niedziela, 9 listopada 2014

Literacki debiut.xD- Jackson-GOT7- Untittled

             Zewsząd dochodził potworny smród. Wszystko wokół pokryte było obrzydliwym osadem, a po podłodze spływała szarobrązowa ciecz, porywająca ze sobą to, co napotkała na swej drodze. Zakaszlałaś, niemal wypluwając płuca. Odruchy wymiotne powodowały, że omal nie zwróciłaś resztek śniadania. Ranek nie zapowiadał nadejścia armagedonu. Człowiek nie spodziewa się, że spotka go coś złego, dopóki nieszczęście rzeczywiście go nie dosięgnie.
            To miały być wasze wymarzone wakacje. Wygrałyście z przyjaciółkami konkurs. Na dwa miesiące miałyście wyjechać do Korei i przeżyć najlepszą przygodę życia. Niestety, los zdecydował, że będziecie musiały walczyć o zdrowie psychiczne, a nawet o życie, ponieważ ta durna katastrofa rozniosła się po całym domu i nie szczędziła wam szkód. Z trudem podniosłaś się z klęczek. Poślizgnęłaś się na brudnej podłodze. Na szczęście udało ci się złapać w ostatniej chwili równowagę. Odetchnęłaś głęboko, żałując od razu, ponieważ straszny zapach prawie wywołał u ciebie wymioty.
            - Przynieście coś, zanim to cholerstwo dotrze do salonu!- krzyknęłaś, szukając wzrokiem przyjaciółek. Salon był jedynym miejscem wolnym od zarazy i nie zamierzałyście dopuść jej do waszego azylu. Nagle do twoich uszu dotarł krzyk- mieszanina strachu i obrzydzenia. Usłyszałaś huk, plusk i przekleństwo.
            - Chyba wdepnęłam w gówno!- pisnęła twoja przyjaciółka i doczłapała się do salonu ze szmatami.
            - Powinnaś się cieszyć, że to prawdopodobnie sprawka Diego- mruknęłaś. Złoty labrador siedział aktualnie pod oszklonymi drzwiami tarasu i skomlał, prosząc o wpuszczenie do domu. W obecnej sytuacji brakowało wam tylko wielkich czterech łap, rozchalpujących wszędzie brud.
            - Miało mnie to pocieszyć?- warknęła Mina, oglądając z obrzydzeniem swoje zniszczone ubranie.
            - Jego gówienko nie wypłynęło przynajmniej ze ścieków, jak wszystko dookoła- stwierdziłaś kpiąco i omiotłaś wzrokiem wnętrze domu.
            Wybiła wam kanalizacja. Powódź rozpoczęła się od łazienki i spływała korytarzem, schodami, a nawet sufitem. Wszystko oprócz salonu zalane było śmierdzącymi ściekami. Postanowiłyście zamknąć drzwi i zatkać szparę miedzy drewnem, a podłogą szmatami. Miałyście nadzieję, że chociaż w małym stopniu ochronicie jedyne czyste pomieszczenie, zanim przyjadą hydraulicy.
            - To miały być najlepsze dwa miesiące mojego życia- jęknęła JayJay.- Niesamowita podróż…
            - GOT7…- dopowiedziała Mina ze zrezygnowanym wyrazem twarzy.
            - Przygoda…
            - GOT7…
            - Azja…
`           - GOT7…
            - Przystojni Azjaci…
            - GOT7!- stwierdziła cierpiętniczo Mina i z żalem wyjrzała przez okno. Wasza wygrana zawierała w pakiecie w sumie dwa i pół tygodnia spędzone w towarzystwie młodego zespołu. Miało być tak odjazdowo. Siedemnaście dni patrzenia na waszych bisaów, ślinienia się na ich widok i co najważniejsze, poznawania ich osobiście.
            - Zamiast tego walam się w śmierdzącym szlamie!- krzyknęła JayJay, opadła na kolana i rozpłakała się jak dziecko. Westchnęłaś ciężko. Od trzech godzin radziłyście sobie z małą, ściekową apokalipsą, a jedynym wsparciem zaoferowanym przez ekipę konkursu, była obietnica rychłej pomocy. Taa… Pomocy, która nadejść miała godzinę temu.
            Rzuciłaś brudną szmatę na podłogę, nie przejmując się, że niezidentyfikowany obiekt plusnął ci w twarz. I tak już śmierdziałaś, ufajdana byłaś Bóg wie czym i jedynym, o czym marzyłaś była ucieczka z tego cholernego pobojowiska. Wstałaś, chwyciłaś kosmetyczkę, zabezpieczone w reklamówce ubrania- zdążyłyście uchronić swoje rzeczy przed „śmiercią” wydobywającą się z rur- i skierowałaś się w stronę wyjścia.
            - ______, dokąd idziesz?- zapytała zdezorientowana Mina.
            - Wykąpać się- mruknęłaś w odpowiedzi.
            - Ale przecież…- JayJay machnęła ręką w stronę schodów, wskazując spływający po nich brud. Zmarszczyła brwi.
            - Nie wejdę tam nawet, jeżeli zależeć będzie od tego moje życie- spojrzałaś na przyjaciółki, jak na idiotki.- Wiem, że to nieekologiczne podejście, ale na szczęście mamy tu jezioro- przypomniałaś im i wyszłaś na dwór. Dobrze, że w tutejszym zbiorniku nie pływały żadne ryby. Inaczej od razu zeszłyby z tego świata, przez skażenie biologiczne, jakim byłaś…


