- Nie nudzi cię to?- zapytał Jean zrzędliwym tonem. Siedzieli razem z Dianą na sporym bilbirdzie i przyglądali się piątej już próbie B.A.P.
- Jestem dziewczyną, do cholery. Patrzenie na przystojniaków nigdy nie będzie mnie nudzić- dziewczyna zmarszczyła zirytowana brwi i spojrzała na słuchającego rad choreografa Yongguk'a.
Westchnęła ciężko, kiedy francuz siedziący po jej lewej stronie dalej marudził o stracie czasu. Tylko, że oni mieli go właściwie nieskończenie wiele i Diana nie rozumiała, dlaczego anioł tak narzekał. Poza tym, sam chciał jej towarzyszyć. Jego obecność była dla niej nieco uciążliwa, ponieważ nie czuła się tak swobodnie jak kiedyś, ale Mścicielka nie pojawiła się ani razu, od kiedy B.A.P wrócili z nad morza. Biorąc pod uwagę fakt, że były to już trzy tygodnie, nastolatka naprawdę była wdzięczna mężczyźnie. Mimo iż, nie była pewna, czy to na pewno jego zasługa.
- Skoro tak bardzo ci się nudzi, to możesz sobie iść- mruknęła Diana i zmaterializowała się tuż nad sceną. Przysiadła na jedynym z zabezpieczeń i zamachała nogami jak mała dziewczynka.
Yongguk niemal od razu wyczuł jej obecność. Rozejrzał się dookoła, aż w końcu spostrzegł parę odzianych w ciemne rurki nóg. Uśmiechnął się lekko i tak, aby pozostali tego nie dostrzegli, pomachał dziewczynie na przywitanie. Ta odwzajemniała jego gest.
W tym samym momencie do rapera podszedł menadżer i zaczął rozmawiać z nim o nadchodzącym występie. Wyjaśnił mu wszelkie detale i upewnił się, czy chłopak, aby na pewno, czuł się na siłch, ponieważ było to jego pierwsze wystąpienie od czasu wypadku. Yongguk oczywiście natychmiast przytaknął. Był pełen energii i podekscytowany jak nigdy dotąd. Zdał sobie sprawę, że spowodowane to było obecnością jego młodej Strażniczki. Oczywiście, był pewny, że Diana nieraz już oglądała jego występ, ale ten miał być pierwszym, na którym zdawał sobie sprawę z jej obecności.
Dziewczynie niestety nie było tak wesoło jak jemu. Zrozumiała bowiem, że naprawdę zakochała się w swoim idolu. Najbardziej bolał ją fakt, że Yongguk najprawdopodobniej odwzajemniał jej uczucia.A ona przecież będzie musiała w końcu odejść... Nie będzie chroniła go wiecznie, nawet jeżeli już zawsze będzie tułać się po świecie. Mścicielka w końcu zniknie- trafi albo do Nieba, albo do piekła. To już zależało wyłącznie od tego, czy dusza dziewczyny ulegnie kiedyś oczyszczeniu. Jednak wątpliwościom nie podlegał fakt, że w końcu Yongguk zostanie wymazany z jej życiorysu i wice wersa.
Diana odetchnęła głęboko, próbując powstrzymać łzy, kiedy tuż obok niej usiadł Jean.
- Nie musisz ukrywać przede mną swoich uczuć. Wiem, że zależy ci na nim- skinął głową w dół, a dziewczyna znów spojrzała na uśmiechniętego rapera.
- To i tak bez znaczenia- stwierdziła z żalem w głosie.- Nawet jeżeli kiedyś się obudzę, jakie jest prawdopodobieństwo, że jakaś Polka zostanie dziewczyną takiej gwiazdy? Założe się, że nawet nie będę miała szansy, aby tu wrócić.
- Przeznaczenie, wbrew pozorom, jest nieprzewidywalne- Jean odgarnął mi czułym gestem włosy za ucho.
