Zewsząd dochodził
potworny smród. Wszystko wokół pokryte było obrzydliwym osadem, a po podłodze
spływała szarobrązowa ciecz, porywająca ze sobą to, co napotkała na swej
drodze. Zakaszlałaś, niemal wypluwając płuca. Odruchy wymiotne powodowały, że omal
nie zwróciłaś resztek śniadania. Ranek nie zapowiadał nadejścia armagedonu.
Człowiek nie spodziewa się, że spotka go coś złego, dopóki nieszczęście rzeczywiście
go nie dosięgnie.
To miały być wasze wymarzone wakacje. Wygrałyście z
przyjaciółkami konkurs. Na dwa miesiące miałyście wyjechać do Korei i przeżyć
najlepszą przygodę życia. Niestety, los zdecydował, że będziecie musiały
walczyć o zdrowie psychiczne, a nawet o życie, ponieważ ta durna katastrofa
rozniosła się po całym domu i nie szczędziła wam szkód. Z trudem podniosłaś się
z klęczek. Poślizgnęłaś się na brudnej podłodze. Na szczęście udało ci się
złapać w ostatniej chwili równowagę. Odetchnęłaś głęboko, żałując od razu,
ponieważ straszny zapach prawie wywołał u ciebie wymioty.
- Przynieście coś, zanim to cholerstwo dotrze do salonu!-
krzyknęłaś, szukając wzrokiem przyjaciółek. Salon był jedynym miejscem wolnym
od zarazy i nie zamierzałyście dopuść jej do waszego azylu. Nagle do twoich
uszu dotarł krzyk- mieszanina strachu i obrzydzenia. Usłyszałaś huk, plusk i
przekleństwo.
- Chyba wdepnęłam w gówno!- pisnęła twoja przyjaciółka i
doczłapała się do salonu ze szmatami.
- Powinnaś się cieszyć, że to prawdopodobnie sprawka
Diego- mruknęłaś. Złoty labrador siedział aktualnie pod oszklonymi drzwiami
tarasu i skomlał, prosząc o wpuszczenie do domu. W obecnej sytuacji brakowało
wam tylko wielkich czterech łap, rozchalpujących wszędzie brud.
- Miało mnie to pocieszyć?- warknęła Mina, oglądając z
obrzydzeniem swoje zniszczone ubranie.
- Jego gówienko nie wypłynęło przynajmniej ze ścieków,
jak wszystko dookoła- stwierdziłaś kpiąco i omiotłaś wzrokiem wnętrze domu.
Wybiła wam kanalizacja. Powódź rozpoczęła się od łazienki
i spływała korytarzem, schodami, a nawet sufitem. Wszystko oprócz salonu zalane
było śmierdzącymi ściekami. Postanowiłyście zamknąć drzwi i zatkać szparę
miedzy drewnem, a podłogą szmatami. Miałyście nadzieję, że chociaż w małym
stopniu ochronicie jedyne czyste pomieszczenie, zanim przyjadą hydraulicy.
- To miały być najlepsze dwa miesiące mojego życia-
jęknęła JayJay.- Niesamowita podróż…
- GOT7…- dopowiedziała Mina ze zrezygnowanym wyrazem
twarzy.
- Przygoda…
- GOT7…
- Azja…
` - GOT7…
- Przystojni Azjaci…
- GOT7!- stwierdziła cierpiętniczo Mina i z żalem wyjrzała
przez okno. Wasza wygrana zawierała w pakiecie w sumie dwa i pół tygodnia
spędzone w towarzystwie młodego zespołu. Miało być tak odjazdowo. Siedemnaście
dni patrzenia na waszych bisaów,
ślinienia się na ich widok i co najważniejsze, poznawania ich osobiście.