            - Ciekawe, jakie one są…- mruknął Jackson i spróbował wyobrazić sobie, jak wyglądałyście. Całe szczęście, nie widział was w obecnym stanie.
            - Czy to ważne?- JB wzruszył ramionami.- Ważne, żeby dobrze się z nami bawiły- stwierdził.
            - O tak, na pewno będą- Jackson uśmiechnął się kapryśnie, a w jego oczach zatańczyły psotne iskierki. Zawsze miał najśmieszniejsze pomysły z całego zespołu i widać, wpadł już na pomysł, jak umilić wam najbliższe dni.
            - Właśnie, menadżer mówił może, kiedy się z nimi spotkamy?- Jr. upił łyk wody.
            - Chyba niezbyt szybko- wspomniany moment wcześniej mężczyzna wszedł na salę.
            - Czemu?- Jackson zmarszczył brwi.
            - Przydarzyło im się drobne nieszczęście i raczej nie są w stanie uczestniczyć teraz w programie- wyjaśnił. Miał wzgląd na to, że wasze samopoczucie, jak i poczucie wartości i przede wszystkim czystości było obecnie na żałośnie niskim poziomie.
            - Chyba nie stało im się nic złego?- JB zapytał szczerze zaniepokojony.
            - Nie, ależ skąd… Po prostu… Nie są w odpowiednim nastroju na zabawy.
            - Jak mogą nie chcieć się z nami bawić?- Jackson pokręcił głową. Jego ton był w połowie poważny, a w połowie żartobliwy.
            - W domu, w którym mieszkają pojawiły się drobne problemy techniczne- drobne… delikatny eufemizm.- Raczej nie chciałyby, abyście oglądali je w stanie, w jakim obecnie się znalazły.
            - Chyba nie za bardzo rozumiem…
            - Zawiodła kanalizacja i cały dom prezentuje sobą obraz, jak po krwawej bitwie- członkowie zespołu dopiero po chwili zrozumieli, co miał na myśli ich menadżer.
            - Może potrzebują pomocy?- zaoferował Mark, spoglądając porozumiewająco na resztę.
            - Nie sądzę, żeby…- Jacskon nie dał dokończyć menadżerowi zdania.
            - Powinniśmy jechać sprawdzić, czy na pewno nic im się nie stało- stwierdził. Mając wzgląd na to, że nie zdążył was poznać, wykazał się prawdziwym „heroizmem”. Ciekawe tylko, czy zdawał sobie sprawę z tego, na co się porwał…


