jej zobaczyć. Bycie niewidzialnym dla ludzkiego oka było nawet komfortowe, ale w większości przypadków raczej uciążliwe.

Stanęła na środku chodnika, kiedy dziwny incydent zwrócił jej uwagę. Spostrzegła młodą dziewczynę, niewiele starszą od siebie. Przyglądała się komuś w tłumie z nienawiścią wypisaną na twarzy. W mig pojęła, że nastolatka wciąż krążyła po świecie, gdyż chciała się zemścić. Normalnie nie wtrącała się w takie sprawy, jej głupota i tak narobiła jej już sporo problemów. Jednak tym razem poczuła, że powinna zareagować, kiedy dziewczyna wyciągnęła w czyjąś stronę rękę. Co wydało jej się dziwne, miała wrażenie, że blada twarz nastolatki była jej znajoma. Kiedy podążyła wzrokiem za jej dłonią, zrozumiała skąd te odczucie. Rozwarła ze zdumienia powieki, kiedy w tłumie zamajaczyła postać jednego z koreańskich idoli.

Nie tak dawno temu, zdarzył się potworny wypadek. Nieopodal jednej ze szkół znaleziono zgwałcona nastolatkę. Osobą, która próbowała jej pomóc był Yongguk- lider zespołu B.A.P. Dziewczyna zmarła w drodze do szpitala, a sprawcy nie odnaleziono. Mimo to, relacja z tego wydarzenia szybko obiegła internet. Zachowanie rapera na nowo podbiło serca fanek i wywołało wzruszenie w świecie. Tylko dlaczego teraz ta biedaczka z taką zawiścią w oczach chciała skrzywdzić chłopaka?

Nie namyślając się długo, pokonała dzielącą ją od Yongguk'a odległość i stanęła w jego obronie. Czas zatrzymał się, tworząc wokół barierę dziwnej niedostępności.

- Zejdź mi z drogi!- uslyszała zachrypnięty głosa, Zjawa machnęła ręką w jej kierunku.

- Dlaczego chcesz go skrzywdzić?- zapytała, patrząc przelotnie na zastygłą, męską twarz, pogrążoną w rozmyślaniach.

- Nie uratował mnie!- usłyszała przepelnioną żalem odpowiedź.

- Próbował to zrobić. Jako jeden z pierwszych przybył ci na pomoc.

- Nie uratował mnie!- powtórzyła dziewczyna, a po jej policzkach ściekły łzy. Serce jej się krajało na jej widok. Przez smutek bijący z jej twarzy, jeszcze mocniej skarciła się za własną głupotę i brak poszanowania dla życia. Chciała się zabić, kiedy ta biedaczka tak pragnęła swojego życia.

- Nie on ci to zrobił. Nie on zasługuje na karę za błędy innych.

- To co mi się stało, nazywasz błędem?! Nie wiesz, jak się czułam, kiedy... Kiedy...- głos jej się załamał. Pogrążyła się w rozpaczy. Przez chwilę łkała, uwięziona we własnym smutku i rozgoryczeniu.

Chciała w tej chwili zwłoki zdobyć dla Yongguk'a chociaż kilka sekund, ale nie zdążyła tego zrobić. Dziewczyna szybko otrzeźwiała i spojrzała na nią ze wściekłością.

- To co mi się stało nie było błędem, ale grzechem, którego nie mogę wybaczyć. Odsuń się!

- Nie- zaoponowała zdecydowanie. W następnej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie. Czas znów ruszył, a ona dopiero po chwili zrozumiała, co dziewczyna chciała uczynić. Dzięki mocy, jaką otrzymała po śmierci sprawiła, że wiszący na szklanym budynku bilbord runął. Zagrożonych było masę ludzi na przepełnionym chodniku.

Jednak ona również nie była bezbronna. Nie miała może tak wielkiej mocy, ja mścicielka, ale miała dar, którzy ludzie nazywali telekinezą. Wiedziała, że nie dałaby rady zatrzymać lecącego w dół bilbordu, ale mogła odepchnąć ludzi. Skupiając całą swoją uwagę na przechodniach, wyemitowała niewidzialną falę i wszyscy cofnęli się przynajmniej o kilka metrów...


Szedł, słuchając muzyki. Nawet energiczna melodia piosenki, którą sam napisał nie była w stanie poprawić mu humoru. Nie potrafił otrząsnąć się z tego koszmarnego wydarzenia. Wciąż miał przed oczami zapłakaną twarz matki dziewczyny i bladą, zimną skórę. Miał głęboką nadzieję, że nastolatka przeżyje, jednak los bywał okrutny. Od tamtego dnia, zdawało mu się, że ktoś go obserwował. Był gwiazdą, przywykł do ukradkowych spojrzeń fanów, jednak cały czas czuł na plecach przesycony grozą wzrok. Zupełnie, jakby ktoś czyhał nad jego karkiem.

Jego uwagę zwrócił hałas, który przebił się nawet przez głośne basy, wydobywające się ze słuchawek. Rozejrzał się dookoła w momencie, w którym coś odepchnęło go do tyłu. Zdezorientowany upadł na ziemię i usłyszał przeraźliwy huk. Kolorowy bilbord leciał właśnie dokładnie na niego. Myślał, że zginie, jednak w tej samej chwili nad jego twarzą zamajaczyła czyjaś sylwetka. Miał wrażenie, jakby czyjeś włosy połaskotały go w policzek. Zamrugał, nie rozumiejąc, dlaczego wszystko się zatrzymało. Ucichły krzyki, wszystko wokokół blakło i rozmazywało się. Czyżby już umarł?

Nagle do jego uszu dobiegł przerażający pisk. Dziewczęcy, wysoki głos przesycony był czymś mrocznym. Jednak on był zbyt pochłonięty błękitnymi oczami, które nagle pojawiły się tuż nad jego twarzą. Dziewczyna patrzyła na niego ze smutkiem wypisanymi na twarzy. Jej usta poruszyły się w bezgłośnym błaganiu. Błaganiu o wybaczenie...


Obudził go dziwny dźwięk. Coś pikało obok jego głowy. Uchylił powieki, kiedy poczuł zapach środków dezynfekujących. Zielone, mdłe ściany przyprawiły go o odczucie dziwnego dyskomfortu. Wszystko go bolało. Rozejrzał sie dookoła. Był sam w szpitalnej sali. Spróbował przypomnieć sobie, co się właściwie wydarzyło.

- To proste. Oszukałeś śmierć- usłyszał spokojny głos. Drgnął, przekręcając na bok głowę. 

Rozwarł ze zdziwienia powieki, kiedy dostrzegł siedzącą na parapecie młodą dziewczynę. Oparła na kolanie łokieć i otwartą dłonią podtrzymywała zaróżowiony, pulchny policzek. Przyglądała mu się ze szczerym zaciekawieniem i podekscytowaniem.
- Kim jesteś?- wychrypiał. Dziewczyna zastanowiła się chwilę.