- Ta... Coś o tym wiem- mruknęła nastolatka i starała się zignorować skrępowanie. Nie przeszkadzał jej dotyk mężczyzny, ponieważ kojarzył jej się z dobrocią ojca, ale mimo tego, Jean był jej obcy. Nie robił nigdy niczego innego, prócz odgarniania jej włosów z twarzy, ale Diana czuła się dziwnie, kiedy patrzył na nią w tak przenikliwy sposób, jak w tamtym momencie. Zupełnie jakby próbował zajrzeć w głąb jej duszy.
- Mogę cię o coś zapytać?- Jean spojrzał jej w oczy. Ta prychnęła cicho słysząc ten sam tekst chyba setny raz i wzruszyła obojętnie ramionami.- Dlaczego włściwie się zabiłaś?- Diana spojrzała na niego kątem oka i odpowiedziała smętnie:
- Już ci mówiłam. I to nie raz.
- Chodzi mi o to, czy nie widziałaś jakiegoś innego rozwiązania?
- Pogrążona w depresji nastolatka nie myśli logicznie. Chciałam po prostu, żeby moje problemy się skończyły.
- Nie pomyślałas o tym, żeby poprosić o pomoc bliskich?
- Gdybym była mądrzejsza, pewnie bym tak zrobiła- Diana spojrzała w niebo i przypomniała sobie twarz matki. Dokładnie zapadł jej w pamięć moment, kiedy ta znalazła ją w kałuży krwi. Dziewczyna już wtedy patrzyła na siebie z góry, więc lekarze mieli raczej nikłe szanse, żeby ją uratować. Koniec końców, udało im się utrzymać ją przy życiu, ale tylko dzięki temu, że zapadła w śpiączkę.
Dianie czasem wydawało się, iż słyszała gdzieś w oddali płacz mamy. Jej cichy głos, pełny cierpienia szeptał przeprosiny i błagania, aby Bóg oddał jej córkę. Jednak nieważne jakich modlitw kobieta nie wznosiłaby do Nieba, dopóki nastolatka nie odkupił swojej głupoty, nie wróci do domu.
- Hej, Jean...- zaczęła. Miała dosyć rozmowy dotyczącej jej i jej śmierci.
- Tak?
- Jak właściwie umarłeś?- po twarzy mężczyzny przebiegł dziwny cień.
Jean nie powiedział jej jeszcze nic o swojej śmierci i życiu. Diana nic nie wiedziała o swoim towarzyszu, a jednak mu ufała. Chyba jednak nie odzyskała jeszcze zdrowego rozsądku, bo powierzyła swoją egzystencję całkiem obcej osobie, która równie dobrze mogła być zjawą z czeluści piekielnych. Już nie mówiąc o tym, że narażała na niebezpieczeństwo całe B.A.P.
- Wojna- odpowiedział krótko po chwili. Diana zmarszczyła brwi.
- Zbyt wiele mi to nie mówi.
- Dwudziesty maj, tysiąc dziewięćset czterdziesty rok, kanał La Manche. Niemcy przełamali front francuski. Byłem... Jestem jedną z ofiar- wyjaśnił bardziej szczegółowo.
- Walczyłeś podczas drugiej wojny światowej?- dziewczyna rozwarła ze zdumienia powieki.
- Byłem cywilem- poprawił. Wtedy Diana zrozumiała, że jego życie zostało zakończone bez jego wpływu. Tylko czemu, w takim razie, Jean był teraz tym, kim był?
Z tego co wiedziała, ludzi zmarłych można podzielić na cztery grupy. Do pierwszej z nich zaliczało się tych, którzy szli bezpośrednio do Nieba. Najwięksi szczęściarze, no ale w końcu zasłużyli sobie na taką nagrodę. Do drugiej grupy należeli ci, którzy trafiali do czyśćca. Oczywistym więc było, że grzesznikom należało się miejsce w piekle. Taki podział obowiązywał wbrew pozorom w każdej religi, mimo, że pod innymi nazwami.
Jednakże, istniała jeszcze czwarta, najbardziej specyficzna grupa zmarłych. Tułacze. Diana nie wiedziała dokładnie, jaki grzech popełnić trzeba było, aby należeć do takowych istot. Na pewno samobójcy musieli tułać się po świecie i, o ile się orientowana, niewdzięcznicy również odbywali taką karę. Więcej na ten temat nie wiedziała.
Chciała nawet poprosić Jean'a, aby dokładniej jej to wytłumaczył, ale wtem dostrzegła, że Yongguk macha w jej stronę i wskazuje jej, aby zeszła na dół. Przywdziała na twarz uśmiech i zeskoczyła z metalowego zabezpieczenia.
- No to lecę- rzuciła przez ramię w kierunku francuza. Ten skinął tylko głową. Jego wyraz twarzy pozostawał obojętny, jednak Diana nie dostrzegła dziwnego błysku w jego oczach, które momentalnie poszarzały...
Nastolatka wylądowała zgrabnie na ziemi i poczekała, aż rozmawiający dotychczas z Himchan'em raper podejdzie do niej.
- Idę do toalety- powiedział i z uśmiechem na ustach, chwycił Dianę za rękę. Takie drobne, czułe gesty zdarzały mu się coraz częściej. Były bardzo poruszające, jednak jednocześnie niepokojące.
- O co chodzi?- dziewczyna dała zaprowadzić się do garderoby B.A.P.
Przysiadła na niewielkiej sofie i przekrzywiła z ciekawością głowę.
- Chciałem spędzić z tobą trochę czasu przed występem- wyjaśnił i usiadł obok nastolatki. Pogładził wierzch jej dłoni.
- Jestem z tobą dwadzieścia cztery na dwadzieścia cztery- przypomniała mu z uśmiechem.
- Ostatnio ciągle gdzieś znikasz. Martwię się- Yongguk odwrócił jej dłoń wnętrzem do góry i przejechał opuszkami palców po bladych, podłużnych bliznach na nadgarstku. Spoglądał z ostrożnością na twarz Diany, oczekując jej reakcji.
- Po prostu chce dać ci chociaż trochę prywatności- zignorowała nieme pytanie o pozwolenie wypisane w jego oczach i zaśmiała się cicho, klnąc w myślach. Mogła się spodziewać, że zauważy. Dużo czasu spędzała z Jean'em, jednak nie mogła powiedzieć raperowi, że właściwie wprowadził się do niego drugi duch. Dopiero zrobiłaby się afera.
- A jeżeli ja nie chcę, żebyś oddawała mi moją prywatność?- zapytał Yongguk niesamowicie poważnym tonem. Diana zamarła z rozdziawionymi ustami.
- Co proszę?
- Nie chcę, żebyś znikała...- wyszeptał i zbliżył dłoń do rumieniącego się policzka. Dziewczyna przełknęła ciężko, widząc odbijające się w oczach chłopaka uczucia. Drgnęła, kiedy chłodne palce musnęły jej skórę. Nie żeby coś, ale nigdy jeszcze nie miała chłopaka. Z nikim nawet nie trzymała się za rękę, więc nie tylko to, że nagle została Aniołem Stróżem było dla niej zupełnie nową sytuacją.
- Jeszcze zaczniesz żałować tych słów- rzuciła kpiąco, próbując osłabić dziwnie napięty nastrój.- Wierz mi, potrafię wejść ludziom na głowę.
- Nie przeszkadza mi to- Yongguk pokręcił głową i założył jej włosy za ucho. Jean robił to samo, ale teraz poczuła się zupełnie inaczej. Jej serce drgnęło, a jej ciało ogarnęło ciepło. Przełknęła, kiedy raper zbliżył się do niej. Niemal mogła poczuć jego ciepły oddech na twarzy. Cholera, sytuacja wymykała się spod kontroli.
Yongguk objął dłonią jej policzek i pochylił się nad nią jeszcze bardziej. Szczerze, Diana nie wiedziała, co powinna myśleć w tamtym momencie. Z jednej strony, chłopak, którego kochała chyba chciał ją pocałować, ale z drugiej, miała ochotę uciec. Ale konflikt wewnętrzny. Na szczęście, albo na nieszczęście, decyzję podjął za nią ktoś inny.
Nagle Diana poczuła, jak zawartość tlenu w atmosferze zaczęła gwałtownie wzrastać. Była bardziej wyczulona na takie rzeczy, mimo, że nie mogły jej już zaszkodzić. Jednak mogły wywołać spore spustoszenie w organizmie Yongguk'a. Niby tlen był życiodawcą, jednak mógł być też zarazą, a później nawet zabójcą.
Dziewczyna odskoczyła gwałtownie od chłopaka, kiedy poczuła gdzieś w pobliżu złowrogą aurę. Różniła się nieco od tej, która zazwyczaj towarzyszyła Mścicielce, jednak póki co, Diana nie miała czasu, aby się nad tym zastanawiać. Rozejrzała się asekuracyjne dookoła.
- Otwórz szybko okno- rzuciła w sdtronę zdezorientowanego Yongguk'a. Trzeba było jak najszybciej wyrównać wzrastające wciąż stężenie tlenu w powietrzu.- Albo najlepiej, wracaj do reszty!- rozkazała i przeszła przez ścianę. Miała nadzieję, że raper jej posłucha.
Znów rozejrzała się dookoła, jednak nie dostrzegła nikogo, kto mógłby być zagrożeniem. Skupiła się próbując zidentyfikować źródło aury, którą wcześniej wyczuła, jednak jedynym co spostrzegała, była zbliżająca się postać Jean'a. Podleciała do niego szybko. W jego oczach odbijało się zagubienie i coś, czego nie potrafiła zinterpretować.
- Co się stało? Czy to...
- Nie wiem- odpowiedział francuz.
- Ale przecież...
- Wyczułem coś, ale zanim zdążyłem to odnaleźć, wszystko wróciło do normy- wzruszył ramionami i zmarszczył brwi. Szósty zmysł Diany zadzwonił ostrzegawczo. Coś było z mężczyzną nie tak.
- Wszystko w porządku?- dziewczyna spojrzała mu w oczy, a na dnie jej umysłu zrodziła się dziwna doza podejrzliwości. Sama nie wiedziała czemu, ale patrząc na mężczyznę unoszącego się tuż przed nią, zaczęła lekko wątpić. Nie wiedziała jednak w co.
- Nie wiem- odpowiedział dziwnym głosem.- Czuje się zdezorientowany przez to, co się stało. Zdezorientowany i niepokojąco bezradny- incydent nie był może rzeczywistym zagrożeniem, ale niebezpieczeństwo wciąż wisiało w powietrzu.- A tobie nic się nie stało? Co z chłopakiem?
- Mi nic nie jest, a Yongguk'owi kazałam wrócić do reszty zespołu. Nawet jeżeli to Mścicielka, nie odważy się zaatakować większej grupy- przynajmniej taką Diana miała nadzieję.- Na szczęście nie stało się nic poważnego- dziewczyna ostatni raz spojrzała w szare oczy Jean'a. Nie wiedzieć czemu, miała wrażenie jakby ich kolor nieco pociemniał.- Lepiej polecę się rozejrzeć...- coś podpowiadało jej, żeby jak najszybciej oddaliła się od mężczyzny. No kurna blaszka, jej szósty zmysł zaczął chyba świrować...
"Patrolowała" okolicę dość długo. Koncert B.A.P dawno się zaczął, jednak Diana bała się na nim pojawić. Nie, ona bała się konfrontacji z Yongguk'iem. Prawie się pocałowali, jednak jej serce niezbyt cieszyło się z rewelacji, wywołanych ciepłem na widok rapera. Z jednej strony, budziła się w niej euforia, ale rozum podpowiadał jej, że powinna izolować się od uczuć, nie na nich polegać. Cholera, miała wrażenie, jakby zaczęła funkcjonować na zasadach jakiegoś starożytnego racjonalizmu.
Spokoju nie dawało jej również to, co się stało. Niby nikt nikomu nie wyrządził krzywdy, ale paradoksalnie, to najbardziej ją niepokoiło. Mścicielka zawsze atakowała, no wiecie, ciężkimi działami. Nie jakimiś nic nieznaczącymi , pojedynczymi strzałami. To było zbyt nieszkodliwe, jak na sposób jej działania. Czyżby w pobliżu znajdował się jeszcze ktoś, kto źle im życzył? Wszystko komplikowało się coraz bardziej...
Diana przysiadła na dachu samochodu B.A.P i czekała aż koncert się skończy. Nigdzie nie widziała Jean'a, co dodatkowo wydało jej się dziwne.
Po około trzydziestu minutach, zespołowi udało się uciec podekscytowanym krzykom fanów. Z wielką ulgą B.A.P wrócili do dormu. Diana czekała nieprzyjemne zdenerwowana na Yongguk'a. Tylko jak właściwie miała wyjaśnić mu co się stało? Jeżeli powie raperowi, że spodziewała się ataku zjawy, czychającej na jego życie, chłopak raczej nie przyjmie tego dobrze...
Nagle drzwi pokoju otworzyły się.
- Diana?-Yongguk podszedł do niej szybko i przytulia ją do siebie. Było jej tak dobrze w jego ramionach...
- Nie zamkąłeś drzwi- dziewczyna odsunęła się od niego i odkrząchnęła. Machnęła lekko ręką, a po chwili do ich uszu dobiegło ciche kliknięcie. W pokoju zapanowała ciemność.
- Co się dzisiaj stało?- ciszę przełamał chłopak, szczerze zaniepokojony przygnębiony miną Diany.- Chyba nie uciekłaś przez to, że ja...- nastolatka zarumieniła się wbrew sobie, jednak pokręciła głową.
- Nie jestem jedynym duchem w okolicy- mruknęła, mając nadzieję, że takie wyjawienie mu wystarczy.
- Diano, czy ty... Jesteś zła?- Yongguk uciekł spojrzeniem w bok.- Przez to, co zrobiłem- jej rumieniec jeszcze się pogłębił.
- Raczej zaskoczona- mruknęła cicho.- Ja jeszcze nigdy nie...- zawiesiła się na chwilę, a chłopak zmarszczył brwi, nie wiedząc początkowo, o co jej chodziło.
- Nikt cię jeszcze nie pocałował?- zapytał z niedowierzaniem.
- Takie to dziwne?- Diana odważyła się na niego spojrzeć.
- No, nie tylko... Jesteś ładna i masz już siedemnaście lat...- Yongguk strasznie się zapeszył. Tego nigdy by się po niej nie spodziewał. Odnosiła się do niego z taką lekkością i z otwartością mówił zawsze o pozostałych członkach zespołu.- Ty naprawdę nigdy nie...?
- Dopóki cię nie poznałam, jakoś o tym nie myślałam- wzruszyła nieśmiało ramionami.
- A teraz myślisz?- Yongguk uśmiechnął się wbrew sobie, a jego duma została mile połechtana.
- Nie! Znaczy... No, może trochę...- przyznała Diana z rozbrajającą szczerością i zagryzła wargę.
Widząc jej słodką niepwność, raper zachichotał cicho i zbliżył się powoli do pogrążonej w półmroku postaci nastolatki. Ta spojrzała na niego zdziwiona, jednak nie zdążyła zareagować. Yongguk, tak jak wcześniej przed występem, nachylił się w jej stronę. Ostrożnie, tak aby jej nie przestraszyć, złączył ich usta w czułym pocałunku. Muskał lekko wargi Diany, a ta próbowała otrząsnąć się z początkowego szoku.
Jego usta były niesamowicie miękkie i zachęcały ją, aby odpowiedziała na słodkiego całusa. Poczuła przysłowiowe motylki w brzuchu, a jej serce zaczęło walić jak szalone. Omal nie ugieły się pod nią nogi. Oparła się o stojące za nią biurko. Zacisnęła palce na chłodnej, drewnianej krawędzi, czując, jak uścisk męskich ramion na jej talii zacieśnił się nieznacznie. Czuła się niesamowicie, mimo, że na dnie jej umysłu jakiś głos szeptał, iż nie powinno jej się to podobać.