            - Nie była to może kąpiel godna królowej, ale każda dobra w obecnej sytuacji- stwierdziłaś i wykręciłaś mokre włosy. Przyjaciółki przytaknęły ci z lekkimi uśmiechami. Woda w jeziorze może i była nieprzyjemnie chłodna, ale biorąc pod uwagę to, że do cywilizowanej łazienki nie miałyście na razie dostępu, naturalny zbiornik okazał się prawdziwym darem niebios. I prawdziwym wyzwaniem. Nigdy bowiem nie myłaś włosów w ubraniu i nigdy nie płukałaś ich nurkując. To się nazywa szkoła przetrwania. No, ale chyba zaliczyłyście test, skoro nie śmierdziałyście i nie byłyście utytłane nie wiadomo czym?
            Odetchnęłaś głęboko wilgotnym powietrzem, nie przesyconym szkodliwymi oparami.
            - Gorsza od tego wszystkiego była chyba tylko nasza druga wycieczka klasowa- stwierdziła JayJay, wycierając włosy w ręcznik. Prowadzący was wtedy przewodnik doprowadził was do ślepego celu, którym okazało się błoto. Pamiętałaś, jak dziś moment, w którym okazało się, że Mina ugrzęzła w mokrej ciapie aż po uda.
            - Błoto tak nie śmierdzi- powiedziała Mina obojętnym głosem.
            - Ale byłaś wtedy bardziej utytłana.
            - Ale dostałam przynajmniej odszkodowanie.
            - Co fakt, to fakt- JayJay przyznała jej w końcu rację. Sądząc po luźnej pogawędce miedzy nimi, przeszła im złość. Przynajmniej do momentu, w którym nie musiałyście wracać znów do budynku za wami. Westchnęłaś ciężko. Dopóki ktoś by się z wami nie skontaktował, raczej nie miałyście co liczyć na ciepły i co najważniejsze, czysty kąt. Hydraulicy może i zajęli się już problemem, ale czekała ich kilkugodzinna praca.
            - To jak, dziewczyny? Noc pod gwiazdami?- poruszyłaś zabawnie brwiami.
            - To chyba nie będzie konieczne- usłyszałyście męski głos. Spojrzałyście zaskoczone na przybysza. Okazał się nim menadżer GOT7. Miałyście już okazje poznać go osobiście. Z pozoru miły facet.
            - Annyonghaseyo- skłoniłyście się lekko.
            - Widzę, że problem w miarę opanowany?- zapytał mężczyzna.
            - Chyba raczej nie- zmarszczyłaś nos, przypominając sobie sytuację przedstawiającą się w domu. W twojej głowie zaczęła wzrastać irytacja. Facet obiecał wam pomoc kilka godzin temu, a do tej pory nie kwapił się nawet, żeby wykonać jeden, krótki telefon.
            - Bardzo was przepraszam za to, co się stało- jego ton był naprawdę szczerze ubolewający, jednak mimo to, twoja złość wciąż wrastała.
            - Co mamy teraz zrobić?- zapytała Mina napiętym głosem.
            - Wydaje mi się, że wymyśliliśmy rozwiązanie obecnej sytuacji. Jeżeli oczywiście zgodzicie się ze mną pojechać.
            - Gdzie dokładnie?- zapytałaś.
            - Do miasta- odpowiedział zwyczajnie mężczyzna.
            - To znaczy?
            - Do hotelu- nieco zdawkowa odpowiedź wydała ci się podejrzana. Mimo tego, twoje przyjaciółki były tak zmęczone i spragnione cywilizowanej ubikacji, że zgodziły się bez najmniejszej zwłoki. Dałaś im się wciągnąć do dużego samochodu i nie miałaś nawet szansy, aby zastanowić się dokładnie, co menadżer miał na myśli, mówiąc wymyśliliśmy. Nie przeszło ci nawet przez myśl, że wcale nie miał na myśli ekipy organizującej cały program…


            - Może te wakacje nie będą wcale takie złe…- mruknęła Mina z rozleniwionym uśmiechem na twarzy. Kiedy wyszła z łazienki, obłoki pary wydostały się z pomieszczenia, ogrzewając twoją twarz.
Zdmuchnęłaś sobie grzywkę z twarzy i stwierdziłaś, że albo śnisz, albo utopiłaś się  w ściekach i Bóg wynagradzał ci cierpienie. Menadżer GOT7 wcale nie zabrał was do hotelu, jak powiedział. Załatwił wam pobyt na swoistego rodzaju polach elizejskich. Byłaś tak podekscytowana, że wciąż ciężko było ci uwierzyć, że najbliższe kilka nocy miałaś spędzić w mieszkaniu GOT7. OMG!
- Taki urlop to ja rozumiem- JayJay się zaśmiała i opadła na ciemną kanapę. Sama starałaś się hamować i nie panoszyć się za bardzo. Nie byłaś u siebie, a już tym bardziej nie chciałaś narazić się na niechęć ze strony osób, które wręcz uwielbiałaś. Póki co, pozwoliłaś sobie jedynie na skorzystanie z prysznica. Ciepła woda ukoiła nieco twoje nerwy i zmyła resztki brudu z ciała.
- Szkoda tylko, że twoje ulubione dresy poszły do wyrzucenia- Mina usiadła koło JayJay i spojrzała na ciebie z lekkim smutkiem. Niestety, twoje spodnie i kotełkowa bluza nie nadawały się już do noszenia, ale byłaś zdania, że pobyt w takim miejscu wart był każdego poświęcenia. Wzruszyłaś ramionami.
- Jakoś to przeboleję- stwierdziłaś. Nagle do twoich uszu dobiegł dźwięk otwierania drzwi. Wstrzymałyście oddechy. Jednak zamiast ujrzeć twarz któregoś z członków zespołu, usłyszałyście odgłos pazurów uderzających o parkiet. Nie zdążyłaś zareagować, kiedy Diego wskoczył na ciebie i powalił cię na ziemię. Zaczęłaś chichotać.- Widzę, że ty również się odświeżyłeś- stwierdziłaś żartobliwie i pogłaskałaś psa po złotym łbie. Nim się spostrzegłaś, ktoś uwolnił cię spod ciężaru zwierzęcia. Zamrugałaś zdzwiona, widząc nad sobą uśmiechającą się twarz Jacksona.
- Witam panie- skłonił się kurtuazyjnie. Zamurowało was. Nie wiedziałyście jak zareagować. Zamrugałaś znów, kiedy chłopak bezceremonialnie postawił cię na nogi.
- Dzień… Dzień dobry- powiedział niepewnie, próbując powstrzymać nerwowy chichot. Twoje przyjaciółki zawtórowały ci i pozostały równie ciche, jak ty.
- Mam nadzieję, że wszystko z wami w porządku?- JB uśmiechnął pokrzepiająco. Przytaknęłaś, jak robot. Such awkward situation
Patrzyłaś zdumiona, jak każdy z członków GOT7 podchodzi do was i wita się z wami, tylko po to, żeby rzucić się na pomoc Minie, która zemdlała, kiedy Jackson uprzejmie ją uściskał…