- Powiedzmy, że od tej chwili twoim Aniołem Stróżem na pełny etat.

- Co proszę?- spróbował usiąść.

- Nie robiłabym tego na twoim miejscu- stwierdziła dziewczyna, w tym samym momencie, w którym Yongguk jęknął z bólu.- O właśnie. Lepiej się połoz. Wystarczająco cię już poturbowało.

- Kim jesteś?- powtórzył. Dziewczyna wstała, jednak nie podeszła do niego, jak się spodziewał. Uniosła się w górę... Lewitując około pół metra nad ziemią. Zamrugał. Musiał uderzyć się w głowę.

- To też, ale nie masz na szczęście zwidów. Uraz głowy nie był niebezpieczny- powiedziała dziewczyna i nachyliła się nad jego twarzą.- Hmm...- mruknęła.- W telewizji wyglądałeś nieco inaczej- stwierdziła, marszcząc brwi.- To pewnie wina makijażu- Yongguk cofnął się w tył, dopiero po chwili rozumiejąc, że dziewczyna odpowiedziała na pytanie, które zadał sobie w myślach.

Pokręcił głową, dochodząc do wniosku, że śnił. Omal nie zginął. Budzi się w szpitalu z jakąś latająca małolatą koło łóżka. A może on jednak umarł? Chociaż wszystko wokół nie przypominało mu nieba...

- Po pierwsze, nie umarłeś- dziewczyna wydała się nagle zirytowana.- Po drugie, nie jestem małolatą. Mam siedemnaście lat i muszę przyznać, że jestem twoją fanką- uśmiechnęła się nagle. Przypominała mu w tym momencie dziecko stojące, przed budką z lodami.

- Czytasz mi w myślach?

- Wyjątkowo. Zazwyczaj tego nie robię, ale doszłam do wniosku, że po tym co się stało, ciężko będzie ci ubrać myśli w słowa- wzruszyła ramionami, jakby czytać w myślach umiał każdy zwyczajny człowiek. 

Nagle spoważniała.


- To co się wydarzyło, zaskoczyło nawet mnie. To wyda ci się niepojęte i niemożliwe do zaakceptowania, ale przez pewien czas będziesz na mnie skazany- dziewczyna spojrzała w stronę drzwi. Dało się usłyszeć zza nich hałas.- Na razie zostawię cię twoim przyjaciołom. Martwili się o ciebie. Spędzili tu całą noc- wróciła do okna. Nie zdążył zareagować, kiedy drzwi rozsunęły się i do pomieszczenia wpadł Zelo i Daehyun.

- Hyung, obudziłeś się!- zawołał maknae. Ten moment nieuwagi wystarczył, aby dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia. Był zdezorientowany i nie był w stanie odpowiedzieć na pytania zadawania przez członków jego zespołu. Musiał śnić. To nie mogło być realne...



środa, 19 listopada 2014

Onew-SHINee- W kurczakach siła

   - Zabije! Wypatroszę, wypcham i powiesze sobie nad łóżkiem- krzyczałaś, patrząc na roześmiane twarze przyjaciółek. Zaciskałaś ze wściekłością zęby, widząc kątem oka swoją odbijającą się w lustrze postać.
   Od początku wiedziałaś, że występ w tym głupim programie telewizyjnym nie był dobrym pomysłem. Za dużo ludzi by na ciebie patrzyło. Jednak ukegłaś namowom przyjaciółek i członkom SHINee- przecież nie mogłas odmówić Onew- i przyjechałaś do studia. Byłabyś w stanie zdzierżyć reflektory, kamery i wynajętą widownię, ale to... To już wykraczało poza wszelkie normy, dotyczące uszanowania godności człowieka!
  Starając się nie płakać ze wstydu, spoglądałaś na grzebień na głowie, pomarańczowe getry i nadmuchany sztucznie, obklejony piórami kuper. Pokręciłaś głową i powiedziałaś zdecydowanym tonem:
   - Nie przekrocze w tym stroju progu tego pomieszczenia! Nie ma mowy!
  - Oj przestań, ________- młodsza z twoich przyjaciółek poklepła cię po sztucznym skrzydle.- Wyglądasz uroczo! I pomyśł jakie wrażenie twoje udka zrobią na Onew! Wiesz, jak uwielbia kurczaki.
  - Aż tak cie to bawi?- wycedziłaś. Nagle do drzwi garderoby ktoś zapukał. W popłochu ukryłaś się za otwartym skrzydłem szafy.
  - Czy ________ jest już gotowa?- to był Onew.
  - Nie i nigdy nie będzie- jęknęłaś. Jednak chłopak widząc wystające zza drewnianych drzwi twoje pomarańczowe, kurze bambosze(kapcie) wszedł do garderoby i z uśmiechem na twarzy wyciągnął cię na korytarz. Z szokiem malującym się w oczach, spostrzegłaś, że ma na sobie taki sam strój jak ty.
   - Nie wstydź się-powiedział, rozumiejąc twoje obawy.- Kurczaki są spoko!
   - Pewnie, ale w panierce i na talerzu! Opcjonalnie w tekturowym pudełku- mruknęłaś.
   Onew pociągnął cię w kierunku sceny, nie zważając na to, że zapierałaś się rękami i nogami. Dosłownie. Próbując zrozumieć, że ludzie śmiali się z tobą, a nie z ciebie, wsłuchiwałaś się w instrukcje prowadzącego.  Cały program miał polegać na dziecinnych zabawach. Trzy drużyny, po dwie osoby w każdej, miały wykonywać "skomplikowane" zadania fizyczne. Dwa duety, łącznie z waszym przebrane były za zwierzęta. Wy za urocze, żólte kurczaki, a druga drużyna za waszych największych namesis- koty. Trzeci zespoł miał na sobie zwyczajne dresy.
   Po wyjaśnieniu zasad, prowadzący podprowadził was do wielkich, dmuchanych piłek. Przygotowane zostały tory wyścigowe. Próbując zdmuchnąć z czoła zółte pierze i ignorując fakt, że dostało się też tam, gdzie zdecydowanie nie powinno go być, usiadłaś na piłce. Nagle zauważyłaś, że kobieta ubrana w dres posłała ci kpiące i zdecydowanie wredne spojrzenie.
   - Już po tobie, zżółkły kawałku drobiu- powiedziała koreanka, tak, żebyś tylko ty to słyszała. Ta wypowiedź zdecydowanie nie była zdefiniowana zdrowym współzawodnictwem.
   Kiedy tylko wyścig ruszył, kobieta próbowała zrzucić cię z piłki, a to zdecydowanie było wbrew zasadom. Tupnęłaś kurzą łapką o parkiet i w kilku skokach dogoniłaś oszustkę. Zakręciłaś w niemal niewidoczny sposób pierzastym kuperkiem i, przez przypadek rzecz jasna, przewróciłaś ją na ziemię. Nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Widownia była zbyt zajęta Onew i kotami, którzy dotarli własnie do mety. Dogoniłaś swojego partnera. Wygraliście. Podskoczyłaś radośnie na piłce. Nagle straciłaś równowagę i runęłaś, jak długa. Prosto w ramiona twojego ulubionego kurczaczka.
   Niespodziewanie, wasze usta się spotkały. Całus trwał jedynie kilka sekund. Patrzyłaś zdumiona i lekko zawstydzona na równie zszokowanwgo Onew. Prowadzący i kilku innych pomocników starało się postawić was na nogi. Jednak tobie pozycja bardzo odpowiadała, zważywszy na to, że Onew zaczął się nagle śmiać, jak szalony. Uśmiechając się pierwszy raz od ponad godziny strzeliłaś palcami w daszek czapki, wyglądajacy, jak kurzy dziób.
   - Kurczaki to jednak wymiatają- powiedziałaś w swoim języku i otwarcie wybuchnęłaś śmiechem.

środa, 12 listopada 2014

Daehyun-B.A.P- "Przeznaczenie"



Zdawało ci się kiedyś, że świat stanął na głowie, że obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, a ty znalazłaś się w jego centrum? Wiedziałaś, że wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie było niepojęte, niezrozumiałe i zakręcone. Zawsze myślałaś, że bajeczki o spadających gwiazdach, czterolistnych koniczynach, o krasnalach i garncach złota na końcu tęczy były wyssane z palca i niepoparte żadnymi logicznymi dowodami. Jednak jak się okazało, to czego ludzki rozum nie umie pojąć może sprawić ci nie lada kłopot, zwłaszcza kiedy okaże się, że wierzenia, które uważałaś za ludowe kłamstwa odcisną na tobie prawdę własnej egzystencji…
Siedziałaś na miękkiej kanapie i wciąż myślałaś, że wszystko dookoła było jedynie wytworem twojej wyobraźni. Znajdowałaś się w dormie B.A.P  i czekałaś na swojego pierwszego w życiu chłopaka. Nie tylko ty zresztą. Pięciu członków zespołu chodziło niespokojnie po mieszkaniu, wyklinając w różnych językach młodego wokalistę. Daehyun szykował się do wyjścia od dwóch godzin. Za czterdzieści pięć minut B.A.P mieli wystąpić w jednym z programów rozrywkowych i byli już nieźle spóźnieni na charakteryzację i inne idolskie sprawy, o których nie miałaś pojęcia.
Westchnęłaś ciężko i rzuciłaś krótkie spojrzenie w stronę fotela stojącego naprzeciw ciebie. Siedzącego na nim chłopczyka nie dostrzegały żadne oczy prócz twoich. Jak już zdążyłaś się przekonać, jego obecność była dla ciebie zbawieniem, ale w pewnych momentach również przekleństwem. Twój Aniołek Stróż przybył do ciebie, aby spełnić twe najskrytsze marzenia. A zaczęło się od głupiej spadającej gwiazdy. Pewnego dnia Fatum- bo tak nazwałaś chłopczyka- pojawił się w twoim pokoju i powiedział, że zrobi, co mu rozkażesz. Myśląc, że albo zwariowałaś, albo śniłaś powiedziałaś pierwszą rzecz, jaka przyszła ci do głowy: „Chcę, aby Daehyun był moim chłopakiem…”. Kila błysków, zawrotów głowy i krzyków później okazało się, że twoje życzenie rzeczywiście się spełniło… Fatum jednak ostrzegł cię, że zmienioną rzeczywistością łatwo było manipulować. Nie rozumiałaś w pełni jego słów, ale póki co nie wydarzyło się nic złego, nie licząc kilku wpadek z jego udziałem.
- Już jestem- Daehyun wyszedł z łazienki z szerokim uśmiechem na ustach. Podszedł do ciebie i czule cmoknął cię w czoło. Zarumieniłaś się i uciekłaś spojrzeniem w bok. Fatum posłał ci uradowany uśmiech.
- Dłużej nie szło?!- warknął Youngjae i pociągnął wokalistę w stronę drzwi. Zachichotałaś.
- A ty nie idziesz, księżniczko?- Yongguk rzucił ci spojrzenie przez ramię. Wstałaś z kanapy i niemal niezauważalnie skinęłaś na Fatuma. Aniołek wzbił się w powietrze. Jego srebrzące skrzydełka zafalowały.
- I jak? Podoba ci się nowe życie?- zapytał.
- Wciąż próbuję doszukać się kruczków- wyszeptałaś, mając nadzieję, że żaden z chłopaków nie mógł cię usłyszeć. Wyszłaś na podwórze i poczekałaś z chłopakami, aż na podjazd wjedzie samochód.
Jak się spodziewałaś, Daehyun pociągnął cię na tylnie siedzenie. Usiadłaś koło niego. Złapał cię za rękę i delikatnie gładził twój nadgarstek. Nie wymówił ani słowa, w odróżnieniu od reszty zespołu. Bawiły cię ich „inteligentne” konwersacje i często musiałaś się powstrzymywać przed otwartym wyśmiewaniem się z ich dziecinnego zachowania.
         Kątem oka dostrzegłaś błysk srebra. Fatum przysiadł na oparciu fotela Himchan’a i machał radośnie nóżkami. Ciężko było uwierzyć, że tak niewinne dziecko miało w swym władaniu moc zdolną do zmiany rzeczywistości. Mimo widocznej potęgi okazywał jednak swoją dziecięcą stronę. Dzięki tobie pierwszy raz zszedł na ziemię i z niezmierną ciekawością poznawał każdy aspekt ludzkiego życia. Czasem jego obecność sprawiała ci kłopoty, ale przyzwyczaiłaś się do jego głosu i nie wyobrażałaś sobie, żeby nagle zniknął. Zaprzyjaźniliście się. Uśmiechnęłaś się, zapominając o tym, że siedzisz w samochodzie z innymi ludźmi.
         - Co cię tak rozbawiło, księżniczko?- Daehyun odwrócił ku sobie twoją twarz i spojrzał ci w oczy. Twój uśmiech jeszcze się poszerzył. Wzruszyłaś tylko ramionami. Chłopak zmarszczył brwi, jednak po chwili przyciągnął cie do siebie i przytulił. Nie spodziewałaś się, że nagle zacznie się nad tobą „znęcać”.
         Miałaś niesamowite łaskotki i Daehyun doskonale wiedział, jak to wykorzystać. Próbowałaś się od niego oderwać, jednak ograniczona przestrzeń utrudniała ci zadanie. Twój chłopak nie przestał się z tobą przekomarzać nawet wtedy, kiedy Yongguk rzucił w niego pustą puszką po coli.
         - Weź ją zostaw- lider spojrzał na niego karcąco, mimo, że sam próbował pohamować śmiech. To wszystko musiało być snem… Jak inaczej wytłumaczyć radość, jaką odczuwałaś? Miałaś szczerą nadzieję, że twoje szczęście trwać będzie wiecznie…


         Podrygiwałaś w rytmie muzyki i przyglądałaś się, jak twój chłopak roztapia swoim głosem serca fanek. Stałaś za kulisami czekałaś cierpliwie na zakończenie występu. Fatum przysiadł blisko ciebie i przyglądał się bacznie jednemu z reflektorów. Bawiła cię jego dziecinna fascynacją otaczającym go światem, jednak nie komentowałaś jego zachowania i cieszyłaś się z życia, jakie ci zapewnił. Nie byłaś egoistką. Nie prosiłaś go o fortunę, czy willę nad brzegiem morza. Tak naprawdę, wszystkie twoje życzenia były raczej spontaniczne i drobne. Nigdy nie zastanawiałaś się dłużej niż kilka sekund na swoimi słowami, mimo to, nie spowodowałaś na razie żadnej szkody… No właśnie, na razie…
         W pewnym momencie uśmiech na twarzy Fatuma zbladł. Wydał się czymś niesamowicie zaniepokojony. Zauważyłaś, że nerwowo zagryzał wargę. Początkowo myślałaś, że może kusiło go coś, czego nie powinien robić, żeby nie przysporzyć ci wstydu, jednak kiedy spojrzał na ciebie z niemą rozpaczą wymalowaną w oczach, zrozumiałaś, iż naprawdę coś było nie tak.
         - O co chodzi, Fatum?- zapytałaś cicho. Wyglądał, jakby zaraz miał się popłakać.
         - Powiedz mi, pamiętasz, co mówiłem tuż po tym, jak się poznaliśmy?- zastanowiłaś się.
         - Chodzi ci o manipulację rzeczywistością?- przytaknął.
         - Czy wiesz, ilu ludzi na świecie ma Aniołów Stróżów?- chłopczyk wykręcił sobie nerwowo palce. Skąd miałaś to wiedzieć? Ludzka populacja liczyła sobie około siedmiu miliardów. Nagle coś ci się przypomniało.
         - Z tego, co się orientuje, według Biblii każdy z nas ma Anioła Stróża.
         - Owszem- Fatum pokiwał głową.- Nie każdy z was zdaje sobie z tego sprawę, ale znaczna większość poznała swojego Strażnika.
         - I co w związku z tym?- zmarszczyłaś brwi, czując jak zdenerwowanie zaczęło panoszyć się w twoim umyśle.
         - Co się dzieje, kiedy w małym pomieszczeniu znajduje się zbyt dużo ludzi?
         - No nie wiem, jest mało miejsca?- zapytałaś pół żartem, pół serio.
         - Chaos. Ciężko opanować hałas, wrzawę i poruszenie…- Fatum wzniósł się w górę i spojrzał w sufit. Zupełnie, jakby jego wzrok mógł sięgnąć gdzieś dalej, gdzieś, gdzie ty nie miałaś dostępu.
         - Fatum, co się dzieje?- zapytałaś szczerze zaniepokojona. Zmarszczył smutno brwi.
         - Bardzo cię polubiłem, wiesz?
         - Ja ciebie też…- posłałaś mu uśmiech, przesycony oznakami paniki. Po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy.- Fatum, co się dzieje? Coś cię boli?- nie wiedziałaś, czy anioły mogły odczuwać ból, ale inne logiczne wyjaśnienie jego zachowania nie przychodziło ci go głowy.
         - Będziemy musieli się pożegnać- wyszeptał tak cicho, że ledwie mogłaś to usłyszeć. Wszystko wokoło stanęło. Dźwięki wyblakły, obrazy rozmazały się, a ziemia pod twoimi stopami zagrzmiała, jakby uderzył w nią kilku tonowy tir. Twoje wargi zadrżały.
         - Co ty mówisz?
         - Zbyt dużo zmian zaszło na ziemi w jednym czasie. Rzeczywistość zaczyna zanikać…- Fatum zrównał się z twoją twarzą.- Sprawdza się to, co ci powiedziałem. Raz zmienioną rzeczywistością znacznie łatwiej jest manipulować. Czas łatwiej poddaje się zmianom, staje się bardziej elastyczny, przez co tracimy nad nim kontrolę…
         - Nie rozumiem, chcesz przez to powiedzieć, że Ziemia zaczyna wariować?
         - Tak- Aniołek pokiwał smutno głową.
         - Co to ma wspólnego ze mną, z nami?!- machnęłaś w panice rękami.
         - Ty również wypowiadałaś życzenia. Może nie były wyolbrzymione, ale wciąż oddziaływały na rzeczywistość, zmieniając ją- wyjaśnił.
         - Ale dlaczego ty musisz odejść?!
         - Każdy z nas będzie musiał- wyszeptał Fatum.- Każdy z Aniołów będzie musiał wrócić… na górę.
         - Ale…
         - Wszystko zmieni się ostatecznie dziś o północy. Przykro mi- Fatum pogładził cię po drgającym, zaczerwienionym policzku. Z jego oczu znów trysnęły łzy. Nie, on musiał żartować. To nie mógł być koniec!


         Po upływie godziny prawda wciąż nie docierała do twojego umysłu. Zdałaś sobie sprawę, ze będziesz musiała pożegnać się ze wszystkim, co doświadczyłaś, co otrzymałaś. Nie chciałaś tego zaakceptować. W drodze powrotnej po występie, uchwyciłaś się kurczowo dłoni Daehyun’a, zupełnie, jakby mogło to powstrzymać nadchodzące zmiany, albo raczej ich powrót do normalności. Fatum powiedział, że wszystko będzie wyglądało tak, jakbyś nigdy go nie poznała. Miałaś wrócić do domu, zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Ale ty nie chciałaś zapominać!
         - O co chodzi, księżniczko?- Daehyun pogładził cię po policzku. Zacisnęłaś jeszcze mocniej palce na jego dłoni i wtuliłaś twarz w jego ramię.
         - Jestem po prostu zmęczona…- wyszeptałaś, mając nadzieję, że chłopak uwierzy twoim słowom. Tak się jednak nie stało. Wokalista uniósł delikatnie twoją twarz i spojrzał ci uważnie w oczy.
         - Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wyglądasz, jakbyś miała się popłakać.
         - Jestem zmęczona- powtórzyłaś, jak echo i potarłaś bladym policzkiem o jego dłoń.
         - Źle się czujesz?- zapytał zaniepokojony. „Tak!” chciałaś krzyknąć. Za niespełna godzine miałaś utracić chłopaka, którego szczerze pokochałaś. Nie, jak fanka kocha swojego idola, ale jak kobieta kocha mężczyznę. Zagryzłaś wargę, dławiąc łzy.- Może powinniśmy pojechać do lekarza?- skierował swoje pytanie bardziej do Yongguka i menadżera, aniżeli do ciebie. Pokręciłaś natychmiast głową. Jeśli rzeczywiście miałaś go stracić na zawsze to chociaż chciałaś ostatnie wasze wspólne minuty spędzić sam na sam.
         Przywdziałaś na usta wymuszony uśmiech i powtórzyłaś swoją wymówkę:
         - Jestem po prostu zmęczona. Zdrzemnę się odrobinkę i poczuję się lepiej. Zobaczysz- rozczochrałam mu włosy i puściłam nieco kanciaste oczko. Z pod powieki omal nie wypłynęła pojedyncza łza.
         - Skoro tak mówisz…- wymruczał Daehyun niezbyt przekonany, jednak ustąpił w końcu i obiął cię opiekuńczo ramieniem. Przylgnęłaś do niego szczelnie, pragnąc wchłonąć jak najwięcej kontaktu, tak, aby wystarczyło ci na resztę życia…


         Pragnąc spędzić z nim ostanie wspólne chwile, wybłagałaś u chłopaków, aby pozwolili ci zostać na noc. Zgodzili się niemal natychmiast. Pokonałaś zawstydzenie i ułożyłaś obok chłopaka na łóżku. Gładził cię po włosach i nucił spokojną kołysankę. Byłaś zmęczona, ale usilnie starałaś się nie spać. Wtuliłaś się w jego tors i wdychałaś jego zapach.
         Ciemność panująca w pokoju była niesamowicie kojąca i łagodziła nieco nerwy i strach przed tęsknotą. Przełykałaś gorzkosłone łzy i kurczowo obejmowałaś Daehyun’a w pasie. Zbliżała się północ- czas rozstania. Uniosłaś się na łokciu i pogładziłaś go po twarzy. Od tej pory będziesz mogła oglądać go jedynie na zdjęciach…
         Chłopak nagle otworzył oczy. Nie chciałaś go budzić, nie musiałabyś się z nim żegnać. Daehyun posłał ci rozleniwiony uśmiech i przekręcił się na plecy. Ziewnął przeciągle. Ułożyłaś głowę na jego ramieniu.
         - Odkąd skończyliśmy koncert jesteś jakaś dziwna. Co się dzieje?- wokalista wplótł palce w twoje włosy i delikatnie masował ci głowę. Odetchnęłaś.
         - Nic, po prostu… Kocham cię, oppa- wyszeptałaś.
         - Ja też cię kocham- uniósł się i złożył na twoich ustach czuły pocałunek. Nie dałaś rady powstrzymać już łez. Zaszlochałaś, czym wprawiłaś Daehyun’a w osłupienie. Zegar elektroniczny na szafce wybił dwudziestą trzecią pięćdziesiąt siedem.
         - Zaśpiewaj mi coś- wyszeptałaś płaczliwie. Chłopak spełnił twoją prośbę. Trzy minuty ciągnęły ci się w nieskończoność.
         Nagle stało się. Czas stanął w miejscu. Postać Daehyun’a zastygła. Ostatni raz objęłaś go rękami w pasie i powiedziałaś:
         - Saranghae, oppa…- i wszystko zniknęło. Począwszy od chłopaka, przez meble w pokoju, ciemne ściany, aż w końcu spowiła cię ciemność…


Kiedy się obudziłaś, myślałaś, że to wszystko było snem, przez który uroniłaś w nocy morze łez. Wstałaś ociężale z łóżka, a twój wzrok przyciągnął pamiętnik leżący na drewnianym biurku. Dziwne przeczucie podpowiedziało ci, aby otworzyć ostatnią jego stronę. Na jej dolnej krawędzi widniał schludnie wykaligrafowany napis:

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest wolą przeznaczenia*…

Roześmiałaś się ironicznie przez tą grę słów, rozumiejąc, że to wszystko nie było snem, i że nie zapomniałaś, mimo iż powinnaś. Opadłaś z powrotem na pościel i rozszlochałaś się na dobre. Płakałaś tak głośno, że aż twoja zaniepokojona mama wbiegła z krzykiem do pokoju. Próbowała dowiedzieć, się, co się stało, jednak ty byłaś jedynie w stanie zacisnąć kurczowo pieści na jej koszulce i łzawym milczeniem zbyć swoje utracone, wymarzone życie….


Wróciłaś, chociaż początkowo opierałaś się przed przyjęciem prezentu od mamy. Kupiła ci na urodziny bilet do Korei. Z niemałym wahaniem i obawą przed nawrotem wspomnień wyjechałaś w wymarzoną podróż, którą tak naprawdę odbyłaś. Stanęłaś z żalem w oczach na rzeką Han i spoglądałaś w rozświetloną przez nocne światła toń. Westchnęłaś ciężko i wciąż wpatrując się w ciemną wodę, ruszyłaś przed siebie. Spacer na powietrzu pomógł ci oczyścić myśli.
Dzierżyłaś w dłoni list. Napisałaś go mając nadzieję, że być może będziesz miała kiedyś nadzieję wręczyć go ukochanej osobie. Poniewczasie zdałaś sobie sprawę, że nawet gdyby udało ci się dostarczyć wiadomość, Daehyun nie odwzajemniłby twoich uczuć. Jego miłość była wymuszona przez twoje życzenie. Pociągnęłaś nosem, kiedy wiatr rozwiał ci włosy. Odetchnęłaś głęboko  podjęłaś niespodziewaną decyzję.
Odwróciłaś się tyłem do brzegu rzeki i poczekałaś na kolejny, silniejszy podmuch. Uniosłaś w górę rękę trzymającą list. Kiedy chłodny wiatr uderzył cię w twarz, rozwarłaś palce. Biała koperta gnana siłą żywiołu poleciała gdzieś daleko. Kto wie, być może kiedyś dotrze do Daehyun’a? Może przekaże mu miłość nieznanej dziewczyny? A może dotrze do innej zakochanej pary, która wysłucha jej przedziwnej historii miłosnej? Przeznaczenie to dziwna zależność. Kto wie, jak pokieruje twoimi uczuciami przelanymi na papier?
Przysiadłaś na wilgotnej trawie i oparłaś brodę na kolanach. Słuchałaś odgłosów nocy: śmiejących się ludzi, świerszczów grających swoje serenady. Nagle przez ogarniający cię hałas przedarł się czyjś głos. Zamrugałaś zdzwiona, ponieważ miałaś wrażenie, jakbyś dobrze go znała. Rozejrzałaś się dookoła i wtedy go zobaczyłaś. Stał tam, równie zdumiony co ty. Patrzył uważnie, próbując zrozumieć. W ręce dzierżył twój list.
Podszedł do ciebie wolnym krokiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamrugałaś.
- Ja śnię…- wyszeptałaś. Nagle zaschło ci w gardle, a łzy zakuły cię w oczy. Uśmiechnął się i odgarnął ci grzywkę z czoła. Złożył na nim czuły pocałunek.
- Jeśli tak, to proszę, nie budź się…- powiedział swoim cudownym głosem.- Naprawdę myślałaś, że zdołam cię zapomnieć?- zapytał z lekko wyczuwalną kpiną. Twoje wargi zadrgały, kiedy rzuciłaś mu się na szyję. Był tu. Z tobą. Pamiętał cię, wciąż kochał…
- Daehyun…- wyszeptałaś.
-Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest wolą przeznaczenia…- usłyszałaś głos Fatuma i pierwszy raz od paru dni szczerze się roześmiałaś…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Fatum(z łac. przeznaczenie)


niedziela, 9 listopada 2014

Literacki debiut.xD- Jackson-GOT7- Untittled

             Zewsząd dochodził potworny smród. Wszystko wokół pokryte było obrzydliwym osadem, a po podłodze spływała szarobrązowa ciecz, porywająca ze sobą to, co napotkała na swej drodze. Zakaszlałaś, niemal wypluwając płuca. Odruchy wymiotne powodowały, że omal nie zwróciłaś resztek śniadania. Ranek nie zapowiadał nadejścia armagedonu. Człowiek nie spodziewa się, że spotka go coś złego, dopóki nieszczęście rzeczywiście go nie dosięgnie.
            To miały być wasze wymarzone wakacje. Wygrałyście z przyjaciółkami konkurs. Na dwa miesiące miałyście wyjechać do Korei i przeżyć najlepszą przygodę życia. Niestety, los zdecydował, że będziecie musiały walczyć o zdrowie psychiczne, a nawet o życie, ponieważ ta durna katastrofa rozniosła się po całym domu i nie szczędziła wam szkód. Z trudem podniosłaś się z klęczek. Poślizgnęłaś się na brudnej podłodze. Na szczęście udało ci się złapać w ostatniej chwili równowagę. Odetchnęłaś głęboko, żałując od razu, ponieważ straszny zapach prawie wywołał u ciebie wymioty.
            - Przynieście coś, zanim to cholerstwo dotrze do salonu!- krzyknęłaś, szukając wzrokiem przyjaciółek. Salon był jedynym miejscem wolnym od zarazy i nie zamierzałyście dopuść jej do waszego azylu. Nagle do twoich uszu dotarł krzyk- mieszanina strachu i obrzydzenia. Usłyszałaś huk, plusk i przekleństwo.
            - Chyba wdepnęłam w gówno!- pisnęła twoja przyjaciółka i doczłapała się do salonu ze szmatami.
            - Powinnaś się cieszyć, że to prawdopodobnie sprawka Diego- mruknęłaś. Złoty labrador siedział aktualnie pod oszklonymi drzwiami tarasu i skomlał, prosząc o wpuszczenie do domu. W obecnej sytuacji brakowało wam tylko wielkich czterech łap, rozchalpujących wszędzie brud.
            - Miało mnie to pocieszyć?- warknęła Mina, oglądając z obrzydzeniem swoje zniszczone ubranie.
            - Jego gówienko nie wypłynęło przynajmniej ze ścieków, jak wszystko dookoła- stwierdziłaś kpiąco i omiotłaś wzrokiem wnętrze domu.
            Wybiła wam kanalizacja. Powódź rozpoczęła się od łazienki i spływała korytarzem, schodami, a nawet sufitem. Wszystko oprócz salonu zalane było śmierdzącymi ściekami. Postanowiłyście zamknąć drzwi i zatkać szparę miedzy drewnem, a podłogą szmatami. Miałyście nadzieję, że chociaż w małym stopniu ochronicie jedyne czyste pomieszczenie, zanim przyjadą hydraulicy.
            - To miały być najlepsze dwa miesiące mojego życia- jęknęła JayJay.- Niesamowita podróż…
            - GOT7…- dopowiedziała Mina ze zrezygnowanym wyrazem twarzy.
            - Przygoda…
            - GOT7…
            - Azja…
`           - GOT7…
            - Przystojni Azjaci…
            - GOT7!- stwierdziła cierpiętniczo Mina i z żalem wyjrzała przez okno. Wasza wygrana zawierała w pakiecie w sumie dwa i pół tygodnia spędzone w towarzystwie młodego zespołu. Miało być tak odjazdowo. Siedemnaście dni patrzenia na waszych bisaów, ślinienia się na ich widok i co najważniejsze, poznawania ich osobiście.
            - Zamiast tego walam się w śmierdzącym szlamie!- krzyknęła JayJay, opadła na kolana i rozpłakała się jak dziecko. Westchnęłaś ciężko. Od trzech godzin radziłyście sobie z małą, ściekową apokalipsą, a jedynym wsparciem zaoferowanym przez ekipę konkursu, była obietnica rychłej pomocy. Taa… Pomocy, która nadejść miała godzinę temu.
            Rzuciłaś brudną szmatę na podłogę, nie przejmując się, że niezidentyfikowany obiekt plusnął ci w twarz. I tak już śmierdziałaś, ufajdana byłaś Bóg wie czym i jedynym, o czym marzyłaś była ucieczka z tego cholernego pobojowiska. Wstałaś, chwyciłaś kosmetyczkę, zabezpieczone w reklamówce ubrania- zdążyłyście uchronić swoje rzeczy przed „śmiercią” wydobywającą się z rur- i skierowałaś się w stronę wyjścia.
            - ______, dokąd idziesz?- zapytała zdezorientowana Mina.
            - Wykąpać się- mruknęłaś w odpowiedzi.
            - Ale przecież…- JayJay machnęła ręką w stronę schodów, wskazując spływający po nich brud. Zmarszczyła brwi.
            - Nie wejdę tam nawet, jeżeli zależeć będzie od tego moje życie- spojrzałaś na przyjaciółki, jak na idiotki.- Wiem, że to nieekologiczne podejście, ale na szczęście mamy tu jezioro- przypomniałaś im i wyszłaś na dwór. Dobrze, że w tutejszym zbiorniku nie pływały żadne ryby. Inaczej od razu zeszłyby z tego świata, przez skażenie biologiczne, jakim byłaś…


            - Ciekawe, jakie one są…- mruknął Jackson i spróbował wyobrazić sobie, jak wyglądałyście. Całe szczęście, nie widział was w obecnym stanie.
            - Czy to ważne?- JB wzruszył ramionami.- Ważne, żeby dobrze się z nami bawiły- stwierdził.
            - O tak, na pewno będą- Jackson uśmiechnął się kapryśnie, a w jego oczach zatańczyły psotne iskierki. Zawsze miał najśmieszniejsze pomysły z całego zespołu i widać, wpadł już na pomysł, jak umilić wam najbliższe dni.
            - Właśnie, menadżer mówił może, kiedy się z nimi spotkamy?- Jr. upił łyk wody.
            - Chyba niezbyt szybko- wspomniany moment wcześniej mężczyzna wszedł na salę.
            - Czemu?- Jackson zmarszczył brwi.
            - Przydarzyło im się drobne nieszczęście i raczej nie są w stanie uczestniczyć teraz w programie- wyjaśnił. Miał wzgląd na to, że wasze samopoczucie, jak i poczucie wartości i przede wszystkim czystości było obecnie na żałośnie niskim poziomie.
            - Chyba nie stało im się nic złego?- JB zapytał szczerze zaniepokojony.
            - Nie, ależ skąd… Po prostu… Nie są w odpowiednim nastroju na zabawy.
            - Jak mogą nie chcieć się z nami bawić?- Jackson pokręcił głową. Jego ton był w połowie poważny, a w połowie żartobliwy.
            - W domu, w którym mieszkają pojawiły się drobne problemy techniczne- drobne… delikatny eufemizm.- Raczej nie chciałyby, abyście oglądali je w stanie, w jakim obecnie się znalazły.
            - Chyba nie za bardzo rozumiem…
            - Zawiodła kanalizacja i cały dom prezentuje sobą obraz, jak po krwawej bitwie- członkowie zespołu dopiero po chwili zrozumieli, co miał na myśli ich menadżer.
            - Może potrzebują pomocy?- zaoferował Mark, spoglądając porozumiewająco na resztę.
            - Nie sądzę, żeby…- Jacskon nie dał dokończyć menadżerowi zdania.
            - Powinniśmy jechać sprawdzić, czy na pewno nic im się nie stało- stwierdził. Mając wzgląd na to, że nie zdążył was poznać, wykazał się prawdziwym „heroizmem”. Ciekawe tylko, czy zdawał sobie sprawę z tego, na co się porwał…


            - Nie była to może kąpiel godna królowej, ale każda dobra w obecnej sytuacji- stwierdziłaś i wykręciłaś mokre włosy. Przyjaciółki przytaknęły ci z lekkimi uśmiechami. Woda w jeziorze może i była nieprzyjemnie chłodna, ale biorąc pod uwagę to, że do cywilizowanej łazienki nie miałyście na razie dostępu, naturalny zbiornik okazał się prawdziwym darem niebios. I prawdziwym wyzwaniem. Nigdy bowiem nie myłaś włosów w ubraniu i nigdy nie płukałaś ich nurkując. To się nazywa szkoła przetrwania. No, ale chyba zaliczyłyście test, skoro nie śmierdziałyście i nie byłyście utytłane nie wiadomo czym?
            Odetchnęłaś głęboko wilgotnym powietrzem, nie przesyconym szkodliwymi oparami.
            - Gorsza od tego wszystkiego była chyba tylko nasza druga wycieczka klasowa- stwierdziła JayJay, wycierając włosy w ręcznik. Prowadzący was wtedy przewodnik doprowadził was do ślepego celu, którym okazało się błoto. Pamiętałaś, jak dziś moment, w którym okazało się, że Mina ugrzęzła w mokrej ciapie aż po uda.
            - Błoto tak nie śmierdzi- powiedziała Mina obojętnym głosem.
            - Ale byłaś wtedy bardziej utytłana.
            - Ale dostałam przynajmniej odszkodowanie.
            - Co fakt, to fakt- JayJay przyznała jej w końcu rację. Sądząc po luźnej pogawędce miedzy nimi, przeszła im złość. Przynajmniej do momentu, w którym nie musiałyście wracać znów do budynku za wami. Westchnęłaś ciężko. Dopóki ktoś by się z wami nie skontaktował, raczej nie miałyście co liczyć na ciepły i co najważniejsze, czysty kąt. Hydraulicy może i zajęli się już problemem, ale czekała ich kilkugodzinna praca.
            - To jak, dziewczyny? Noc pod gwiazdami?- poruszyłaś zabawnie brwiami.
            - To chyba nie będzie konieczne- usłyszałyście męski głos. Spojrzałyście zaskoczone na przybysza. Okazał się nim menadżer GOT7. Miałyście już okazje poznać go osobiście. Z pozoru miły facet.
            - Annyonghaseyo- skłoniłyście się lekko.
            - Widzę, że problem w miarę opanowany?- zapytał mężczyzna.
            - Chyba raczej nie- zmarszczyłaś nos, przypominając sobie sytuację przedstawiającą się w domu. W twojej głowie zaczęła wzrastać irytacja. Facet obiecał wam pomoc kilka godzin temu, a do tej pory nie kwapił się nawet, żeby wykonać jeden, krótki telefon.
            - Bardzo was przepraszam za to, co się stało- jego ton był naprawdę szczerze ubolewający, jednak mimo to, twoja złość wciąż wrastała.
            - Co mamy teraz zrobić?- zapytała Mina napiętym głosem.
            - Wydaje mi się, że wymyśliliśmy rozwiązanie obecnej sytuacji. Jeżeli oczywiście zgodzicie się ze mną pojechać.
            - Gdzie dokładnie?- zapytałaś.
            - Do miasta- odpowiedział zwyczajnie mężczyzna.
            - To znaczy?
            - Do hotelu- nieco zdawkowa odpowiedź wydała ci się podejrzana. Mimo tego, twoje przyjaciółki były tak zmęczone i spragnione cywilizowanej ubikacji, że zgodziły się bez najmniejszej zwłoki. Dałaś im się wciągnąć do dużego samochodu i nie miałaś nawet szansy, aby zastanowić się dokładnie, co menadżer miał na myśli, mówiąc wymyśliliśmy. Nie przeszło ci nawet przez myśl, że wcale nie miał na myśli ekipy organizującej cały program…


            - Może te wakacje nie będą wcale takie złe…- mruknęła Mina z rozleniwionym uśmiechem na twarzy. Kiedy wyszła z łazienki, obłoki pary wydostały się z pomieszczenia, ogrzewając twoją twarz.
Zdmuchnęłaś sobie grzywkę z twarzy i stwierdziłaś, że albo śnisz, albo utopiłaś się  w ściekach i Bóg wynagradzał ci cierpienie. Menadżer GOT7 wcale nie zabrał was do hotelu, jak powiedział. Załatwił wam pobyt na swoistego rodzaju polach elizejskich. Byłaś tak podekscytowana, że wciąż ciężko było ci uwierzyć, że najbliższe kilka nocy miałaś spędzić w mieszkaniu GOT7. OMG!
- Taki urlop to ja rozumiem- JayJay się zaśmiała i opadła na ciemną kanapę. Sama starałaś się hamować i nie panoszyć się za bardzo. Nie byłaś u siebie, a już tym bardziej nie chciałaś narazić się na niechęć ze strony osób, które wręcz uwielbiałaś. Póki co, pozwoliłaś sobie jedynie na skorzystanie z prysznica. Ciepła woda ukoiła nieco twoje nerwy i zmyła resztki brudu z ciała.
- Szkoda tylko, że twoje ulubione dresy poszły do wyrzucenia- Mina usiadła koło JayJay i spojrzała na ciebie z lekkim smutkiem. Niestety, twoje spodnie i kotełkowa bluza nie nadawały się już do noszenia, ale byłaś zdania, że pobyt w takim miejscu wart był każdego poświęcenia. Wzruszyłaś ramionami.
- Jakoś to przeboleję- stwierdziłaś. Nagle do twoich uszu dobiegł dźwięk otwierania drzwi. Wstrzymałyście oddechy. Jednak zamiast ujrzeć twarz któregoś z członków zespołu, usłyszałyście odgłos pazurów uderzających o parkiet. Nie zdążyłaś zareagować, kiedy Diego wskoczył na ciebie i powalił cię na ziemię. Zaczęłaś chichotać.- Widzę, że ty również się odświeżyłeś- stwierdziłaś żartobliwie i pogłaskałaś psa po złotym łbie. Nim się spostrzegłaś, ktoś uwolnił cię spod ciężaru zwierzęcia. Zamrugałaś zdzwiona, widząc nad sobą uśmiechającą się twarz Jacksona.
- Witam panie- skłonił się kurtuazyjnie. Zamurowało was. Nie wiedziałyście jak zareagować. Zamrugałaś znów, kiedy chłopak bezceremonialnie postawił cię na nogi.
- Dzień… Dzień dobry- powiedział niepewnie, próbując powstrzymać nerwowy chichot. Twoje przyjaciółki zawtórowały ci i pozostały równie ciche, jak ty.
- Mam nadzieję, że wszystko z wami w porządku?- JB uśmiechnął pokrzepiająco. Przytaknęłaś, jak robot. Such awkward situation
Patrzyłaś zdumiona, jak każdy z członków GOT7 podchodzi do was i wita się z wami, tylko po to, żeby rzucić się na pomoc Minie, która zemdlała, kiedy Jackson uprzejmie ją uściskał…


Kiedy już pozbieraliście Minę z podłogi, czas upłynął wam raczej banalnie. Nie tego się spodziewałaś po spotkaniu ze znanym zespołem. Musiałaś przyznać, że byłaś dość rozczarowana. Z jednej strony doskonale rozumiałaś, dlaczego „zabawa”(jeśli tak można było nazwać zwykłą rozmowę) tak szybko się skończyła. GOT7 byli zmęczeni i dosyć szybko zostawili was same sobie. Chyba nieco przeliczyłyście się w waszych marzeniach. Mimo to, doceniałaś fakt, że starannie przygotowali wam miejsce do spania, nawet jeżeli była to tylko mata w salonie.
Sporo czasu rozmawiałyście, w miarę cicho, żeby nie przeszkadzać chłopakom. Koło północy położyłyście się spać, jednak twoje oczy nie kwapiły się zbytnio zamknięciem. Byłaś zbyt podekscytowana tym wszystkim. Z ciężkim westchnieniem wstałaś z pościeli i poszłaś do toalety. Niestety, ta była zajęta, więc oparłaś się o przeciwległą ścianę i cierpliwie czekałaś. Po upływie kilkunastu minut chciałaś już zapukać do drzwi, kiedy te nagle się otworzyły. Momentalnie zaschło ci w ustach.
Gapiłaś się jak głupia na Jackson’a, który wyszedł z pomieszczenia w samych tylko krótkich spodenkach. Przełknęłaś z ledwością, starając się nie patrzeć na jego brzuch, który dzięki światłu z łazienki był w miarę dobrze widoczny. Był rozczochrany i chyba nie za bardzo wiedział, co się właściwie działo. Dopiero po kilkunastu sekundach przypomniał sobie o tymczasowych współlokatorkach. Uśmiechnął się szeroko i nie kwapiąc się swoim stanem, podszedł do ciebie i oparł rękę tuż obok twojej głowy. Serce zaczęło ci bić jak szalone.
- Dobry wieczór, pani- mruknął. Zamrugałaś. Zastygłaś w bezruchu, nie wiedząc co robić.- Jak się spało?- zapytał i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- D… Dopiero się położyłyśmy…- wydukałaś.
- Pewnie byłyście zbyt poruszone, tym co się stało, żeby zasnąć, co?- udał, że się zastanawia. Nie odpowiedziałaś. Twój wzrok, całkowicie wbrew twojej woli, powędrował w dół na klatkę piersiową chłopaka. Trzeba było przyznać, że było czym sycić oczy.  Wiedziałaś, że to zauważył, bo zachichotał cicho i udał nagle zawstydzonego. Przesłonił się rękami i spojrzał na ciebie z udawanym niedowierzaniem.- No wiesz co?- zapytał oburzony.- Tego bym się po tobie nie spodziewał- pokręcił zdegustowany głową. Zrobił to z tak poważną miną, iż uwierzyłaś, że naprawdę się wkurzył.
- Nie… Ja tylko…- spróbowałaś się wytłumaczyć, jednak chłopak zbliżył się do ciebie ze złowróżbnym wyrazem twarzy. Wstrzymałaś oddech, kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko twojej. Oboje zamarliście. Ty z przerażenia, on z… rozbawienia. Parsknął po chwili śmiechem, poczochrał ci włosy i cmoknął żartobliwie w policzek. Rozwarłaś szeroko powieki.
Nie zdążyłaś nawet zareagować, kiedy Jackson porwał cię go góry, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł do salonu. Chciałaś krzyknąć z zaskoczenia, ale nim zdążyłaś to zrobić, chłopak posadził cię delikatnie na macie. Jeszcze raz posłał ci rozbawiony uśmiech i powiedział:
- Dobranoc, pani- rzucił na odchodnym i wrócił do swojego pokoju.
- ______, co to było?- usłyszałaś zdumiony szept JayJay. Po chwili zastanowienia odpowiedziałaś szczerze:
- Nie wiem…- zapomniałaś nawet o tym, że bardzo chciało ci się korzystać z toalety…