- Zamiast tego walam się w śmierdzącym szlamie!-
krzyknęła JayJay, opadła na kolana i rozpłakała się jak dziecko. Westchnęłaś
ciężko. Od trzech godzin radziłyście sobie z małą, ściekową apokalipsą, a
jedynym wsparciem zaoferowanym przez ekipę konkursu, była obietnica rychłej
pomocy. Taa… Pomocy, która nadejść miała godzinę temu.
Rzuciłaś brudną szmatę na podłogę, nie przejmując się, że
niezidentyfikowany obiekt plusnął ci w twarz. I tak już śmierdziałaś, ufajdana
byłaś Bóg wie czym i jedynym, o czym marzyłaś była ucieczka z tego cholernego
pobojowiska. Wstałaś, chwyciłaś kosmetyczkę, zabezpieczone w reklamówce
ubrania- zdążyłyście uchronić swoje rzeczy przed „śmiercią” wydobywającą się z
rur- i skierowałaś się w stronę wyjścia.
- ______, dokąd idziesz?- zapytała zdezorientowana Mina.
- Wykąpać się- mruknęłaś w odpowiedzi.
- Ale przecież…- JayJay machnęła ręką w stronę schodów,
wskazując spływający po nich brud. Zmarszczyła brwi.
- Nie wejdę tam nawet, jeżeli zależeć będzie od tego moje
życie- spojrzałaś na przyjaciółki, jak na idiotki.- Wiem, że to nieekologiczne
podejście, ale na szczęście mamy tu jezioro- przypomniałaś im i wyszłaś na dwór.
Dobrze, że w tutejszym zbiorniku nie pływały żadne ryby. Inaczej od razu
zeszłyby z tego świata, przez skażenie biologiczne, jakim byłaś…
- Ciekawe, jakie one są…- mruknął Jackson i spróbował
wyobrazić sobie, jak wyglądałyście. Całe szczęście, nie widział was w obecnym
stanie.
- Czy to ważne?- JB wzruszył ramionami.- Ważne, żeby
dobrze się z nami bawiły- stwierdził.
- O tak, na pewno będą- Jackson uśmiechnął się kapryśnie,
a w jego oczach zatańczyły psotne iskierki. Zawsze miał najśmieszniejsze
pomysły z całego zespołu i widać, wpadł już na pomysł, jak umilić wam
najbliższe dni.
- Właśnie, menadżer mówił może, kiedy się z nimi
spotkamy?- Jr. upił łyk wody.
- Chyba niezbyt szybko- wspomniany moment wcześniej
mężczyzna wszedł na salę.
- Czemu?- Jackson zmarszczył brwi.
- Przydarzyło im się drobne nieszczęście i raczej nie są
w stanie uczestniczyć teraz w programie- wyjaśnił. Miał wzgląd na to, że wasze
samopoczucie, jak i poczucie wartości i przede wszystkim czystości było obecnie
na żałośnie niskim poziomie.
- Chyba nie stało im się nic złego?- JB zapytał szczerze
zaniepokojony.
- Nie, ależ skąd… Po prostu… Nie są w odpowiednim
nastroju na zabawy.
- Jak mogą nie chcieć się z nami bawić?- Jackson pokręcił
głową. Jego ton był w połowie poważny, a w połowie żartobliwy.
- W domu, w którym mieszkają pojawiły się drobne problemy techniczne- drobne… delikatny eufemizm.- Raczej nie
chciałyby, abyście oglądali je w stanie, w jakim obecnie się znalazły.
- Chyba nie za bardzo rozumiem…
- Zawiodła kanalizacja i cały dom prezentuje sobą obraz,
jak po krwawej bitwie- członkowie zespołu dopiero po chwili zrozumieli, co miał
na myśli ich menadżer.
- Może potrzebują pomocy?- zaoferował Mark, spoglądając
porozumiewająco na resztę.
- Nie sądzę, żeby…- Jacskon nie dał dokończyć menadżerowi
zdania.
- Powinniśmy jechać sprawdzić, czy na pewno nic im się
nie stało- stwierdził. Mając wzgląd na to, że nie zdążył was poznać, wykazał
się prawdziwym „heroizmem”. Ciekawe tylko, czy zdawał sobie sprawę z tego, na
co się porwał…
- Nie była to może kąpiel godna królowej, ale każda dobra
w obecnej sytuacji- stwierdziłaś i wykręciłaś mokre włosy. Przyjaciółki
przytaknęły ci z lekkimi uśmiechami. Woda w jeziorze może i była nieprzyjemnie
chłodna, ale biorąc pod uwagę to, że do cywilizowanej łazienki nie miałyście na
razie dostępu, naturalny zbiornik okazał się prawdziwym darem niebios. I
prawdziwym wyzwaniem. Nigdy bowiem nie myłaś włosów w ubraniu i nigdy nie
płukałaś ich nurkując. To się nazywa szkoła przetrwania. No, ale chyba
zaliczyłyście test, skoro nie śmierdziałyście i nie byłyście utytłane nie wiadomo
czym?
Odetchnęłaś głęboko wilgotnym powietrzem, nie przesyconym
szkodliwymi oparami.
- Gorsza od tego wszystkiego była chyba tylko nasza druga
wycieczka klasowa- stwierdziła JayJay, wycierając włosy w ręcznik. Prowadzący
was wtedy przewodnik doprowadził was do ślepego celu, którym okazało się błoto.
Pamiętałaś, jak dziś moment, w którym okazało się, że Mina ugrzęzła w mokrej
ciapie aż po uda.
- Błoto tak nie śmierdzi- powiedziała Mina obojętnym
głosem.
- Ale byłaś wtedy bardziej utytłana.
- Ale dostałam przynajmniej odszkodowanie.
- Co fakt, to fakt- JayJay przyznała jej w końcu rację.
Sądząc po luźnej pogawędce miedzy nimi, przeszła im złość. Przynajmniej do
momentu, w którym nie musiałyście wracać znów do budynku za wami. Westchnęłaś ciężko.
Dopóki ktoś by się z wami nie skontaktował, raczej nie miałyście co liczyć na
ciepły i co najważniejsze, czysty kąt. Hydraulicy może i zajęli się już
problemem, ale czekała ich kilkugodzinna praca.
- To jak, dziewczyny? Noc pod gwiazdami?- poruszyłaś
zabawnie brwiami.
- To chyba nie będzie konieczne- usłyszałyście męski
głos. Spojrzałyście zaskoczone na przybysza. Okazał się nim menadżer GOT7.
Miałyście już okazje poznać go osobiście. Z pozoru miły facet.
- Annyonghaseyo- skłoniłyście się lekko.
- Widzę, że problem w miarę opanowany?- zapytał
mężczyzna.
- Chyba raczej nie- zmarszczyłaś nos, przypominając sobie
sytuację przedstawiającą się w domu. W twojej głowie zaczęła wzrastać irytacja.
Facet obiecał wam pomoc kilka godzin temu, a do tej pory nie kwapił się nawet,
żeby wykonać jeden, krótki telefon.
- Bardzo was przepraszam za to, co się stało- jego ton
był naprawdę szczerze ubolewający, jednak mimo to, twoja złość wciąż wrastała.
- Co mamy teraz zrobić?- zapytała Mina napiętym głosem.
- Wydaje mi się, że wymyśliliśmy rozwiązanie obecnej
sytuacji. Jeżeli oczywiście zgodzicie się ze mną pojechać.
- Gdzie dokładnie?- zapytałaś.
- Do miasta- odpowiedział zwyczajnie mężczyzna.
- To znaczy?
- Do hotelu- nieco zdawkowa odpowiedź wydała ci się
podejrzana. Mimo tego, twoje przyjaciółki były tak zmęczone i spragnione
cywilizowanej ubikacji, że zgodziły się bez najmniejszej zwłoki. Dałaś im się
wciągnąć do dużego samochodu i nie miałaś nawet szansy, aby zastanowić się
dokładnie, co menadżer miał na myśli, mówiąc wymyśliliśmy. Nie przeszło ci nawet przez myśl, że wcale nie miał
na myśli ekipy organizującej cały program…
- Może te wakacje nie będą wcale takie złe…- mruknęła
Mina z rozleniwionym uśmiechem na twarzy. Kiedy wyszła z łazienki, obłoki pary
wydostały się z pomieszczenia, ogrzewając twoją twarz.
Zdmuchnęłaś
sobie grzywkę z twarzy i stwierdziłaś, że albo śnisz, albo utopiłaś się w ściekach i Bóg wynagradzał ci cierpienie. Menadżer
GOT7 wcale nie zabrał was do hotelu, jak powiedział. Załatwił wam pobyt na
swoistego rodzaju polach elizejskich. Byłaś tak podekscytowana, że wciąż ciężko
było ci uwierzyć, że najbliższe kilka nocy miałaś spędzić w mieszkaniu GOT7. OMG!
-
Taki urlop to ja rozumiem- JayJay się zaśmiała i opadła na ciemną kanapę. Sama
starałaś się hamować i nie panoszyć się za bardzo. Nie byłaś u siebie, a już
tym bardziej nie chciałaś narazić się na niechęć ze strony osób, które wręcz
uwielbiałaś. Póki co, pozwoliłaś sobie jedynie na skorzystanie z prysznica.
Ciepła woda ukoiła nieco twoje nerwy i zmyła resztki brudu z ciała.
-
Szkoda tylko, że twoje ulubione dresy poszły do wyrzucenia- Mina usiadła koło
JayJay i spojrzała na ciebie z lekkim smutkiem. Niestety, twoje spodnie i
kotełkowa bluza nie nadawały się już do noszenia, ale byłaś zdania, że pobyt w takim miejscu wart był każdego
poświęcenia. Wzruszyłaś ramionami.
-
Jakoś to przeboleję- stwierdziłaś. Nagle do twoich uszu dobiegł dźwięk
otwierania drzwi. Wstrzymałyście oddechy. Jednak zamiast ujrzeć twarz któregoś
z członków zespołu, usłyszałyście odgłos pazurów uderzających o parkiet. Nie
zdążyłaś zareagować, kiedy Diego wskoczył na ciebie i powalił cię na ziemię.
Zaczęłaś chichotać.- Widzę, że ty również się odświeżyłeś- stwierdziłaś
żartobliwie i pogłaskałaś psa po złotym łbie. Nim się spostrzegłaś, ktoś
uwolnił cię spod ciężaru zwierzęcia. Zamrugałaś zdzwiona, widząc nad sobą
uśmiechającą się twarz Jacksona.
-
Witam panie- skłonił się kurtuazyjnie. Zamurowało was. Nie wiedziałyście jak
zareagować. Zamrugałaś znów, kiedy chłopak bezceremonialnie postawił cię na
nogi.
-
Dzień… Dzień dobry- powiedział niepewnie, próbując powstrzymać nerwowy chichot.
Twoje przyjaciółki zawtórowały ci i pozostały równie ciche, jak ty.
-
Mam nadzieję, że wszystko z wami w porządku?- JB uśmiechnął pokrzepiająco.
Przytaknęłaś, jak robot. Such awkward
situation…
Patrzyłaś
zdumiona, jak każdy z członków GOT7 podchodzi do was i wita się z wami, tylko
po to, żeby rzucić się na pomoc Minie, która zemdlała, kiedy Jackson uprzejmie
ją uściskał…
Kiedy
już pozbieraliście Minę z podłogi, czas upłynął wam raczej banalnie. Nie tego
się spodziewałaś po spotkaniu ze znanym zespołem. Musiałaś przyznać, że byłaś
dość rozczarowana. Z jednej strony doskonale rozumiałaś, dlaczego „zabawa”(jeśli
tak można było nazwać zwykłą rozmowę) tak szybko się skończyła. GOT7 byli
zmęczeni i dosyć szybko zostawili was same sobie. Chyba nieco przeliczyłyście
się w waszych marzeniach. Mimo to, doceniałaś fakt, że starannie przygotowali
wam miejsce do spania, nawet jeżeli była to tylko mata w salonie.
Sporo
czasu rozmawiałyście, w miarę cicho, żeby nie przeszkadzać chłopakom. Koło
północy położyłyście się spać, jednak twoje oczy nie kwapiły się zbytnio
zamknięciem. Byłaś zbyt podekscytowana tym wszystkim. Z ciężkim westchnieniem
wstałaś z pościeli i poszłaś do toalety. Niestety, ta była zajęta, więc oparłaś
się o przeciwległą ścianę i cierpliwie czekałaś. Po upływie kilkunastu minut
chciałaś już zapukać do drzwi, kiedy te nagle się otworzyły. Momentalnie
zaschło ci w ustach.
Gapiłaś
się jak głupia na Jackson’a, który wyszedł z pomieszczenia w samych tylko
krótkich spodenkach. Przełknęłaś z ledwością, starając się nie patrzeć na jego
brzuch, który dzięki światłu z łazienki był w miarę dobrze widoczny. Był
rozczochrany i chyba nie za bardzo wiedział, co się właściwie działo. Dopiero
po kilkunastu sekundach przypomniał sobie o tymczasowych współlokatorkach.
Uśmiechnął się szeroko i nie kwapiąc się swoim
stanem, podszedł do ciebie i oparł rękę tuż obok twojej głowy. Serce
zaczęło ci bić jak szalone.
-
Dobry wieczór, pani- mruknął. Zamrugałaś. Zastygłaś w bezruchu, nie wiedząc co
robić.- Jak się spało?- zapytał i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-
D… Dopiero się położyłyśmy…- wydukałaś.
-
Pewnie byłyście zbyt poruszone, tym co się stało, żeby zasnąć, co?- udał, że
się zastanawia. Nie odpowiedziałaś. Twój wzrok, całkowicie wbrew twojej woli,
powędrował w dół na klatkę piersiową chłopaka. Trzeba było przyznać, że było
czym sycić oczy. Wiedziałaś, że to
zauważył, bo zachichotał cicho i udał nagle zawstydzonego. Przesłonił się
rękami i spojrzał na ciebie z udawanym niedowierzaniem.- No wiesz co?- zapytał
oburzony.- Tego bym się po tobie nie spodziewał- pokręcił zdegustowany głową.
Zrobił to z tak poważną miną, iż uwierzyłaś, że naprawdę się wkurzył.
-
Nie… Ja tylko…- spróbowałaś się wytłumaczyć, jednak chłopak zbliżył się do ciebie
ze złowróżbnym wyrazem twarzy. Wstrzymałaś oddech, kiedy jego twarz znalazła
się niebezpiecznie blisko twojej. Oboje zamarliście. Ty z przerażenia, on z…
rozbawienia. Parsknął po chwili śmiechem, poczochrał ci włosy i cmoknął
żartobliwie w policzek. Rozwarłaś szeroko powieki.
Nie
zdążyłaś nawet zareagować, kiedy Jackson porwał cię go góry, przerzucił sobie
przez ramię i zaniósł do salonu. Chciałaś krzyknąć z zaskoczenia, ale nim
zdążyłaś to zrobić, chłopak posadził cię delikatnie na macie. Jeszcze raz posłał
ci rozbawiony uśmiech i powiedział:
-
Dobranoc, pani- rzucił na odchodnym i wrócił do swojego pokoju.
-
______, co to było?- usłyszałaś zdumiony szept JayJay. Po chwili zastanowienia
odpowiedziałaś szczerze:
-
Nie wiem…- zapomniałaś nawet o tym, że bardzo chciało ci się korzystać z
toalety…
Jest może cz 2 tego ???
OdpowiedzUsuń