Kiedy już pozbieraliście Minę z podłogi, czas upłynął wam raczej banalnie. Nie tego się spodziewałaś po spotkaniu ze znanym zespołem. Musiałaś przyznać, że byłaś dość rozczarowana. Z jednej strony doskonale rozumiałaś, dlaczego „zabawa”(jeśli tak można było nazwać zwykłą rozmowę) tak szybko się skończyła. GOT7 byli zmęczeni i dosyć szybko zostawili was same sobie. Chyba nieco przeliczyłyście się w waszych marzeniach. Mimo to, doceniałaś fakt, że starannie przygotowali wam miejsce do spania, nawet jeżeli była to tylko mata w salonie.
Sporo czasu rozmawiałyście, w miarę cicho, żeby nie przeszkadzać chłopakom. Koło północy położyłyście się spać, jednak twoje oczy nie kwapiły się zbytnio zamknięciem. Byłaś zbyt podekscytowana tym wszystkim. Z ciężkim westchnieniem wstałaś z pościeli i poszłaś do toalety. Niestety, ta była zajęta, więc oparłaś się o przeciwległą ścianę i cierpliwie czekałaś. Po upływie kilkunastu minut chciałaś już zapukać do drzwi, kiedy te nagle się otworzyły. Momentalnie zaschło ci w ustach.
Gapiłaś się jak głupia na Jackson’a, który wyszedł z pomieszczenia w samych tylko krótkich spodenkach. Przełknęłaś z ledwością, starając się nie patrzeć na jego brzuch, który dzięki światłu z łazienki był w miarę dobrze widoczny. Był rozczochrany i chyba nie za bardzo wiedział, co się właściwie działo. Dopiero po kilkunastu sekundach przypomniał sobie o tymczasowych współlokatorkach. Uśmiechnął się szeroko i nie kwapiąc się swoim stanem, podszedł do ciebie i oparł rękę tuż obok twojej głowy. Serce zaczęło ci bić jak szalone.
- Dobry wieczór, pani- mruknął. Zamrugałaś. Zastygłaś w bezruchu, nie wiedząc co robić.- Jak się spało?- zapytał i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- D… Dopiero się położyłyśmy…- wydukałaś.
- Pewnie byłyście zbyt poruszone, tym co się stało, żeby zasnąć, co?- udał, że się zastanawia. Nie odpowiedziałaś. Twój wzrok, całkowicie wbrew twojej woli, powędrował w dół na klatkę piersiową chłopaka. Trzeba było przyznać, że było czym sycić oczy.  Wiedziałaś, że to zauważył, bo zachichotał cicho i udał nagle zawstydzonego. Przesłonił się rękami i spojrzał na ciebie z udawanym niedowierzaniem.- No wiesz co?- zapytał oburzony.- Tego bym się po tobie nie spodziewał- pokręcił zdegustowany głową. Zrobił to z tak poważną miną, iż uwierzyłaś, że naprawdę się wkurzył.
- Nie… Ja tylko…- spróbowałaś się wytłumaczyć, jednak chłopak zbliżył się do ciebie ze złowróżbnym wyrazem twarzy. Wstrzymałaś oddech, kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko twojej. Oboje zamarliście. Ty z przerażenia, on z… rozbawienia. Parsknął po chwili śmiechem, poczochrał ci włosy i cmoknął żartobliwie w policzek. Rozwarłaś szeroko powieki.
Nie zdążyłaś nawet zareagować, kiedy Jackson porwał cię go góry, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł do salonu. Chciałaś krzyknąć z zaskoczenia, ale nim zdążyłaś to zrobić, chłopak posadził cię delikatnie na macie. Jeszcze raz posłał ci rozbawiony uśmiech i powiedział:
- Dobranoc, pani- rzucił na odchodnym i wrócił do swojego pokoju.
- ______, co to było?- usłyszałaś zdumiony szept JayJay. Po chwili zastanowienia odpowiedziałaś szczerze:
- Nie wiem…- zapomniałaś nawet o tym, że bardzo chciało ci się korzystać z toalety…


1 komentarz: